Strona główna

Choroba wciąż niewyleczona...

Bartłomiej Płonka | Arkadiusz Bryzik | 16.12.2012; 19:30

Rayo zwycięża na Mestalla

Króciutka okazała się seria zwycięstw Ernesto Valverde. Po dwóch triumfach w Pampelunie na Estadio Mestalla, Blanquinegros po słabiutkim pojedynku przegrali z Rayo Vallecano 0:1 i do czwartej w tabeli Malagi tracą już siedem punktów. Choroba Valencii wciąż nie jest wyleczona, zespół wciąż zawodzi i gra nieregularnie...

Valverde postanowił rozpocząć mecz ofensywnie. W wyjściowym składzie nie zobaczyliśmy nominalnego defensywnego pomocnika. Środek pola tworzyli Tino Costa i Ever Banega a na Mediapunta obserwowaliśmy Jonsa. Ponadto na lewej stronie wystąpił Andres Guardado a nie Aly Cissokho. Reszta bez większych zaskoczeń.

Mecz poprzedziła minuta ciszy upamiętniającą Boro, jednego z kibiców walenckiego klubu, który zginął w tygodniu w wypadku samochodowym. Piłkarze złożyli rodzinie fana kondolencje, a kibice przygotowali piękną oprawę na cześć zmarłego.

Pierwszą niezłą sytuacje stworzyli sobie „Nietoperze”. Po dośrodkowaniu Tino Costy piłkę wypiąstkował bramkarz gości. Dobijać próbował Pablo Piatti, lecz po mocnym strzale przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Ładną interwencją popisał się natomiast kibic siedzący za bramką Cobeno.

W odpowiedzi z rzutu wolnego strzelał Dominugez jednakże po rykoszecie od muru piłka wyszła na rzut rożny. Następnie po kolejnej centrze strzału głową próbował Adil Rami jednak obyło się bez większego strachu.

Najgroźniejsza sytuacja w pierwszej połowie miała miejsce na kilkanaście minut przed jej końcem. Piatti stracił piłkę na rzecz zawodnika przyjezdnych jednak szybko sytuację naprawił Banega, który podał do Guardado a Meksykanin strzałem z daleka próbował zaskoczyć Cobeno. Futbolówka nieznacznie minęła słupek.

Do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis. Można było być mimo wszystko dobrej myśli gdyż w obu wygranych meczach w Pampelunie po 45 minutach nie oglądaliśmy bramek. W każdym razie pierwsza połówka nie była jakoś straszliwie słaba ale też i nie porywała.

Drugą część otworzył strzał Jonasa, który znów wybronił golkiper Madrytczyków. Chwilę później mogliśmy oglądać nawet gola sezonu. Vazquez posłał na bramkę Alvesa „centro-strzał”, ale Brazylijczyk nie dał się zaskoczyć i odbił zmierzającą do siatki futbolówkę. Blisko było byśmy mogli zobaczyć kapitalne trafienie.

Gospodarzom chwilę później należał się rzut karny. Roberto Soldado ewidentnie był przytrzymywany przez rywala a przypominało to bardziej „duszenie” .

Gra Valencii z upływem czasu stawała się coraz bardziej męcząca i monotonna. Ernesto Valverde mówił, że w tym pojedynku ważniejszy dla niego może być nawet styl gry aniżeli sam wynik. Niestety niedzielnego popołudnia nie widzieliśmy ani stylu ani wyniku.

„Jedziemy po zwycięstwo” – tak przed starciem mówił Chori Dominguez. Jak powiedział tak uczynił. W 81. minucie Tino Costa fatalnie stracił piłkę przed własnym polem karnym a potem swój błąd naprawiać chciał tak nieudolnie, że popełnił kolejny prokurując jedenastkę. Jedynie pozostawało liczyć na Diego Alvesa jednak ten nie dał rady i z gola dającego prowadzenie mógł cieszyć się wspomniany Dominguez. 0:1.

Los Ches próbowali uratować choćby punkt. Jednak wszystko było zbyt szarpane. Efektów nie przyniosły ani strzały Bernata ani Banegi a tym bardziej marne przedstawienie Parejo, który chciał wymusić rzut karny.

Ci którzy ponownie myśleli, że Valencia wydostaje się z dołka znów się mylili. Blanquinegros po raz nasty udowodnili jak potrafią być nieobliczalni i nieregularni a ich choroba nadal nie ustępuje. A, i jeszcze jedno! Kiedy komentujący spotkanie Leszek Orłowski sypał komplementy dla Antonio Barragana przez chwilę się zastanowiłem czy pan Orłowski mówi na poważnie czy zwyczajnie sobie szydzi?

Na koniec odsyłam Was do felietonu Piotrka Marchewczyka!

Zapraszamy do wyboru najlepszego piłkarza spotkania, przestawienia swoich typów odnośnie meczu z Getafe oraz zapoznania się z garścią pomeczowych statystyk.

Zobacz skrót spotkania!

Kategoria: Składy | Źródło: Wlasne