Strona główna

Niesamowite emocje towarzyszyły spotkaniu rozgrywanemu pomiędzy Valencią i Villarreal na Estadio Mestalla w ramach 18. kolejki Primera Division. Mecz zakończył się wynikiem 3:3, mimo że Nietoperze prowadziły przez prawie całe spotkanie.

Dla drużyny Żółtej Łodzi Podwodnej spotkanie z regionalnym rywalem miało być okazją do przełamania serii trzech porażek. Niepowodzenia odniesione kolejno w spotkaniach z Sevillą, Barceloną i Realem Madryt, a więc z potentatami ligi sprawiły, że zespół z El Madrigal spadł na 7 miejsce, które jak wiadomo nie daje nawet prawa gry w Pucharze UEFA. Gdyby Villarreal zakończył sezon na tej pozycji, byłoby to dla drużyny Manuela Pellegriniego prawdziwą klęską, gdyż przed sezonem zapowiadano walkę o mistrzostwo Hiszpanii.

Z kolei Valencia po porażkach z Barceloną i Realem meczem z Atletico udowodniła, że mały kryzys w drużynie kreowany przez media odszedł w niepamięć. W 17. kolejce drużyna Los Ches zagrała jeden ze swoich najlepszych meczów w tym sezonie, całkowicie dominując nad przyjezdnymi z Madrytu. To samo chciała zaprezentować w derbach regionu Walencja.

W drużynie Pellegriniego zabrakło serca i płuc drużyny - mistrza Europy Marcosa Senny oraz kontuzjowanego prawego obrońcy Javi Venty. W ekipie z Mestalla nie mógł zagrać Vicente pauzujący za czerwoną kartkę, którą ujrzał w spotkaniu w Pucharze Króla przeciwko Racingowi Santander, a także Miguel, który za domniemane grożenie śmiercią arbitrowi tego spotkania został ukarany przez hiszpańską federację zawieszeniem na trzy mecze.

Od początku spotkania Valencia rzuciła się na rywali, co przyniosło natychmiastowy efekt bramkowy. David Silva krótko rozegrał rzut rożny z Joaquinem, który wrzucił futbolówkę w pole karne wprost na głowę Rubena Barajy. Pomocnik Blanquinegros przez nikogo nie atakowany bez problemu wpakował piłkę do bramki strzeżonej przez Diego Lopeza.

Jednak gracze Valencii nie poprzestali na jednobramkowym prowadzeniu. Już w 10 minucie było 2:0. David Albelda, który niespodziewanie zajął miejsce na prawej obronie pod nieobecność Miguela, popisał się znakomitym podaniem do Davida Villi. El Guaje znakomicie przyjął piłkę w jedenastce przeciwnika, efektownym zwodem ograł Diego Godina i pewnym strzałem pokonał Lopeza. Typowa akcja w stylu Villi.

Niespodziewanie szybkie prowadzenie Los Ches najwyraźniej rozjuszyło gości, którzy rozpoczęli szturm na bramkę Renana. Santiago Cazorla popisał się znakomitym lobem, jednak brazylijski portero nie dał się zaskoczyć i sparował uderzenie na poprzeczkę. Chwilę później bramka znów się zatrzęsła, gdy Gonzalo Rodriguez uderzeniem głową trafił w to samo miejsce, gdzie Cazorla. Defensywa Nietoperzy nie była zbyt pewna i często dopuszczała do groźnych sytuacji pod własną bramką. Jednak na szczęście na wysokości zadania stawał Renan, na przykład w 27 minucie, gdy obronił strzał głową Angela. Zawodnicy Valencii pozwolili wyszumieć się drużynie Villarreal i sami przystąpili do kontrataku. Szalała dwójka Davidów - Villa i Silva. Pierwszy znów trafił do bramki, ale sędzia odgwizdał pozycję spaloną, natomiast drugi po podaniu Joaquina trafił w poprzeczkę bramki Lopeza. Sam Ximo też siał popłoch w szeregach obronnych Villarreal. W 44 minucie przeprowadził rajd przez połowę boiska, jednak jego strzał był minimalnie za wysoki. Niestety, powtórzyła się historia w meczu z Atletico, gdy po okresie swojej zdecydowanej przewagi Nietoperze w ostatniej minucie straciły bramkę. Kompletnie niepilnowany Fabricio Fuentes nie miał żadnych problemów, by po dośrodkowaniu z rzutu rożnego uderzeniem głową pokonać Renana. Mimo straty gola kibice Valencii mogli śmiało powiedzieć: w pierwszej połowie Żółta Łódź Podwodna została zatopiona.

I nikt nie spodziewał się, że owa łódź zdoła załatać dziury i wypłynąć na powierzchnię. Lecz tak się niestety stało. Przez pół godziny drugiej połowy gra była wyrównana i obie ekipy miały swoje szanse. Jednak po zejściu z boiska dowodzącego defensywą Raula Albiola akcje Villarreal stały się o wiele groźniejsze. Na skutki tego nie trzeba było długo czekać. W 76 minucie na pozycję sam na sam z Renanem wyszedł Joseba Llorente i choć pierwszy jego strzał sparował brazylijski portero, to przy atomowej dobitce był bezradny. Radość graczy Villarreal nie trwała jednak długo - dwie minuty później Mata dośrodkował na głowę Edu, który wyprowadził Valencię na prowadzenie. Notabene, brazylijski pomocnik wszedł właśnie za... Albiola.

Jednak ostatnie słowo należało do gości. W 82 minucie w polu karnym Valencii przewrócił się Joan Capdevila, a sędzia Medina Cantajelo uznał, że sprawcą upadku mistrza Europy był Joaquin i wskazał na wapno. Giuseppe Rossi nie dał szans Renanowi i na tablicy pojawił się wynik 3:3. Drużyna Nietoperzy atakowała i walczyła do końca, jednak nie udało się po raz czwarty pokonać Diego Lopeza.

Po tym spotkaniu na pewno pozostał lekki niedosyt. Nasi chłopcy przez prawie cały mecz prowadzili, by ostatecznie dać sobie wydrzeć zwycięstwo. Raczej nie można powiedzieć, że przegrali wygrany mecz, ponieważ Villarreal także prezentował tego wieczoru znakomitą dyspozycję i miał tyle szans na strzelenie kolejnych goli, co Valencia. Jednak ciągle nasuwa się refleksja, że Blanquinegros po tak wspaniałym początku i dwubramkowym prowadzeniu powinni wygrać derby Walencji. Cóż, Naszym jeszcze troszkę brakuje, byśmy mogli z czystym sumieniem powiedzieć, że jesteśmy kibicami najlepszej pod względem sportowym drużyny świata. Ale narzekanie po tak fenomenalnym widowisku byłoby sporym nietaktem.

Raport pomeczowy

Oceny VCF.pl

Bramki:

1:0 Baraja

2:0 Villa

3:2 Edu

Skrót:

VCF Video

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne