Strona główna

Puchar Króla oddala się...

Rivv | 07.01.2010; 00:04

Valencia 1:2 Deportivo

Skład, który wybiegł na murawę Estadio Mestalla w meczu 1/8 Copa del Rey przeciwko Deportivo La Coruña, mówił jedno – szkoleniowiec Nietoperzy Unai Emery nie miał zamiaru traktować krajowego pucharu ulgowo. Wręcz przeciwnie, Valencia miała atakować i rozstrzygnąć losy rywalizacji już w pierwszym spotkaniu, o czym świadczyło niespotykane za kadencji Emery’ego ustawienie z dwójką napastników – Villą i Zigicem. Niestety, wszystkie plany spaliły na panewce, a po porażce 1:2 Blanquinegros są bardzo blisko odpadnięcia z rozgrywek o Puchar Króla.

Moyá w bramce, Maduro na środku obrony, Zigic w ataku obok Davida Villi – to największe zmiany, jakie zaszły w jedenastce Valencii w stosunku do sobotniego ligowego spotkania z Espanyolem Barcelona. Największa rewolucja nastąpiła jednak w ustawieniu drużyny. Najstarsi valencianistas nie mogli przypuszczać, iż Emery zdecyduje się wypuścić do boju dwóch napastników. Jednakże nawet bardzo dobra współpraca „Flipa i Flapa” Lewantu w tym meczu nie przyniosła wymiernych korzyści Nietoperzom.

Początek meczu absolutnie nie zwiastował tak koszmarnego zakończenia dla Valencii. Nasi faworyci od samego początku siedli na przeciwnikach, zmuszając zawodników Deportivo do popełniania prostych błędów. Bliski zamienienia na gola jednej ze strat gości był Joaquín, jednak w ostatniej chwili wyprzedził go Felipe. Chwilę potem Ximo dośrodkował z rzutu rożnego, Villa zgrał w polu karnym do Maduro, który bez zastanowienia uderzył na bramkę. Golkiper Deportivo Manu sparował piłkę wprost pod nogi Carlosa Marcheny, który nie miał problemów ze zdobyciem gola. Bramka nie została jednak uznana, ponieważ sędzia liniowy dopatrzył się pozycji spalonej kapitana Ches, choć tak naprawdę był on w jednej linii z obrońcami gości. Blanquinegros nie podłamali się tą sytuacją i atakowali dalej z dużym animuszem. Marchena miał okazję zdobyć gola, który nie wzbudziłby już żadnych kontrowersji, ale jego uderzenie z powietrza przeleciało minimalnie obok bramki Blanquiazules. W 11 minucie Villa prostopadle podał do wychodzącego na czystą pozycję Zigica. Serb urwał się obrońcom i uderzył obok Manu, który jednak w ostatniej chwili dłonią zatrzymał futbolówkę zmierzającą wprost do siatki. Ofensywa Valencii trwała w najlepsze, lecz nasi ulubieńcy nie potrafili pokonać portero Deportivo. Akcje Nietoperzy nabierały tempa – po jednej z nich Miguel z prawego skrzydła oddał ni to strzał, ni dośrodkowanie. Piłka zmierzała w kierunku bliższego słupka bramki Depor, jednak Manu w ostatniej chwili złapał ją. Kolejna akcja Blanquinegros po prostu musiała skończyć się golem, tym bardziej, że była niespotykanej urody. Zigic zgrał głową do Villi, ten angielką odegrał do wbiegającego w pole karne Joaquína. Ximo mając przed sobą tylko bramkarza uderzył kilka centymetrów ponad poprzeczką. Pierwszą naprawdę groźną okazję gospodarze stworzyli sobie w 36. minucie gry, jednak Moyá wyszedł obronną ręką z sytuacji sam na sam z Adrianem. Od razu wyprowadzona została szybka kontra, po której przed znakomitą szansą stanął Mata, jednakże, podobnie jak parę chwil wcześniej Joaquín, Juan posłał futbolówkę nad bramką. Mimo wielu dogodnych szans, piłkarze Valencii schodzili do szatni przy stanie 0:0.

Niewykorzystane sytuacje zemściły się okrutnie zaraz po przerwie. W 47. minucie w pole karne dośrodkował Juan Rodríguez, a najszybciej do piłki doskoczył Andrés Guardado. Moyá wyciągnął się jak długi, ale nie był w stanie zapobiec utracie bramki. Jednak dla kibiców zgromadzonych na Mestalla jeszcze większym szokiem od straconego gola była gra ich piłkarzy. Valencia, z nieskutecznej, ale grającej w pierwszej połowie ładnie, kombinacyjnie i efektownie drużyny, w drugiej odsłonie przerodziła się w niedołężny zespół walący głową w mur, nie potrafiący przedostać się pod pole karne przeciwnika. Bezlitośnie wykorzystali to gracze Deportivo, którzy w 55. minucie podwyższyli prowadzenie. Pablo Álvarez dostał podanie od Zé Castro, wpadł w pole karne, zwiódł na zamach Dealberta i posłał piłkę do siatki. Konsternacja na Mestalla, konsternacja na ławce Valencii. Emery zareagował od razu, wpuszczając na boisko powracającego po kontuzji Davida Silvę oraz Manuela Fernandesa. Pierwsza groźniejsza akcja Valencii w drugiej połowie miała miejsce dopiero w 67. minucie (sic!), gdy Bruno dośrodkował na głowę Villi, jednak uderzenie El Guaje nie było na tyle groźne, by sprawić większe problemy Manu. Nadzieję w serca valencianistas wlał jeszcze rekonwalescent Silva na ponad kwadrans przed zakończeniem spotkania. Po dośrodkowaniu Miguela i główce Bruno piłka trafiła przed pole karne do Evera Banegi. Strzał Argentyńczyka zmierzał w kierunku słupka bramki Depor, jednak w ostatniej chwili lot futbolówki piętą zmienił Silva, kompletnie myląc portero gości. Valencia wciąż atakowała, ale dobrze zorganizowani przybysze z Galicji nie pozwalali naszym na stworzenie sobie klarownych sytuacji. W 90. minucie przed wielką szansą stanął Bruno. Po dośrodkowaniu Miguela Manu wypiąstkował piłkę wprost na głowę naszego bocznego obrońcy. Bruno był zaskoczony takim obrotem rzeczy, mimo to zdołał oddać strzał, lecz minął on dosłownie o centymetr opuszczoną przez golkipera bramkę Depor. Na więcej nie starczyło już czasu i umiejętności.

Ta porażka jest równie bolesna, co zaskakująca. Z pewnością mało kto spodziewał się, że zawodnicy SuperDepor będą w stanie wywieźć z Estadio Mestalla zaliczkę w postaci zwycięstwa i dwóch wyjazdowych goli. To stawia Valencię pod bardzo grubą ścianą, tym grubszą, że podopieczni Miguela Ángela Lotiny prezentują wielką dyscyplinę w obronie i zrobią wiele, by Los Ches nie strzelili w rewanżu dwóch, potrzebnych do awansu, bramek. Niedawna wizyta Nietoperzy na El Riazor, zakończona wynikiem 0:0, jest argumentem dobitnie potwierdzającym najgorsze przewidywania. Dopóki piłka w grze, wszystko może się zdarzyć, lecz bardzo prawdopodobne jest, że to już koniec przygody Blanquinegros w tegorocznym Copa del Rey.

Skrót: VCF Video

Kategoria: Ogólne | Źródło: własne