Strona główna

Soldado-Show w Mińsku!

Dominik Piechota | 24.10.2012; 00:38

BATE Borysów 0:3 Valencia CF

Przed kilkunastoma dniami mówiło się o kryzysie w walenckim klubie, lecz powoli ten przykry temat staje się nierealną przeszłością. Podopieczni Pellegrino rozegrali jeden z najlepszych meczów w tym sezonie i pokonali nieprzewidywalną drużynę mistrza Białorusi. Jednocześnie Valencia została liderem grupy F na półmetku rozgrywek grupowych!

Wielu kibiców co najmniej zaskoczył wybór podstawowej jedenastki. Szkoleniowiec nie miał dylematu z obsadą bramki, ponieważ Guaita narzekał na dolegliwości zdrowotne. W tej sytuacji między słupkami pewny miejsca był Diego Alves. Ruiza spotkała kara za błędy w poprzednim spotkaniu, bo na środku obrony zagrali Rami oraz R. Costa. Po bokach defensywy operowali Cissokho oraz Pereira. Największą niespodzianką było desygnowanie aż trzech środkowych pomocników do gry - Davida Albeldy, Tino Costy i Fernando Gago. Miejsce na skrzydłach zajęli Feghouli oraz Guardado, a na szpicy rozpoczął Roberto Soldado. Zamiast tradycyjnego 4-2-3-1 lub 4-4-2, oglądaliśmy w wykonaniu "Nietoperzy" nietypowe 4-3-3.

Przed tym pojedynkiem możliwy był każdy scenariusz. Skazywane na porażkę BATE, niespodziewanie plasowało się na pozycji lidera. Jedynym celem Blanquinegros było zwycięstwo i - w efekcie - uspokojenie sytuacji w tabeli.

Goście dosyć szybko chcieli udowodnić swoją wyższość, bo już w czwartej minucie przed bramkarzem z piłką znalazł się Roberto Soldado. Napastnik tym razem skierował futbolówkę prosto w Gorbunova. Kilka minut później doskonałą okazję na otwarcie wyniku miał Guardado. Meksykanin, zamiast odegrać piłkę do partnera, zdecydował się na uderzenie. Strzał pomocnika był zbyt słaby i nie stanowił zagrożenia dla bramki Białorusinów.

Hiszpanie byli stroną dominującą od początku meczu, lecz postawa zawodników z Borysowa zasługiwała na solidną pochwałę. Gospodarze emanowali spokojem, opanowaniem i dobrą wizją taktyczną. Szczelnie ustawiona linia obronna wraz z wspierającymi pomocnikami uniemożliwiała konstruowanie ataków pozycyjnych, a dodatkowo podopieczni Goncharenki wykorzystywali każdą szansę do kontrataków.

Niebiesko-żółci od początku grali bez żadnych kompleksów aż w końcu zaczęli dochodzić do sytuacji podbramkowych. Wobec bezsilności i prymitywnych form rozgrywania piłki, za próby ataków wzięli się gracze z Białorusi. Najpierw po cudownym rajdzie w pole karne przedostał się Hleb, a następnie próbował zaskoczyć Alvesa. Chwilę później Rodionov testował swój celownik strzałem z główki. Pewne interwencje i skupienie Diego Alvesa zapobiegły niechcianej i niepotrzebnej nerwówce.

Gdy oba zespoły powoli zaczynały kreować w głowach rozmowę w szatni i wizję na drugą część gry, to zaskoczył jeden z bardziej niewidocznych - Roberto Soldado. Reprezentant Hiszpanii sprytnym zwodem zakręcił w polu karnym Simiciem, a Serb sfaulował napastnika. Tuż przed przerwą - w czterdziestej piątej minucie - pan Craig Thomson wskazał na wapno. Podobnie jak w poprzednim pojedynku, do rzutu karnego pewnie podszedł Soldado i zamienił go celnym uderzeniem na bramkę. 27-latek pokrzyżował plany gospodarzom i otworzył prawdziwe widowisko - 1:0!

Niespodziewana zmiana rezultatu zostawiła niemały uszczerbek na pewności siebie gospodarzy. Co raz częściej do głosu zaczęli dochodzić Los Ches. Od tego czasu walencki klub atakował z prawdziwą wolą walki i zwycięstwa. Mauricio Pellegrino musiał przeprowadzić w szatni iście tyrtejską rozmowę ze swoimi podopiecznymi.

Bardzo ciekawie było kilka minut po wznowieniu gry. Zawrzało mocno w polu karnym "Nietoperzy", bo po raz kolejny okazję do uderzenia miał Alaksandr Hleb. Intencję strzelca wyczuł Alves i swoim refleksem zapobiegł wyrównaniu. Natychmiastowo zareagowali goście z Półwyspu Iberyjskiego. Szybką kontrę przeprowadził Guardado, a swój rajd zwieńczył niebywale celnym dośrodkowaniem w kierunku Roberto Soldado. "Żołnierz" huknął jak za najlepszych tygodni swojej skuteczności i umieścił piłkę w siatce. Podręcznikowe wykończenie z woleja przywróciło kibicom obraz dawnego, dobrego i skutecznego Soldado! 55. minuta meczu - 2:0 dla gości!

Kolejna stracona bramka złamała zupełnie ambicje niepokonanych dotąd Białorusinów. Gospodarze zaczęli się zachowywać jak dzieci we mgle, gdy walencka maszyna włączyła kolejny bieg. Kilkanaście kolejnych minut było pokazową częścią w tym pojedynku w wykonaniu drużyny z Mestalla. Wysoki pressing oraz niespotykana chęć do gry wstąpiła w graczy w białych koszulkach. Kolejno w przeciągu krótkiego odstępu czasowego dobre okazje na zdobycie bramek mieli: Costa, Soldado, Guardado, Feghouli, Gago. Hiszpanie nie pozwalali wyjść gospodarzom z własnej połowy, a w międzyczasie arbiter nie uznał gola strzelonego przez Soldado.

Wszelkie wątpliwości co do końcowego rezultatu zostały rozwiane w sześćdziesiątej dziewiątej minucie. Piłkarska perfekcja została udokumentowana przez Tino Costę oraz Roberto Soldado. Hiszpan i Argentyńczyk zabawili się wśród obrońców gospodarzy. Wymiana kilku podań między sobą w okolicach pola karnego nie sprawiła im żadnych problemów. Ostatecznie reprezentant La Roja skierował piłkę do bramki bezradnego Gorbunova. Była to już trzecia tegoż dnia uzasadniona celebracja Soldado - Hiszpan zdobył hattricka i zamknął usta wszelkim krytykom.

Chwilę później dorobek strzelca mógł być jeszcze bardziej pokaźny, lecz w sytuacji sam na sam z bramkarzem oponentów Roberto postanowił przelobować Białorusina. Futbolówka minęła bramkę, bo próba 27-latka okazała się chybiona. Od razu potem Hiszpan opuścił murawę przy owacji znacznej części kibiców zgromadzonych na obiekcie Dynama.

Ostatnie minuty były już tylko popisem finezji i swobody Blanquinegros. Zmiennicy - Banega i Jonas - wnieśli sporo nowej jakości. Zawodnicy gości postanowili zabawić się w tzw. "dziadka" na połowie rywali. Długie wymiany piłek zazwyczaj nawet nie spotykały się z dezaprobatą zrezygnowanych defensorów BATE. W spokojnej atmosferze, przy popisach Hiszpanów, mecz dobiegł do końca.

Valencia - wyjątkowo w tym sezonie - zaprezentowała dosyć swobodny i atrakcyjny futbol. Prócz kilku minut prostackiej gry w pierwszej części, oglądanie walenckiego klubu było przyjemnością. Ani Lille, ani Bayern nie potrafili zatrzymać białoruskiego kopciuszka, ale ostatecznie zawodnicy z Borysowa boleśnie upadli na ziemię. Gra Los Ches nareszcie wygląda atrakcyjnie i skutecznie, a kryzys zdaje się przemijać daleko w niepamięć. Oczekujemy kolejnego potwierdzenia w sobotę przeciwko Realowi Betis. Tymczasem sytuacja w grupie F Ligi Mistrzów poważnie się skomplikowała, bowiem trzy drużyny mają równą ilość punktów. Na półmetku dostrzegamy jednak najbardziej zadowalający fakt - lider stacjonuje w Walencji!

Oprawa graficzna oraz więcej informacji już wkrótce. AMUNT VALENCIA!

Kategoria: Składy | Źródło: Własne