Strona główna

Przyczyn kryzysu kilka

marcin90 | 04.12.2007; 19:40
Kryzys w jakim znalazła się Valencia spędza z pewnością sen z oczu każdemu, kto mieni się fanem Ches. 24 na 42 możliwe punkty w La Liga oraz odpadnięcie z dość łatwej grupy Ligi Mistrzów to scenariusz przed sezonem nie dopuszczany nawet w najgorszych nocnych koszmarach. Nie będąc ani prezydentem, ani trenerem Nietoperzy wpływu żadnego na grę Blanquinegros mieć nie mogę, warto jednak przeanalizować przyczyny żenujących wręcz wyników podopiecznych Ronalda Koemana.

Zmiana trenera

Zmiana szkoleniowca - bez znaczenia czy na lepsze, czy na gorsze - zawsze ma niemały wpływ na postawę drużyny. Nie od dziś bowiem wiadomo, że każdy trener ma inną wizję prowadzenia zespołu i dlatego też będzie się starał wpoić swym podopiecznym zupełnie inne pomysły na grę niż jego poprzednik. Dymisja i zatrudnienie nowego coacha często jest sprawą niezbędną, jednak nie ma chyba nic gorszego niż dokonywanie zmiany, podczas gdy sezon trwa w najlepsze. Juan Soler, co gorsza, wykazał się zupełnym brakiem wyczucia. Pod działaniem impulsu rozwiązał przedterminowo umowę z Quique Floresem w przededniu najważniejszych spotkań sezonu, to jest meczu z Realem oraz rewanżowej potyczki z Rosenborgiem w Champions League. Efekt? Dwie klęski i koniec marzeń o podboju Europy, a także i coraz mniejsze szanse w La Liga. Koeman może i jest dobrym trenerem, na obiektywną ocenę jest bowiem zbyt wcześnie, jednak prezydent klubu decyzję powinien podjąć na spokojnie i zakończyć współpracę z Floresem najlepiej latem, ale z pewnością nie wcześniej niż przed krótką przerwą na przełomie roku 2007 i 2008, by zawodnicy mieli choć chwilę czasu na poznanie metod szkoleniowych nowego trenera.

Rotacje w bramce

Wygrać się co prawda da i bez trenera, jednak by było to możliwe niezbędny jest silny skład. Podstawą każdej drużyny jest posiadanie dobrego bramkarza, który swymi pewnymi, a przede wszystkim skutecznymi interwencjami będzie w stanie wywalczyć drużynie punkty. Niestety najpierw Quique Flores, a potem Ronald Koeman albo nie potrafili dokonać właściwego wyboru, to jest dawali szansę wyjątkowo niepewnemu w tym sezonie Santiago Canizaresowi, albo stosowali system rotacji, który - co mogę poświadczyć bazując na własnym boiskowym doświadczeniu - jest czymś dla bramkarzy bardzo niekorzystnym. Brak gwarancji miejsca w pierwszym składzie przekłada się na niepewną grę, co drużynę kosztuje utratę głupich bramek. Trener musi dokonać jednoznacznego wyboru i dać pełną swobodę bramkarzowi, którego uzna za numer jeden.

Dziurawa obrona

Żelazna obrona była tym, z czego słynęła Valencia za czasów Cupera, czy Beniteza, a więc wtedy, gdy klub święcił swe największe sukcesy. W tym sezonie tymczasem Nietoperze tracą nader dużo bramek. Winy nie można zrzucać jedynie na bramkarzy, ponieważ przy wielu golach przeciwników byli oni zupełnie bez szans. Dziurawa jak szwajcarski ser obrona w znacznym stopniu ułatwia przeciwnikom odnoszenie zwycięstw. Kreowany na następcę Ayali Albiol bez swojego starszego kolegi jest zupełnie bezradny i często nie ma pojęcia, co zrobić ze zmierzającą w jego kierunku piłką. Marchena na lidera bloku defensywnego po prostu się nie nadaje, Ivan Helguera natomiast zbyt długo grał w Realu na pozycji defensywnego pomocnika. Władze klubu z Miguelem Angelem Ruizem na czele nie podołały więc zadaniu sprowadzenia szefa defensywy z prawdziwego zdarzenia - nikt chyba nie przypuszczał, że kimś takim będzie młodziutki Alexis - czego efektem jest przeogromny chaos i mnóstwo błędów w obronie.

Gdzie jest rozgrywający?

Skrzydła mamy bardzo dobre, gdyż na ogół Joaquin, bądź Angulo na prawej flance, a Vicente, czy Silva na lewej, ze swoich zadań wywiązują się zgodnie z oczekiwaniami. Defensywnych pomocników mamy nadmiar i zazwyczaj - za wyjątkiem Albeldy - wywiązują się ze swoich zadań poprawnie. Brak natomiast rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia, który prowadziłby grę Nietoperzy. Minie jeszcze dużo czasu nim Edu wróci do formy sprzed kontuzji, natomiast Manuel Fernandes, choć zawodnikiem jest bardzo perspektywicznym, to jednak nie prezentuje jeszcze najwyższej, światowej klasy. Dlatego też gra Nietoperzy, zwłaszcza w spotkaniach ze słabszymi rywalami wygląda na ogół źle i widać, iż podopiecznym Koemana brakuje pomysłu na grę.

Nie ten Villa

Największa gwiazda drużyny, marzenie menagerów z całego świata. Mowa oczywiście o El Guaje. Villa miał być motorem napędowym poczynań Valencii, jego bramki miały zapewniać zwycięstwa, tymczasem uchodzący za jednego z najlepszych snajperów globu napastnik zawodzi na całego. Grający z siódemką snajper często przechodzi koło meczów, w najważniejszych momentach nie potrafi samemu wywalczyć piłki i dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. To nie ten sam El Guaje, którego pamiętamy sprzed mniej więcej roku, czy dwóch lat. Jego partner z pierwszej linii - Fernando Morientes jest natomiast typem zawodnika, który musi dostać dobrą piłkę od pomocników, by móc coś zrobić. Tych jednak jest jak na lekarstwo. W efekcie Valencia straciła już więcej bramek niż ich strzeliła, co jeszcze niedawno było wręcz nie do pomyślenia.

I co dalej?

Jak zaznaczyłem we wstępie wpływu żadnego na poprawę gry, bądź wyników Ches nie mam żadnego. Można jednak się zastanowić – bo takie prawo przysługuje każdemu – co w zaistniałej sytuacji powinien zrobić Ronald Koeman. Trener wielkiego wpływu na politykę transferową nie ma, więc przynajmniej na razie musi radzić sobie z takimi zawodnikami, jakich posiada. Konieczne jest wybranie jednego bramkarza, który będzie bezsprzecznym numero uno. Kto oglądał jakikolwiek mecz Valencii wie, że tylko jeden zawodnik na to miano w chwili obecnej zasługuje, mianowicie Timo Hildebrand. Holender powinien również posadzić na ławkę tych, którzy brakiem ambicji, czy umiejętności na grę w pierwszym składzie nie zasługują. Grać powinni jedynie ci, którzy są najlepsi, nawet kosztem pupilków publiczności. Trenera bowiem rozlicza się nie za wystawiony skład, lecz za osiągane przez jego drużynę wyniki.

Valencia pogrążona jest w głębokim kryzysie. Można wręcz stwierdzić, iż niebezpiecznie chwieje się nad przepaścią. Kapitan tonącego statku – Ronald Koeman stoi przed nie lada wyzwaniem. Jeśli mu się powiedzie i wydźwignie Los Ches na wyżyny, dołączy do elitarnego grona wielkich zasłużonych, takich jak Benitez czy Cuper. Jeśli nie, dowodzona przezeń Valencia pójdzie – niczym Titanic – na dno i minie sporo czasu za nim odrodzi się niczym feniks z popiołów.

Kategoria: Ogólne | Źródło: własne