Strona główna

Najniższy wymiar kary

Szymon Witt | Zdzisław Lewicki | 20.02.2012; 15:40

"Nietoperze" zmiecione z boiska...

Valencia dostała od Barcelony srogie baty, a ja piszę o „najniższym wymiarze kary”? Niestety, taka jest smutna rzeczywistość. Gdyby tylko piłkarze „Dumy Katalonii” zagrali z większą koncentracją i mniejszą nonszalancją, powinni zakończyć mecz z dwucyfrową liczbą bramek. To tylko obrazuje, jak tragicznie zaprezentowali się podopieczni Emery’ego…

Na konfrontację z „więcej niż klubem” baskijski szkoleniowiec wystawił najsilniejszy skład. Unai był do tego stopnia zdeterminowany, by osiągnąć dobry wynik na Camp Nou, że w czwartkowym meczu 1/16 finału Ligi Europy dał odpocząć kilku czołowym piłkarzom. Za długie leżenie do góry brzuchem nie przyniosło pożądanych efektów – Victor Ruiz, Miguel, Albelda czy Soldado byli całkowicie bezproduktywni.

Początek spotkania nie zwiastował końcowej katastrofy – wręcz przeciwnie. W 9. minucie szalenie ambitny Sofiane Feghouli perfekcyjnie zacentrował do Pablo Piattiego, a Gerard Piqué i Martín Montoya bezradnie przyglądali się, jak Argentyńczyk pakuje piłkę do siatki Víctora Valdésa!

Po strzelonym golu Blanquinegros z niezrozumiałych względów zupełnie stanęli. Podania, pressing, interwencje obrońców – wszystko to stało się kolejno niecelne, nieudolne i spóźnione. W to było graj piłkarzom Blaugrany, którzy po kiepskim początku zaczęli łapać wiatr w żagle. Nieuchronnie nadchodziła katastrofa.

Demontaż Valencii rozpoczął się w 22. minucie. Z lewego skrzydła płasko dośrodkował Pedro Rodríguez, Adil Rami przeciął centrę, lecz zrobił to tak niefortunnie, że do piłki dopadł Leo Messi i niemal z zerowego kąta pokonał Diego Alvesa. Dodatkowo przy próbie zablokowania Pedro poważnej kontuzji nabawił się Miguel, którego zastąpił Ricardo Costa.

Po pięciu minutach Katalończycy już prowadzili. Andrés Iniesta popisał się genialnym podaniem na lewe skrzydło do Érica Abidala. Francuz zagrał mocno wzdłuż bramki, gdzie czyhał już Messi, który na raty pokonał Alvesa.

Po objęciu prowadzenia piłkarze Barcelony poczuli się tak pewnie, że co rusz wchodzili w obronę Valencii niczym nóż w roztopione masło. Rozmach w grze drużyny Pepa Guardioli był wręcz imponujący – nawet jak na Barcelonę! Gdyby nie świetne interwencje Alvesa, który wygrał mnóstwo pojedynków sam na sam z Alexisem Sánchezem, Ceskiem Fàbregasem czy Iniestą, Los Ches nie mieliby czego szukać już po pierwszej połowie. A tak wciąż tliła się jeszcze złudna nadzieja, której jedynym źródłem było tylko jednobramkowe prowadzenie gospodarzy.

Od początku drugiej połowy Katalończycy starali się rozwiać wszelkie wątpliwości, która z drużyn zasługuje na zwycięstwo. Ataki na bramkę Alvesa sunęły raz za razem, a serce wiło się w nieludzkich jękach patrząc, jakie męczarnie przeżywa defensywa „Nietoperzy”. Oszczędzając kolejnych razów czytelnikom VCF.pl pominę opisy zaiste niemożliwych do powtórzenia akcji Barcelony. Dość powiedzieć, że gdyby nie Diego Alves, liczba zdobytych bramek po stronie gospodarzy już po 60. minutach osiągnęłaby wartość dwucyfrową.

Cios przesądzający o zwycięstwie Blaugrana zadała dopiero w 76. minucie. Cristian Tello strzelił mocno po długim słupku, Alves wybił piłkę przed siebie, lecz pięciu zawodników Valencii stojących we własnym polu karnym okazało się wolniejszych od jednego Messiego, który skutecznym uderzeniem skompletował hat-tricka.

Messiemu było jednak wciąż mało. W 85. minucie Argentyńczyk wykorzystał doskonałe podanie Sergio Busquetsa, popędził na bramkę „Nietoperzy” i ze stoickim spokojem przerzucił piłkę nad Alvesem. Messiemu wystarczył jeden mecz i beznadziejna postawa defensywy Valencii, by znacznie przybliżyć się do liderującego w klasyfikacji strzelców Cristiano Ronaldo i nadać o rywalizacji o Trofeo Pichichi dodatkowych rumieńców.

W doliczonym czasie gry wprowadzony z ławki rezerwowych Xavi wykorzystał kolejny klops Ramiego i pogrążył doszczętnie ekipę z Mestalla. Chwilę później pan Turienzo Álvarez zakończył spotkanie, skracając męki całemu światowemu Valencianismo

Valencia zagrała najgorszy mecz z Barceloną za kadencji Unaia Emery’ego. Zazwyczaj plan taktyczny Baska pozwalał na uniknięcie takich blamażów, jakiego byliśmy świadkami niedzielnej nocy. Tym razem zawiódł plan, trener, piłkarze. Najbardziej – w sferze mentalnej. Blanquinegros zostali rozjechani przez Barcelonę, bo sami się przed nią położyli. A ta tym razem nie była miłościwa i pokazała swoją nadludzką siłę…

19.02.2012, Primera División, 24. kolejka.

FC Barcelona 5:1 Valencia CF

Bramki: 22’, 27’, 76’ i 85’ Messi, 90+1’ Xavi – 9’ Feghouli

Żółte kartki: Albelda, Tino Costa, Soldado.

FC Barcelona: Valdés - Montoya, Piqué, Puyol, Abidal – Iniesta (86’ Xavi), Busquets, Fàbregas (77’ Thiago) - Alexis, Messi, Pedro (68’ Tello).

Valencia CF: Alves – Miguel (25’ R. Costa), Rami, V. Ruiz, Mathieu - Albelda, T. Costa (82’ Topal) - Feghouli, Jonas, Piatti (66’ Alba) - Soldado.

Statystyki i sytuacja w Primera División

Wybierz piłkarza meczu

Skrót spotkania: VCF Video

Cały mecz do pobrania

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne