Strona główna

Wywiad z Juanem Sanchezem.

Dzidek | 25.04.2008; 19:08
Nazywany Romario Aldayi, miasta położonego nieopodal Walencji, 35-letni Juan Sanchez, który z początkiem tygodnia objął stanowisko sekretarza technicznego, wypowiada się na temat celów swojej pracy w klubie.

Czy z Twoją rolą w klubie wiąże się duża odpowiedzialność?
Kiedy Rafael Salom złożył mi propozycję objęcia tej posady, umówiliśmy się, że decyzje będą podejmowane przez trzy osoby: jego, trenera oraz mnie. Zdaję sobie sprawę z wielkiej odpowiedzialności, godzę się jednak na ryzyko i jeżeli mi nie wyjdzie, odejdę.

Nowy szkoleniowiec… czy jest już zakontraktowany?
Nie. Naprawdę. Rozmowy są prowadzone, ale nie ma jeszcze ugody z nikim, ale wiemy czego chcemy.

Zatem Emery albo Marcelino?
Kiedy Valencia zdobywała trofea, szkoleniowcami byli wielcy taktycy, potrafiący współpracować z zespołem. Zarówno Marcelino jak i Emery to świetni fachowcy i wydaje się, że obaj pasują do profilu trenera, którego szukamy.

Czy Valencia potrzebuje rewolucji?
Valencia potrzebuje spokoju i przed wszystkim dobrych wyników w najbliższych pięciu meczach. Na dzień dzisiejszy potrzebujemy 25 piłkarzy z wolą walki, zdających sobie sprawę z tego co zaszło. To oczywiste, że mamy szeroką kadrę i nie wszyscy pozostaną w klubie, jednak z pewnością nie będzie roszad podobnych do tych z zeszłego lata.

Będziesz musiał decydować o przyszłości swoich przyjaciół, jak na przykład Davida Albeldy…
Wiąże nas przyjaźń, to prawda. Byłem zaskoczony grudniowymi wydarzeniami, ponieważ wszyscy są profesjonalistami, wiem że przechodzili przez to niezwykle ciężko. W przypadku Albeldy, byłem zdziwiony… - taki piłkarz, a takie przykrości. Zasługiwał na więcej szacunku. Jeżeli po tym wszystkim nadal chce pomóc drużynie, trzeba to docenić. Chciałbym, żeby jeszcze zagrał dla Valencii.

Kategoria: Wywiady | Źródło: As