Strona główna

Zły trener

marcin90 | 28.03.2008; 15:32
Kontrowersje wzbudza od samego początku swej przygody z Valencią. Kibiców Ches podzielił na dwie grupy: o wiele liczniejszych przeciwników, którzy oprócz jego dymisji domagają się zmian w górnych strukturach klubu i zwolenników, którzy apelują o wyrozumiałość i czas dla trenera, licząc na skutki jego pracy w najbliższym czasie. Ronald Koeman, bo o nim oczywiście mowa, po katastroficznym początku swej przygody z Valencią i miesiącach posuchy bez zwycięstw i strzelonych bramek, odniósł wreszcie swe pierwsze poważne „sukcesy” z Los Ches – awans do finału krajowego pucharu oraz zwycięstwo nad przewodzącym wyścigowi o tytuł mistrzowski Realem. Wśród oponentów Holendra szybko jednak zaczęła przeważać opinia, iż owe tryumfy były jedynie zasługą zawodników, podczas gdy winą za porażkę był zawsze obwiniany sam Koeman.

Koemana nie lubię, ideałem trenera raczej nigdy dla mnie nie będzie, wątpliwe nawet, by kiedykolwiek zapracował na moją sympatię. Niemniej, pomimo całej osobistej niechęci do szkoleniowca Ches, niezwykle trudno jest nie zauważyć, iż niektóre z jego decyzji okazały się strzałami w dziesiątkę. Przede wszystkim Holender bezgranicznie zaufał niemieckiemu portero – Timo Hildebrandowi, który w spotkaniach z Barceloną, czy Realem pokazał, jak się winno bronić w sytuacjach wręcz beznadziejnych. Trener Ches dał również szansę na pokazanie swoich umiejętności jednemu z największych talentów hiszpańskiego futbolu – Juanowi Manuelowi Macie, który odwdzięczył się za kredyt zaufania w najlepszy z możliwych sposobów – strzelając kilka ważnych bramek, w tym dwie najważniejsze – w drugim półfinałowym spotkaniu Pucharu Króla. Holender awansował ponadto do finału tych rozgrywek, co jest sztuką, która ostatnio udała się Hectorowi Raulowi Cuperowi przed dziewięcioma laty. I choć puchar na ogół traktowany jest przez czołówkę La Liga po macoszemu, to jednak osiągnięcia szkoleniowca umniejszać nie wypada.

Nie ma na świecie miejsca, w którym fani Ches nie domagali się zwolnienia Koemana. I ja, przyznaję bez bicia, niejednokrotnie sfrustrowany żenującą postawą piłkarzy i stratą punktów z drużynami typu Recreativo, bądź Almeria (przy całym szacunku dla obu ekip) krzyczałem wespół z innymi: ”Fuera”. Dwie wygrane z Barceloną i Realem nie są w stanie zmienić mojego poglądu na dotychczasowe „osiągnięcia” szkoleniowca, który w głównej mierze jest winowajcą niskiej pozycji Ches i widma degradacji do Segunda Division. Niemniej komentarze po spotkaniu z Realem, wedle których wygrana i zdobycie 3 punktów to zasługa samych zawodników, którzy w cudowny sposób sami się zmotywowali (ciekawe, czemu na wcześniejsze spotkania im się nie udawało), są co najmniej niedorzeczne. Jak żywo przypominają mi sytuację z Mistrzostw Świata w Korei i Japonii, kiedy to Eugeniusz Kolator winą za porażki z gospodarzami turnieju i reprezentacją Portugalii obarczył ówczesnego szkoleniowca kadry – Jerzego Engela, podczas gdy zwycięstwo w spotkaniu ze Stanami Zjednoczonymi było zasługą samych zawodników. Sensu w wypowiedzi wiceprezesa PZPN do spraw organizacyjnych trudno się doszukać, podobnie jak i w wypowiedziach fanów Ches przypisujących sukcesy w ostatnich dwóch spotkaniach jedynie zawodnikom.

Do Koemana przylgnęła łatka złego trenera, który – co spowodowane jest powszechną niechęcią do Holendra – był, jest i pewnie jeszcze długo będzie obwiniany o wszystkie niepowodzenia zespołu. Moim zamiarem nie jest, i nigdy nie będzie, nakłanianie fanów Ches do zmiany swojej opinii dotyczącej szkoleniowca. Jedyne, co mi się marzy to obiektywna ocena, bądź umiejętność pochwalenia nawet najbardziej nie lubianego zawodnika, czy trenera za dobry występ zespołu, czy słuszną decyzję.

Kategoria: Felietony | Źródło: własne