Strona główna

Tymczasowa zmiana władcy w Walencji...

Dominik Piechota | Arkadiusz Bryzik | 07.10.2012; 23:25

Levante UD 1:0 Valencia CF

Podopieczni Mauricio Pellegrino nie po raz pierwszy pokazali swoją nieporadność w samo południe. Tym razem porażka boli bardziej, ponieważ walencki klub poległ w derbach miasta. Bezradność, brak koncepcji, bierność - tak z pewnością można opisać niedzielne "starania" Blanquinegros.

Pojedynek od początku zdominowali goście, którzy chcieli szybko wyjść na prowadzenie. Valencia utrzymywała się przy piłce, szukając okazji bramkowych, a Levante wyczekiwało na okazję do kontrataku.

W pierwszych minutach przed dobrą okazją stanął Jonas. Brazylijczyk otrzymał piłkę za linię defensywną, lecz zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału. Obrońcy powstrzymali jego uderzenie, a napastnik nie był w stanie zagrozić bramkarzowi rywali. Niedługo później po dośrodkowaniu Guardado wyśmienitą sytuację miał Roberto Soldado. Reprezentant Hiszpanii źle złożył się do strzału głową i przestrzelił nad bramką z ostrego kąta.

Nic nie wskazywało na zmianę przebiegu mecz. Los Ches często, choć nieskutecznie, próbowali otworzyć wynik spotkania. Liczne stałe fragmenty gry nie przynosiły jednak żadnych efektów. Groźnie było po uderzeniu z powietrza Tino Costy, jednak Munua zdołał sparować strzał rozgrywającego.

W pewnym momencie gospodarze spróbowali śmielej zaatakować. Pewnym ostrzeżeniem była próba Barkero z dystansu. Chociaż strzał minął bramkę, to "Żaby" w końcu udowodniły, że tego dnia nie tylko defensywa im w głowie.

Do sporej niespodzianki doszło w 22. minucie pojedynku! Munua wyłapał dośrodkowanie z rzutu rożnego, a następnie natychmiastowo wybił futbolówkę potężnym kopnięciem do przodu. Silny wykop bramkarza uruchomił aktywnego Martinsa, który wygrał pojedynek biegowy z rywalami, a następnie znalazł się w polu karnym "Nietoperzy". Nigeryjczyk ze spokojem przyjął piłkę i dobrym strzałem nie pozostawił złudzeń Guaicie. 1:0 dla Levante! W obronie zabrakło Ruiza i Ramiego, a asystę zaliczył golkiper gospodarzy. Niespotykana sytuacja...

Wnet drużyna z Estadio Mestalla rozpoczęła swój nieudolny koncert, który z każdą kolejną minutą sprawiał jeszcze większy ból sympatykom Valencii. Po straconej bramce coś się zmieniło w nastawieniu gości, ponieważ jakakolwiek kreatywność, pomysł lub wizja gry zniknęły w przeciwieństwie do pierwszych minut meczu.

Najpierw próbowali Jonas i Gago. Współpraca brazylijsko-argentyńska wyglądało bardzo owocnie i efektywnie po szybkiej wymianie piłki przed polem karnym. Po prostopadłym podaniu Fernando, reprezentant Brazylii spóźnił się z wyjściem na wolne pole i zamiast skierować piłkę do siatki, spróbował zaatakować bramkarza rywali. Niepotrzebna interwencja Jonasa wynikała z irytacji niepowodzeniem kolejnej akcji.

Po przerwie wszystko miało się zmienić, a było... jeszcze gorzej. Piłkarze zostali przytłamszeni taktyczną grą Levante. Gospodarze cofnęli się bardzo głęboko i po przejęciu futbolówki "rzucali" długie piłki na Obafemiego Martinsa. Kilkukrotnie obrona trudziła się, by powstrzymać szarżującego napastnika. Nigeryjczyk wspomagany przez El Zahra przysporzył defensorom wielu problemów.

Kompletny brak inwencji, który mógł dostrzec każdy szary zjadacz chleba, przeradzał się w chaotyczną i monotematyczną grę. Przed polem karnym oponentów wybuchała zwyczajna panika, a w efekcie oddanie piłki lub bezsensowna strata. Można było mieć wrażenie, że na treningach praktykowana jest tylko gra defensywna, bo piłkarze VCF najwidoczniej zapomnieli jak trzeba się zachować na połowie rywala. Żałość i nieudolność potęgowały pomniejsze aspekty jak m.in: długie wyrzuty w pole karne z autów, Soldado w roli skrzydłowego, schematyczny Guardado, flegmatyczny Parejo lub strzały rozpaczy w wykonaniu Fernando Gago.

Jednakowe próby ataków polegające na długich wymianach piłek przed polem karnym, a następnie niecelnych wrzutkach nie przynosiły najmniejszych efektów. W zasadzie to bliżej podwyższenia rezultatu byli Granotes. Kilkukrotnie Guaita interweniował po groźnych strzałach, a raz Victor Ruiz zapobiegł utracie gola wybiciem piłki z linii bramkowej.

Do końca podopieczni Pellegrino udawali, że dążą do wyrównania, ale ostatecznie pojedynek zakończył się jednobramkowym zwycięstwem Levante.

Bardzo trudno podsumować ten mecz z perspektywy kibica Valencii. Najbardziej uderza fakt, że piłkarzom brakuje pomysłu na grę w ofensywnych formacjach. Zagęszczenie linii obronnej jest skutecznym i w pełni sprawdzonym sposobem na powstrzymanie ataków "Nietoperzy". Być może zawodnicy przeżywają gorszy okres, a być może Mauricio Pellegrino ma taki haniebny wpływ na ich postawę. Kolejny raz powtarza się schemat, gdy u zawodników VCF brakuje: zaangażowania, determinacji, woli walki, pomysłu na grę oraz chęci. Poziom relacji w pewnym stopniu dosięga nijakiego poziomu gry Valencii, ponieważ z bólem i żalem oglądało się niedzielne derby, a wspominanie południowych katorg przychodzi mi z jeszcze większym trudem. Tym razem sztab szkoleniowy ma więcej czasu na interwencję, ponieważ przyszedł czas na pojedynki reprezentacyjne. Mam nadzieję, że w końcu ktoś wstrząśnie naszą walencką zbieraniną kopaczy, bo taka postawa w meczu z Athletikiem po raz kolejny doprowadzi kibiców do lamentu i płaczu (a nawet do rzeczy gorszych, bo sympatycy będą przeżywać ten pojedynek na zlocie). Patrząc przez pryzmat ligowych rozgrywek - tymczasowo królem w Walencji jest Levante...

Skrót spotkania w VCFVideo: Klik!

Kategoria: Składy | Źródło: Własne