Strona główna

Za mało na Sevillę

sebol | 31.01.2010; 23:47

Negredo bohaterem na Pizjuán

Barcelona wymęczyła zwycięstwo w meczu z Gijon, Real gładko rozprawił się z nie stawiającym wielkiego oporu Deportivo - zwolennicy ligi hiszpańskiej czujący niedosyt czekali z niecierpliwością na niedzielną konfrontację Sevilli z Valencią, a kibice Los Ches wierzący w triumf swej drużyny niestety musieli pogodzić się z inną rzeczywistością.

Spotkanie na Estadio Sanchez Pizjuán pomiędzy Sevillą i Valencią zapowiadało się niezwykle emocjonująco. Jeśli mielibyśmy wskazywać jakieś mecze w La Liga, które miałyby elektryzować sympatyków futbolu, a które nie miałyby mieć w swym udziale potentatów - Realu ani Barcelony - to chyba tylko ten mecz mógłby zasłużyć na takie miano. Było to także starcie zespołów, które na dzień dzisiejszy są najpoważniejszymi kandydatami do zajęcia miejsc 3-4 premiujących do gry w elitarnej Lidze Mistrzów, można się jednak domyślać, że dla obu ekip nie jest obojętne, na której z tych lokat ostatecznie się uplasują i walka o 3 miejsce może toczyć się między nimi zaciekle do samego końca. Co o składach? Trener Emery zaskoczył posadzeniem na ławce Evera Banegi, ponownie nie skorzystał też z usług Angela Dealberta, natomiast Manolo Jimenez w obsadzie ataku zdecydował się na duet Kanoute-Negredo, pozostawiając na ławce rezerwowych Luisa Fabiano.

Już w pierwszej minucie gospodarze postraszyli Valencię: wrzucał Navas, a Kanoute, który doskoczył do piłki, zdołał oddać strzał, jednak zrobił to za słabo. Kolejny z ciekawszych zwrotów akcji znów za głównego bohatera wybrał sobie napastnika z Afryki. Tym razem wbiegający w pole karne Malijczyk został zatrzymany przez Davida Navarro, a jego reakcja, a także i reakcja trybun wyrażały zdziwienie, dlaczego arbiter nie wskazał na wapno. W kolejnych minutach Sevilla budowała kolejne ataki, a strzał Navasa obroniony przez Cesara był uwieńczeniem jednego z nich. Gdyby ilość przeprowadzanych akcji miała być dla kogoś niedostatecznym dowodem na wyższość gospodarzy, gol z 20 minuty musiał rozwiać te wątpliwości. Nie padł on co prawda z gry, ale podopieczni Jimeneza solidnie na niego zapracowali. Piłka bita z rzutu rożnego przedłużona została przez Francuza Escudé i spadła prosto pod nogi Alvaro Negredo, który niedokładnie przypilnowany przez Pablo zdołał trafić do siatki z bliskiej odległości. Co można powiedzieć o grze ofensywnej Los Ches w pierwszych dwóch kwadransach? Gracze w czarnych koszulkach nie potrafili wykonać niczego ciekawego i skutecznego, gdy zdołali się już zbliżyć w okolice formacji defensywnej Sevilli - przegrane pojedynki, blokowane strzały - świadczyło to też o dobrej postawie obrońców gospodarzy. Niemniej jednak koncepcja gry Valencii nie powalała na kolana - posyłanie długich piłek próbujących ominąć formację defensywną nie sprawdzało się - podania najzwyczajniej nie docierały do adresata, a jeśli już znajdywały drogę do celu, zawodnik nie potrafił jej odpowiednio opanować. Należy skarcić też Carlosa Marchenę, który chyba nie zrozumiał celu w jakim zastąpił Evera Banegę - wątpliwym jest bowiem, iż zostało mu polecone naśladowanie brylującego Argentyńczyka. Kapitan Valencii tak właśnie się zachowywał, gdyż niemal każde podanie zagrywał jakby z myślą o asystowaniu - formalnością jest stwierdzić, że zupełnie mu to nie wychodziło. Dalsza część pierwszej odsłony nie przyniosła większych emocji, a jedynie błąd w przyjęciu piłki Cesara, pomyłki w sędziowaniu arbitra (nie dostrzegł ręki gracza Sevilli, nie zagwizdał paru fauli) i oczywiście wiara w możliwości ulubionej drużyny pozwoliły nam nie zasnąć podczas oglądania meczu.

Druga połowa nie wiązała się wcale z odmianą oblicza gry, ani też oblicza drużyny Valencii, która za nic nie przypominała tej ekipy chociażby z meczu z Villarreal. Ciągle przeważali gracze Sevilli, ciągle stwarzali zagrożenie szczególnie skrzydłami, za sprawą Perottiego i Navasa, ciągle beznadziejnie spisywał się Carlos Marchena. W 56 minucie zareagował wreszcie Unai Emery sięgając po piłkarzy z ławki rezerwowych - Bask wysłał na plac gry zdobywającego gole Zigica, a także kreującego grę Evera Banegę, a zawołał do siebie - co nie dziwi - Carlosa Marchenę, a także Pablo, który także nic wielkiego nie zaprezentował. Mecz zaczął stawać się coraz ciekawszy, gra się ożywiła, a drużyny pozwoliły sobie na wymianę ciosów, w której trzeba przyznać przewagę uzyskali Blanquinegros. Walczył Zigic, dryblował Silva - efektów w postaci groźnych akcji, a tym bardziej bramek jednak nie było. W momencie, gdy Ches pracowali na wyrównujące trafienie, błędy indywidualne piłkarzy Nietoperzy doprowadziły do utraty kolejnej bramki i utrudnienia sobie drogi do uzyskania korzystnego rezultatu w tym meczu. Strata piłki w środku pola Davida Albeldy, szybka kontra 3 na 2 w wykonaniu graczy Sevilli, pozostawienie bez krycia Alvaro Negredo i finalnie piękne przerzucenie piłki nad Cesarem Sanchezem przez wychowanka Realu Madryt - od 68 minuty było 2:0. Co bardzo istotne, druga stracona bramka nie odebrała animuszu trzeciej drużynie La Liga, a wręcz uczyniła ich ataki jeszcze groźniejszymi. Coraz częściej oglądaliśmy w polu karnym rywali Davida Villę, który jednak niejednokrotnie znajdował się na pozycji spalonej. Główkował Zigic, uderzał z dystansu Mata, ale Andres Palop był tego dnia w formie i wyłapywał lecące w światło bramki piłki. Czas płynął, na zegarze widniała już 87 minuta, kiedy Emery zdecydował się zastosować ostatnią zmianę, wpuszczając Chori Domingueza za Davida Silvę. W tak zaawansowanym stadium meczu, przy dwubramkowej przewadze Sevilli trudno było nie pokusić się o myśli mówiące, iż gracze Valencii nie są już w stanie nic wskórać. Jednakże nawet największym niedowiarkom nadzieję przywrócił David Navarro, który odbitą przez Palopa po mocnym strzale głową Zigica piłkę, wpakował z linii bramkowej do wnętrza bramki, także głową. Doliczone 4 minuty nie wystarczyły niestety przyjezdnym, by powalczyć jeszcze o zmianę wyniku, a dużą zasługę w tym mieli umiejętnie grający na czas podopieczni Jimeneza.

Mecz na szczycie dla Sevilli - gospodarze z solidnie zorganizowaną obroną, groźnymi skrzydłami i niezwykle skutecznym Alvaro Negredo odprawili z kwitkiem Valencię nie posiadającą tego dnia zbyt wielu atutów upoważniających do sięgnięcia po punkty. Rewanż za inaugurację dokonany. Czy był to decydujący mecz dla losów obu drużyn? Tego dowiemy się dopiero w późniejszym czasie.

Składy:

Sevilla FC: Palop; Adriano, Stankevicius, Escudé, Fernando Navarro; Zokora, Renato, Navas, Perotti (Capel 70'); Kanouté (Luis Fabiano 64'), Negredo (Romaric 75').

Valencia CF: César; Miguel, David Navarro, Alexis, Bruno; Albelda, Marchena (Ever 56'), Pablo Hernández (Zigic 56'), Silva (Domínguez 86'), Mata; Villa.

Raport pomeczowy

Skrót spotkania: VCF Video

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne