Strona główna

Drużyna 23. kolejki Primera Division

Łukasz Kwiatek | 15.02.2011; 13:31

Kto zasłużył na wyróżnienie?

Barcelona przerywa rekordową serię zwycięstw; Real pazurami wydrapuje zwycięstwo w sercu Katalonii i odrabia straty do lidera; Atlético przegrywa piąty mecz z rzędu; Villarreal łapie zadyszkę i traci miejsce na podium. Tradycyjnie, weekend z Primera Division dostarczył wielu emocji.

„Barca nie może z wojownikami Preciado” - trafnie zatytułował relację ze spotkania Barcelony i Sportingu Pablo Egea, redaktor „Marki”. Standardowa taktyka Sportingu Gijon w meczach przed własną, rozkrzyczaną publicznością, bazuje na prostym pomyśle – zabieganiu rywali. Wypluwanie płuc i gryzienie murawy nie wystarczyłoby w meczu z Barceloną, gdyby Sporting nie osiągnął perfekcji w podwajaniu krycia, wyprzedzaniu adresatów podań i zagęszczaniu defensywy, a wielu udanych interwencji nie zaliczył bramkarz Ivan Cuellar. Jego jedyny błąd – wyjście z bramki o dwa kroki za daleko – błyskotliwie wykorzystał David Villa.

Ani fenomenalna postawa Sportingu, ani wirus FIFA - wyjazd na mecze reprezentacji - nie usprawiedliwiają jednak nieporadnej gry nafaszerowanej gwiazdami Barcelony. Pretensji po remisie w Gijon nie można mieć jedynie do Daniego Alvesa. Prawy defensor „Blaugrany” ograniczał się do atakowania rywali, wręcz zachęcając, by pozostawionym przez siebie wolnym korytarzem przeprowadzać kontrataki, jednak nie mógł się spodziewać, że partnerzy z defensywy aż tak pokpią sprawę. Wyproszenie z boiska Ikera Casillasa i widmo gry w osłabieniu rozjuszyły Marcelo, którego wibrujące ataki lewą flanką przewiercały na wylot defensywę Espanyolu. Po wyprowadzeniu Real na prowadzenie Brazylijczyk szalał w destrukcji, z gracją zażegnując nadciągające niebezpieczeństwa. W powstrzymywaniu ataków Espanyolu skutecznie pomagał Marcelo Pepe, dzięki swojej szybkości zdolny do naprawiania błędów w ustawieniu pozostałych kolegów.

„Co się stało z naszą klasą?” - powinni pytać samych siebie piłkarze Villarrealu. Stali producenci zapierających dech w piersiach akcji w marnym stylu przegrali kolejno z dwoma outsiderami – Levante i Deportivo. Bohaterem ostatniego zwycięstwa nad „Żółtą Łodzią Podwodną” hiszpańska prasa zgodnie okrzyknęła Alberto Lopo – zdobywcę jedynej bramki i prawdziwą ostoję defensywy „Superdepor”.

Nie udał się weteranowi Francisco Farinosowi powrót do gry po 9-miesięcznej kontuzji przed dwoma tygodniami – w 17 minut uzbierał dwie żółte kartki i wyleciał z boiska. Po odpokutowaniu kary uczestnik finału Ligi Mistrzów sprzed ponad dekady wybiegł w podstawowej jedenastce przeciwko Saragossie i dał Herculesowi zwycięstwo fenomenalnym golem z dystansu oraz kilkudziesięciometrową asystą przy bramce Davida Trezegueta.

Starcie Atlético z Valencią było pojedynkiem dwóch skrzydłowych, marzących o powrocie do reprezentacji Hiszpanii. Joaquin Sanchez rozpoczynał ataki Valencii z głębi pola i mknął na bramkę Atlético, by siać popłoch w szeregach niezgrabnej defensywy „Los Colchoneros”. Choć strzelanie bramek nigdy nie było jego mocną stronę, tym razem odkrył w sobie instynkt snajpera i David de Gea dwukrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki. Natomiast Jose Antonio Reyes już w trzeciej minucie w prosty sposób wymanewrował obronę Valencii i zdobył bramkę, a z każdą kolejną minutą grał coraz lepiej. Dryblował, celnie dośrodkowywał, błyskotliwie rozgrywał, wywalczył rzut karny – robił najwięcej, by przewaga Atlético – długimi fragmentami niepodważalna – przełożyła się na wynik.

Zwycięską bramkę dla Mallorki w meczu z Athletic Bilbao Pierre Webo zdobył po jednej z wielu akcji Emiliano Nsue, najbardziej aktywnego zawodnika na boisku. O tym, że David Barral jest niezłym dryblerem i szybkim napastnikiem wiedziało wielu. Ale niewielu łudziło się, że piłkarz Sportingu potrafi strzelać takie bramki, jak w meczu z Barceloną – sprint prawym skrzydłem, zwycięski pojedynek z Pique, zbiegnięcie do środka, minięcie zdezorientowanego Milito i strzał w długi róg. Meczem z Malagą Adrian Colunga kolejny raz pokazał, że wrzucenie piłki na wolne pole za plecy obrońców to najłatwiejszy przepis na sytuację bramkową. Szczególnie, jeśli Colunga jest na boisku. Po dwóch takich zagraniach napastnik Getafe wypracował bramkę Miku i sam wpisał się na listę strzelców.

Jedenastka kolejki: Cuellar (Sporting) – Alves (Barcelona), Pepe (Real Madryt), Lopo (Deportivo), Marcelo (Real Madryt) – Joaquin (Valencia), Nsue (Mallorca), Farinos (Hercules), Reyes (Atletico) – Barral (Sporting), Colunga (Getafe)

Carlos Kameni, niby momentami niezdecydowany, raz po raz ratował Espanyol przed kolejnymi bramkami groźnie kontrującego Realu Madryt. Szczególnie upokarzał Emmanuela Adebayora, fatalnie zachowującego się w klarownych sytuacjach.

Sevilla nie miała pomysłu na zaciętą obronę Racingu i szalony atak Andaluzyjczyków ostatecznie się nie powiódł, przede wszystkim dzięki grze stoperów „Górali”. Szczególnie wiele piłek z własnego pola karnego wyekspediował Marc Torrejon. Jordi Alba pogubił się przy bramce rywali, ale po każdym jego wyjściu do przodu w polu karnym Atlético robiło się gorąco. Bez odważnego natarcia Alby nie byłoby pierwszej bramki dla Valencii.

Wprowadzony na boisku w drugiej połowie Arana aż się popłakał, po tym jak jego precyzyjny lob nad bezradnym Andresem Palopem dał Racingowi zwycięstwo w końcówce meczu z Sevillą. Ruchliwy, niezmordowany Jose Callejon mógł być bohaterem meczu z Realem. Po faulu na nim z boiska wyleciał Casillas, a gdyby liniowy błędnie nie sygnalizował spalonego, Callejonowi na drodze stanąłby tylko rezerwowy bramkarz Adan. Filipe Caicedo (Levante) i Raul Tamudo (Sociedad) zdobyli dla swoich zespołów po golu na wagę wygranej. Obydwaj wyróżniali się zaangażowaniem i bezbłędnie wykorzystali swoje sytuacje.

Rezerwowi: Kameni (Espanyol), Alba (Valencia), Torrejon (Racing), Arana (Racing), Callejon (Espanyol), Caicedo (Levante), Tamudo (Espanyol)

Nagrody specjalne i indywidualne wyróżnienia:

Cytat kolejki, nagroda im. Cycerona - Manuel Pellegrini. - Tej drużynie brakuje ducha – skarżył się chilijski trener Malagi po remisie z Racingiem. Komu jak komu, ale ostatniej ekipie w tabeli przynajmniej jednego ducha nie powinno brakować – to Malagę najbardziej prześladuje przecież widmo degradacji.

Złota pętla, nagroda im. Syzyfa – Quique Flores. Mimo serii pięciu ligowych porażek Atlético, Quique Flores nadal jest trenerem „Los Colchoneros”. Władze Atlético wiedzą, że już mają u siebie idealnego człowieka od porządkowania bałaganu - przed rokiem szatnia Atlético była jeszcze bardziej upadła na duchu, a Flores w pół sezonu zdołał wygrać Ligę Europy, Superpuchar Europy i dotarł do finału Pucharu Króla. Kilka lat temu uzdrowił Valencię. Sęk w tym, że Flores sam wydatnie pomaga swoim zespołom gubić formę, jakby cykliczne wyprowadzanie klubów z kryzysu było dla niego podstawową życiową misją.

Pokojowa Nagroda Nobla – Diego Forlan i Sergio Aguero. W zdobywaniu punktów z Atlético Floresowi nie pomaga na pewno fakt, że jego najbardziej żarłoczne wilki przypominają ostatnio łagodne baranki - Sergio Aguero nie zdobył bramki od czterech meczów, a Diego Forlan – od sześciu. Nie pomógł nawet rzut karny z Valencią, zepsuty przez Urugwajczyka.

Młot kowalski, nagroda im. Hefajstosa – Gregorio Manzano (Sevilla). Manzano przy czerwonej kartce dla rywali natychmiast posyła na boisko dodatkowego napastnika w miejsce jednego z obrońców. Mimo że w ostatniej kolejce również kuł żelazo póki gorące, wyszło mu dość tępe narzędzie, którym nie dało się dokonać zbrodni na Racingu Santander.

Bohater tragiczny, nagroda im. Króla Edypa - Andres Palop. Trudno nie zauważyć, że kapitan Sevilli najbardziej ze wszystkich chce, ale powoli przestaje móc i sprowadza na swoje otoczenia same nieszczęścia. Fatalne błędy Palopa kosztowały Sevillę odpadnięcie z Ligi Mistrzów w poprzednim sezonie i fiasko w eliminacjach w obecnym, w efekcie czego posadę stracili dwaj trenerzy – Manolo Jimenez i Antonio Alvarez. Nieuwaga Palopa w meczu z Racingiem mogła kosztować pracę Gregorio Manzano. Może Sevilla potrzebuje po prostu nowego bramkarza, nie nowych trenerów?

Tańczący z bramkami - Marcelino i Ali Syed (Racing Santander). Po zdobywanych przez Racing bramkach nowy właściciel „Górali”, jak i zatrudniony przez niego trener wykonali popisowe występy, gwarantujące im udział w następnej edycji „Tańca z gwiazdami”. Choć Marcelino musi jeszcze trochę poćwiczyć utrzymywanie równowagi…

Celebrowanie bramki przez Marcelino

Zmysłowy, bollywoodzki taniec w wykonaniu Ali Syeda

Artykuł napisany dla portalu Interia.pl

Kategoria: Felietony | Źródło: Interia.pl