Strona główna
Były, zasłużony dla fanów Valencii prezydent niespodziewanie zjawił się dzisiaj w siedzibie hiszpańskiej gazety „Marca”, by wyrazić swoją opinię na temat polityki transferowej Realu Madryt jak i rzekomo zainteresowanego Davida Villi.

- Pamiętam bardzo dobrze jakich to argumentów musiałem wielokrotnie używać, aby „Blancos” wycofali ofertę za któregoś z naszych piłkarzy. Wszystkie zagrywki władz Realu opanowałem znakomicie i mam je w małym palcu. Jako pierwszy, na którego zagięli parol był Mendieta. Oczywiście nie pozwoliliśmy na jakiekolwiek pertraktacje i oferta spełzła na niczym. Później, długo agitowali Ayale. Uważałem go za profesjonalistę, wiedziałem, że stanowił o sile defensywy w tamtych latach i tak samo jak wcześniej jednoznacznie odmówiłem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że ambitni, kluczowi zawodnicy kosztują dlatego zdecydowałem się na podwyżkę jego gaży. To właśnie z nim w składzie zespół odniósł sukces na krajowym podwórku, ale także w Europie, czego przykładem jest Puchar UEFA i Superpuchar.

Bitwa na płace

- Pensje świadczone przez stołecznych są niewątpliwie z najwyższej półki. Po dziś dzień, piłkarze grający w białych trykotach zarabiają 3 razy więcej niż na Mestalla. W ich przypadku łatwo jest zapytać o klasowego sportowca i dobić transakcji. W Valencii jest niestety odwrotnie, gdyż nie dysponujemy i nigdy nie dysponowaliśmy takimi pieniędzmi jak „Królewscy”. Juan Soler dobrze wie, iż Villa na przeprowadzce na Bernabeú zarobiłby niebagatelną kwotę. Jego pensja z pewnością nabrałaby rozmiarów czterokrotnie większych niż teraz. Niemniej jednak wybór należy do samego zawodnika.

Kategoria: Wywiady | Źródło: marca.com