Strona główna

Valencio, quo vadis!?

Dominik Piechota | Arkadiusz Bryzik | 01.12.2012; 19:56

Jesteśmy świadkami upadku...

Dokąd zmierzasz? – należałoby zadać to pytanie sternikowi walenckiego okrętu, który regularnie opada, by ostatecznie utonąć. Kibice po raz kolejny muszą doświadczać obrazu ośmieszanych "Nietoperzy". Najbardziej wymownym komentarzem było ponowne pojawienie się białych chusteczek na Estadio Mestalla. Słynny gest, niepraktykowany przez kilka miesięcy, okazał się prawdziwym pożegnaniem – Mauricio Pellegrino został wyrzucony!

W przedmeczowych wypowiedziach Mauricio Pellegrino odgrażał się, że jego drużyna mierzy wyłącznie w komplet punktów. Potwierdzeniem słów Argentyńczyka okazał się wyjściowy skład, który na przysłowiowym papierze wyglądał bardzo okazale. Do jedenastki powrócił kontuzjowany ostatnio Joao Pereira, a dodatkowo swoją obecnością skład zaszczycili Bernat i Jonas.

Mocniejszego rozpoczęcia zgromadzeni nie mogli sobie wyobrazić, bowiem już po kilkudziesięciu sekundach Roberto Soldado wpakował futbolówkę do siatki. Mistrzowskim podaniem z głębi pola odznaczył się Fernando Gago. Obrońcy Realu Sociedad pogubili się, gdyż myśleli, że piłka jest adresowana do walenckiego napastnika. Tymczasem Juan Bernat wykorzystał ich gapiostwo oraz przejął piłkę. 19-latek natychmiast oddał ją do Soldado, a reprezentant Hiszpanii w tradycyjnym dla siebie stylu dołożył nogę z najbliższej odległości - 1:0.

Pierwsze minuty zwiastowały wspaniały mecz w wykonaniu "Nietoperzy" i końcową fiestę. Mylny urok przeminął jednak po niespełna kwadransie. Erreala zaczęli dochodzić do głosu, poczuli się pewniej, aż... zdominowali gospodarzy.

Rozpoczęło się obstrzeliwanie Diego Alvesa. Począwszy od niewinnych kontr, po groźne stałe fragmenty, aż do długich ataków pozycyjnych. Antoine Griezmann obił słupek bramki, Xabi Prieto sprawdził refleks Alvesa uderzeniem głową, Vela wygimnastykował Ruiza przy linii, a następnie z ostrego kąta huknął w Brazylijczyka. Diego cierpliwie znosił wszystkie krzywdy i przewinienia obrońców - potocznie zwanych "kolegami z drużyny". Koledzy jednak nie narażają się na takie zagrożenia. Reprezentant Brazylii poradził sobie nawet, gdy Diego Ifrán otrzymał sytuację doskonałą bez asysty defensorów. "Otrzymał", ponieważ Banega bezsensowna stratą dowiódł o swych działaniach kolaboracyjnych.

Rubén Pardo kolejnymi podaniami zachęcał partnerów do śmielszych ataków. Blanquinegros prowadzili, lecz był to tylko blichtr i splendor, gdyż w piłkę grali przyjezdni. Biało-Niebiescy straszyli bramkarza kolejnymi strzałami. Diego jeszcze przez jakiś czas wytrwał. Wybronił zaskakujący strzał z powietrza Xabiego Prieto oraz poradził sobie ze strzałem Griezmanna spoza pola karnego.

W międzyczasie dwukrotnie do głosu doszedł Roberto Soldado. Raz przeniósł piłkę wysoko ponad bramką, próbując efektownego woleja. A chwilę później zdobył bramkę, lecz arbiter Clos Gómez szybko anulował trafienie, ponieważ Roberto był na pozycji spalonej. I tak jednak brawa dla Gago za piękne podanie, a także trzymanie poziomu wobec kolaboracji innych zawodników.

Przełomowy moment nadszedł kilka minut przed przerwą. Jonas miał wykorzystać szansę gry w podstawowej jedenastce, a zwyczajnie narobił sobie wrogów oraz doprowadził do najgorszego - zesłał na siebie krytykę walenckich kibiców. W sytuacji na własnej połowie Brazylijczyk potraktował Davida Zurutuzę ciosem w twarz. Niedosłownie - w walce o piłkę Jonas nadużył pracy łokciami, a Hiszpan padł na ziemie niczym po uderzeniu jednego z braci Kliczków. Arbiter nie był w tym pojedynku człowiekiem cierpliwym lub miłosiernym. Próżno było doszukiwać się u niego altruizmu - po prostu wyrzucił napastnika z boiska podarunkiem koloru czerwonego.

Co okazało się kluczowe? Na pewno gra w dziesięciu gospodarzy, lecz dlaczego? Wpłynęło to na ich psychikę czy po prostu Real poczuł swoją szansę? Kwestia nieistotna. Dwie minuty po wykluczeniu Jonasa, Baskowie wyrównali. Gdy walencki klub bronił się w dziesięciu na własnej połowie, to Zurutuza pokusił się o prostopadłą piłkę pomiędzy wszystkimi piłkarzami "Nietoperzy". Niespodziewanie oko w oko z Alvesem wyszedł De la Bella, nabrał bramkarza sprytną i efektywną sztuczką techniczną, a później wpakował piłkę do pustej bramki - 1:1.

Podczas przerwy Mauricio Pellegrino mógł zastanawiać się, jak zmotywować piłkarzy do walki o zwycięstwo. Patrząc przez pryzmat drugiej połowy. Powinien raczej skupić się na kwestii utrzymania remisu.

Druga część meczu, podobnie jak większość pierwszej, była rozgrywana pod dyktando przyjezdnych z San Sebastián. Carlos Vela znacznie się uaktywnił i dołączył do grona zawodników nękających Alvesa. Specjalnością meksykańskiej kuchni były uderzenia techniczne i cudowne dokrętki w kierunku bramki. Diego musiał się mocno rozciągać lub po prostu patrzeć z niedowierzaniem na kolejne strzały. Najczęściej wybierał opcję numer dwa, bo po strzałach Veli i kolegów był bezradny.

Mało kto pamiętał o pięknym śnie z drugiej minuty, ponieważ pojedynek zaczynał zamieniać się w koszmar. Niecały kwadrans po wznowieniu gry i Real Sociedad wyszedł na prowadzenie. Rubén Pardo wykonuje rzut rożny, wobec biernej postawy przeciwników jeden z kolegów przedłuża piłkę, a środkowy defensor - Mikel González - umieszcza piłkę w siatce zaskoczonych gospodarzy. 1:2.

Siedem minut później doszło do kolejnego zabójczego ciosu. Diego Ifrán wykorzystał kontratak swojego zespołu - a Mauricio Pellegrino ostrzegał! - i znalazł się sam na sam z golkiperem. Prawdopodobnie przy pomocy odrobiny szczęścia minął Diego Alvesa i umieścił piłkę w pustej bramce. Prawie niczym De la Bella przed kilkudziesięcioma minutami. Nie uratował tej sytuacji nawet ofiarny wślizg jednego z "Nietoperzy". Przynajmniej wślizg godny pochwały. Że też mu się chciało... - 1:3.

Jednocześnie doszliśmy do momentu, gdy wielu sfrustrowanych kibiców szukało metody na walkę z tym absurdem. Niektórzy wyłączyli transmisję, inni z kolei opuścili obiekt. Najbardziej kreatywni byli jednak kibice, którzy rozpoczęli poszukiwania bieluśkich chusteczek w swoich płaszczach i kurtkach. Zaraz, zaraz. Ten obraz chyba był już chyba wielokrotnie oglądany przez Nas. Sympatycy Valencii powstali, by z gracją i wdziękiem pomachać na odchodne Mauricio Pellegrino. Co niektórzy dołączyli do tego gromkie "Fuera!".

Sytuacja zabolała chyba zawodników z Mestalla, ponieważ pokusili się o kilka minut wzmożonej aktywności. Efektem był gol kontaktowy. Sofiane Feghouli szarżował prawą flanką, by dograć piłkę celnie po ziemi do Roberto Soldado. Hiszpan ze spokojem wpakował futbolówkę do siatki. Nadzieje odżyły, bo na tablicy wyników widniało - 2:3.

Wielu najwierniejszych łudziło się, że kwadrans wystarczy na wyrównanie, ale przedwcześnie pozytywnych emocji pozbawił ich Agirretxe. Obiektywnie: Real Sociedad rozegrał cudowną, zespołową akcję. Wymieli piłkę kilkukrotnie na jeden kontakt przed polem karnym. Ostatecznie piłka trafiła do Agirretxe, Hiszpan znów minął Diego Alvesa i kulnął piłkę w kierunku bramki. Gwizdy, gwizdy, jeszcze raz gwizdy - 2:4.

Wraz z upływem regulaminowego czasu gry dzieła zniszczenia dopełnił Carlos Vela. Sofiane Feghouli, zrobiony na przymus prawym obrońco-skrzydłowym, potraktował zbyt ostro rywala w polu karnym. Reakcja sędziego była jednoznaczna - podyktował jedenastkę. Rzut karny pewnie wykorzystał Meksykanin. Manita, powszechnie wykorzystywane pojęcie w przypadku zaaplikowania rywalowi pięciu bramek, można by rzecz, że to synonim "upokorzenia" dla Valencii - 2:5.

Ostatni gwizdek. Miliony wniosków*. Nie skupiajmy się jednak na krytykanctwie pojedynczych jednostek (zacząłbym oczywiście od Jonasa). Absurdalna sytuacja, gdy w dwóch meczach zespół z Ligi Mistrzów traci dziewięć bramek. Wstyd, farsa, parodia. Kibice popularnym gestem z białymi chusteczkami w roli głównej zadali prezydentowi klubu dosadne pytanie: "Dokąd zmierzamy!?". Odpowiedź Manuela Llorente była jednoznaczna. Jeśli okręt tonie, należy przekazać czapkę kapitana komu innemu. Wieczorem - 1. grudnia 2012 roku - Mauricio Pellegrino pożegnał się z pierwszą pracą trenerską. Argentyńczyk został zwolniony. Jan Tomaszewski określa to bardziej niecenzuralnie, ale zostańmy przy wersji, że Mauricio Pellegrino został wyrzucony z pracy. Pomimo późnej godziny, wielu kibiców otworzyło szampany z okazji tej wieści. Nie wiadomo jednak, czy każda zmiana wyjdzie na dobre. Wiemy jedno: znów zaczyna się nowy okres. Nieprzypadkowo wielokrotnie używałem słów "Maurico Pellegrino" zamiast "trener". Obecnie El Flaco jest na bruku...

Miliony wniosków* - kilkoma z nich podzielę się niebawem w Oku Kibiców.

Zapraszamy do wyboru najlepszego piłkarza spotkania, przestawienia swoich typów odnośnie meczu z Lille oraz do zapoznania się z pomeczową garścią statystyk:

Kategoria: Składy | Źródło: Własne