Strona główna

Alcoyano nie tak groźne jak Alconcor

Po wczorajszym meczu, który wstrząsnął światem, przegranym przez Real Madryt 0:4 z trzecioligowym Alcorcon, dziś przed równie wymagającym rywalem w 1/16 finału Pucharu Króla stanęli gracze Valencii. Do tragedii nie doszło – Blanquinegros, nie przemęczając się nadmiernie, odnieśli skromne zwycięstwo 1:0 nad drużyną Alcoyano.

Jak to w takich meczach bywa, Unai Emery dał szansę pokazania się na murawie głębokim zmiennikom etatowych graczy pierwszego składu. Tak więc w bramce mogliśmy zobaczyć Miguela Ángela Moyę, blok defensywny tworzyli Bruno, Dealbert, Alexis oraz już bardzo dawno niewidziany w akcji Asier del Horno. Środek pomocy obsadzony został przez Baraję i Maduro, za szybkie akcje skrzydłami odpowiadać mieli Jordi Alba oraz Joaquín, natomiast zadanie nękania obrońców i bramkarza Alcoyano posiadał Nikola Zigic wspierany przez Wenezuelczyka Miku.

Na murawie mniejszej od boisk drużyn Primera División od początku spotkania panował istny chaos. Pierwszą ofiarą owego nieładu mógł stać się Alexis. Defensor Los Ches w 4. minucie gry, będąc ostatnim obrońcą, stracił piłkę na rzecz Pau Francha, jednak napastnik gospodarzy pogubił się w rajdzie na bramkę i nie zagroził poważniej Moyi. Po tym błędzie inicjatywę wyraźnie przejęła Valencia. Wpierw Miku dośrodkowywał z prawego skrzydła wprost na głowę Barajy, lecz doświadczony pomocnik trafił w portero gospodarzy. Kilka chwil potem Joaquín znakomitym podaniem obsłużył Zigica. Serbski gigant w sytuacji sam na sam z Maestro nie zdołał zdobyć bramki. W końcu jednak świątynia Alcoyano została odczarowana. W 10. minucie Ximo otrzymał prostopadłe podanie od Jordiego Alby, stanął oko w oko z miejscowym golkiperem i z zimną krwią uderzył piłkę lobem. Cudowne techniczne uderzenie znalazło drogę do siatki. W dalszej części pierwszej połowy z boiska wiało przeraźliwą nudą. Gracze Valencii usatysfakcjonowani skromnym prowadzeniem ograniczali się do leniwego rozgrywania piłki i przerywania nielicznych ataków Alcoyano. Najciekawszym, a zarazem smutnym dla sympatyków Nietoperzy wydarzeniem, był uraz Alexisa. Obrońca w powietrznym pojedynku zderzył się z jednym z rywali i upadł na murawę. Pozornie niegroźnie wyglądająca kontuzja skończyła się dla defensora bardzo niebezpiecznie. Alexis, z rozciętą skórą pod prawym okiem, zaczął tracić przytomność. Szybka interwencja lekarzy zapobiegła nieszczęściu, jednak zawodnikowi założono kołnierz ortopedyczny i zniesiono go z boiska na noszach. Miejmy nadzieję, że naszemu piłkarzowi nie stało się nic poważnego.

Druga część gry była równie nieciekawa, jak pierwsza, choć większą determinację do ataków przejawiali gospodarze. Moyá musiał bronić groźne uderzenia Adriana z rzutów wolnych i, pomimo problemów, nie dał się pokonać. Valencia grała jakby od niechcenia, chcąc dowieźć minimalne zwycięstwo do ostatniego gwizdka. Naszym chłopcom udała się ta sztuka. Mogło być nawet lepiej, jednak w samej końcówce sytuację sam na sam z Maestro po raz kolejny zmarnował Zigic. Po tej okazji arbiter spotkania, pan Paradas Romero, zakończył to mało interesujące widowisko.

Najważniejsze jest zwycięstwo i awans do kolejnej rundy, który dzięki wyjazdowej wiktorii znajduje się na wyciągnięcie ręki. Za kilka dni nikt nie będzie pamiętał, że Valencia grała na pół gwizdka, zawodnicy nie angażowali się w grę i marnowali sytuacje, które powinni wykorzystywać z zamkniętymi oczami. Niemożliwym jest, by Nietoperze w rewanżowym spotkaniu na Estadio Mestalla mogli mieć jakiekolwiek kłopoty z tak mizernym przeciwnikiem. Los Ches mogą być spokojni o awans do kolejnej rundy, a w kontekście wczorajszej hipersensacji skromne wyjazdowe zwycięstwo można uznać za dobry rezultat.

Bramka Ximo: VCF Video

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne