Strona główna

Krajobraz po pucharowym kataklizmie...

Szymon Witt | 13.03.2011; 11:15

Real Saragossa 4:0 Valencia CF

Poniemiecki kac wciąż buszuje w głowach Blanquinegros i odzywa się potężnym bólem przy każdym kopnięciu piłki. Niedyspozycję Los Ches skrzętnie wykorzystała Saragossa, nie tylko pokonując, ale wręcz upokarzając drużynę z Lewantu. Valencianistas, którzy zdecydowali się śledzić przebieg potyczki na La Romareda, musieli płonąć ze wstydu, gdyż tak słabo grającej Valencii nie widzieli od kilku lat - konkretnie od czasów Ronalda Koemana…

Unai Emery w meczu z Blanquillos dał odpocząć tym, którzy w środowy wieczór na Veltins-Arena zawiedli najbardziej – Everowi Banedze, Juanie Macie, Pablo i przede wszystkim Aritzowi Adurizowi. Ekipa „Nietoperze” wybiegła na boisko w ofensywnym ustawieniu 1-4-4-2, z duetem napastników Roberto Soldado i Jonasem, licząc, że defensywa broniącej się przed spadkiem Saragossy nie będzie zbyt wielkim wyzwaniem. Nic bardziej mylnego.

Cytując klasyka: „Na początku było trzęsienie ziemi, a potem napięcie rosło”. Już w 5. minucie piłkę w pole karne Valencii z rzutu wolnego dośrodkował Javier Paredes, a nie nękany przez żadnego defensora gości Jiří Jarošík wyskoczył najwyżej i głową wpakował „łaciatą” do bramki obok bezradnego Vicente Guaity.

Jeżeli ktoś myślał, że stracony gol podziała na Blanquinegros jak płachta na byka, musiał się srogo rozczarować. Podopieczni Emery’ego nie mieli absolutnie żadnego pomysłu na grę, nie byli w stanie przedrzeć się pod bramkę Saragossy, a celne podania potrafili wymienić tylko na własnej połowie. Najgorsze jednak, że nie pokazywali nawet krzty charakteru i ambicji, tak jakby na wyniku tego starcia wcale im nie zależało.

Co innego Saragossa. Zdeterminowani gospodarze raz po raz siali popłoch w nie rozumiejącej się i beznadziejnie zorganizowanej defensywie „Nietoperzy”. W 26. minucie w szesnastce Valencii znów najwyżej wyskoczył Jarosik i zgrał piłkę do wbiegającego Nicolása Bertolo. Argentyńczyk w wyśmienitej sytuacji uderzył kilkadziesiąt centymetrów obok słupka świątyni Guaity. W 39. minucie koszmarny błąd na prawym skrzydle popełnił Bruno, piłkę przejął Bertolo, pognał pod pole karne gości i zagrał wzdłuż bramki naszego portero. Ikechukwu Uche zabrakło tylko kilku centymetrów, by dojść do piłki i podwyższyć prowadzenie swojej drużyny.

Nigeryjczyk sam gola nie strzelił, lecz minutę później popisał się kapitalną asystą. Uche przerzucił piłkę nad całą defensywą „Nietoperzy” do Andera Herrery. Mediapunta Saragossy w tej sytuacji musiał umieścić piłkę w bramce i zrobił to z wielkim spokojem, posyłając futbolówkę do siatki między nogami Guaity.

Druga połowa rozpoczęła się od bardziej żywiołowych ataków Los Ches, lecz kompletnie nic z tego nie wynikało. Blanquinegros nadal nie potrafili oddać choćby niecelnego (sic!) strzału na bramkę Toniego Doblasa. Tymczasem Los Maños wymierzali kolejne karcące ciosy.

W 64. minucie Marius Stankevicius dał się wyprzedzić w polu karnym Bertolo, po czym w akcie bezsilnej rozpaczy sfaulował Argentyńczyka. Sędzia González González wskazał na jedenasty metr, dodatkowo pokazując Litwinowi drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Rzut karny na gola pewnym uderzeniem zamienił kapitan Saragossy, Gabi.

W 71. minucie stało się coś, czego w tym meczu jeszcze nie widzieliśmy – Valencia oddała pierwszy strzał, i to dodatkowo celny! Niestety, anemiczne uderzenie Tino Costy sprzed pola karnego nie mogło podnieść ciśnienia żadnemu kibicowi… O wiele więcej emocji publiczności zgromadzonej na La Romareda przysporzył minutę później Braulio Nóbrega. Rezerwowy napastnik Blanquillos wpadł w pole karne i precyzyjnie uderzył w kierunku dalszego słupka, lecz świetna interwencja Guaity uratowała zespół Emery’ego przed stratą kolejnego gola.

W 75. minucie Guaita był już jednak bezradny. Wprowadzony na obronę w miejsce wykartkowanego Stankeviciusa David Albelda sfaulował w polu karnym pędzącego na bramkę Braulio. Jedenastkę ponownie wykorzystał Gabi, dopełniając dzieła zniszczenia Valencii.

Osłabieni, zniechęceni i zmęczeni psychicznie Blanquinegros do końca meczu nie potrafili nawet zbliżyć się do bramki Doblasa. Spotkanie zakończyło się całkowitą kompromitacją Valencii. Zawiedli wszyscy i wszystko: trener, jego taktyka, zawodnicy, ich zaangażowanie, a raczej jego brak. Blanquinegros, pomimo gorących zapewnień, że sezon trwa dalej i są inne cele do zrealizowania, wciąż mają w głowach porażkę z Gelsenkirchen. Jednak nic nie może usprawiedliwić takiej „gry”, jaką Valencia zaprezentowała na La Romareda. Albo Los Ches szybko się otrząsną, albo sezon zakończy się całkowitą klęską, jaką z pewnością byłoby nie zakwalifikowanie się do kolejnej edycji Ligi Mistrzów…

Raport

Sytuacja w PD

Skrót spotkania: VCF VIDEO

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne