Strona główna

Valencia w katastrofalnym stylu przegrała swoje pierwsze spotkanie w rundzie rewanżowej Primera Division. Czary goryczy przepełnia fakt, że rywal - RCD Mallorca - przed tym spotkaniem nosił niechlubne miano czerwonej latarni ligi, a ostatnie zwycięstwo odniósł 26 października 2008 roku, i to w konfrontacji z Espanyolem Barcelona, obecnie przedostatnią drużyną ligi BBVA. Mimo to Nietoperze poległy 1:3.

Unai Emery w tym spotkaniu nie mógł skorzystać z zawodników pierwszej jedenastki: kontuzjowanych Renana, Manuela Fernandesa, Joaquina i Davida Villi. Jednak ciężko znaleźć wytłumaczenie dla decyzji szkoleniowca, który w pierwszej jedenastce nie wystawił Emiliano Morettiego i Rubena Barajy. Jedynym wytłumaczeniem jest chyba tylko to, że trener postanowił oszczędzać wyżej wymienionych na rewanżowy mecz Pucharu Króla z Sevillą.

Entrenador drużyny z Balearów, Gregorio Manzano, mógł skorzystać ze wszystkich swoich zawodników. W pierwszej jedenastce Barralets wybiegli napastnicy: Aduriz i żyjąca legenda drużyny - Juan Arango. Na skrzydłach biegali Jurado i Fernando Valera, a w środku pola mieli rządzić Marti i Mario Suarez. I rządzili.

Tak jak w ostatnich spotkaniach z Villarreal czy Athletic Bilbao Nietoperze zaczynały efektownie i skutecznie, tak teraz mecz zaczęła Mallorca. W 8 minucie na bramkę Guaity uderzał Fernando Valera. Młody portero sparował strzał, ale do piłki dopadł Jurado i wpakował ją do bramki Valencii. Los Ches starali się natychmiast odpowiedzieć, ale miękka wrzutka Silvy do Maty nie przyniosła efektu. Tymczasem swoje ataki z łatwością przeprowadzali gospodarze. Guaita musiał bronić strzały kolejno Jurado i Arango. Ataki Valencii przypominały natomiast walenie głową w mur.

W końcówce pierwszej połowy stało się coś, czego nawet najwięksi pesymiści wśród kibiców Valencii nie mogli przewidzieć. W 39 minucie Jurado po minięciu Raula Albiola przedzierał się w pole karne Nietoperzy, po czym przewrócił się w nim, a sędzia Iturralde González podyktował jedenastkę. Nie wiadomo, na jakiej podstawie arbiter przyznał rzut karny gospodarzom, ponieważ o ile Albiol rzeczywiście faulował zawodnika Mallorki, zrobił to przed polem karnym. Jednak stało się. Strzałem z wapna Guaitę pokonał Marti. Nasi nie zdołali nawet jeszcze pomyśleć o krzywdzie, jaką wyrządził im rozjemca tego spotkania, a już przegrywali 0:3. Varela popisał się kapitalnym podaniem do Jurado, a ten popędził na bramkę Valencii i nie dał najmniejszych szans na skuteczną interwencję naszemu portero. 45 minut i było praktycznie po meczu. Tak słabo, chaotycznie i bez polotu grającej Valencii nie widzieliśmy już dawno. Chyba ostatni raz za czasów kadencji trenera, który nazywał się Ronald Koeman. To mówi samo za siebie.

Nasi gracze zasługują na rozgrzeszenie chyba tylko dlatego, że w drugiej połowie podjęli walkę o zejście z murawy z honorem. Emery wpuścił na boisko Rubena Baraję i Vicente. Te ruchy wyraźnie ożywiły ofensywne poczynania Nietoperzy, jednak defensywa nadal pozostała dziurawa i chętnie przyjmowała ataki gospodarzy. W stronę świątyni Guaity zmierzała niezliczona ilość strzałów Juana Arango, sam golkiper ratował zespół, gdy bronił uderzenia Mario Suareza, Jurado i Aduriza. Z naszej strony mogliśmy przeciwstawić tylko Vicente, który jako jedyny wykazywał większą ochotę do gry. W końcu próby lewoskrzydłowego przyniosły efekt. W 72. minucie po zamieszaniu w polu karnym dostał piłkę od Davida Silvy i zdobył honorową bramkę. Drużyna Nietoperzy atakowała do końca, jednak Mallorca nie wypuściła takiej szansy z rąk i do końca wynik nie uległ już zmianie.

Valencia została po prostu upokorzona na Ono Estadi. Zespół, który celuje w Ligę Mistrzów, nie może pozwalać sobie na takie kompromitujące wpadki. Nie popisał się szkoleniowiec, który stwierdził, że nieobecnośc Davida Villi i Joaquina nie zostanie zauważona. Tymczasem brak tych zawodników był aż nadto widoczny - bez nich drużynie kompletnie nie szło konstruowanie akcji. Dziś w oczy wszystkim kibicom zajrzał duch Valencii jeszcze nie tak dawno dowodzonej przez Koemana. Valencii grającej bez duszy, bez agresji, bez polotu. Valencii dostającej lanie od największych słabeuszy Primera Division. Takiego występu naszej drużyny nie chcemy oglądać nigdy więcej.

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne