Strona główna

Liga Mistrzów: Valencia CF - Schalke 04

Dawid Siedzik | 15.02.2011; 01:55

Panie, Panowie - witamy ponownie!

Jest 90. minuta. Rozjuszony i rozpędzony do granic swoich fizycznych możliwości "The Train" wpada w pole karne. Nie zastanawiając się przez chwilę, w pełnym biegu, odchyla prawą stopę i wściekle, wkładając w uderzenie wszystkie siły, posyła piłkę w kierunku krótkiego rogu bramki. Futbolówka łopocze w siatce. Mina bezradnego Cañizaresa mówi wszystko, zaś Valencia żegna się z fazą pucharową Ligi Mistrzów na długie cztery lata.

Pięknymi zgłoskami zapisała się Valencia w kronikach Ligi Mistrzów, pięknymi. Powyższa scena, wyjęta z historycznego tła, jako jedna z wielu zapadła w pamięci zapewne niejednemu wyznawcy miłości do Blanquinegros. W przytaczanym przypadku trudno mówić o budowaniu glorii, trudno nawet mówić o dumie. Brakowało zaledwie kilku sekund, kilku muśnięć piłki, by sędzia zarządził dogrywkę, by przez pełnych 30 minut zawalczyć o awans do upragnionego półfinału. Gorycz ma to do siebie, że w kibicowskich ustach utrzymuje się długo. Nader długo. Czas jednak na pisanie nowych zgłosek, czas na wznoszenie nowych pomników, wreszcie czas na wyciągnięcie z szafy kolorowych kredek, które jeszcze silniej ubarwią, wesoły przecież, obraz obecnego sezonu. Na pohybel!

Będąc zupełnie szczerym, a okazja ku temu znakomita, wyznam zuchwale: Schalke parszywie trafiło losując w grudniu ubiegłego roku Valencię, jako rywala w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Wiele się bowiem zmieniło przed owe dwa miesiące. Los Ches przepoczwarzyli się z zespołu koślawego, przyjmującego z pokorą śmiertelne ciosy od ligowych słabeuszy, w ekipę brutalnie skuteczną. Swoje cięzkie cięgi przestali składać na Nietoperzach sędziowie. Chimeryczność pozostała, wyniki jednak ją zawstydzając, spychają do pozycji pariasa. Ba, wyobrażacie sobie, żeby Raul wyznawał, uwaga: „Emery to wielki trener”?!? Właśnie. I nawet nie deformuje tego wrażenia fakt, iż El Siete został przywitany na miejscowym lotnisku iście po królewsku. Sześć zwycięstw i remis to najlepszy start Valencii w roku kalendarzowym w La Liga. Poprzedni rekord miał miejsce w sezonie 1949/50.

Jakby nieprawdopodobnie to nie zabrzmiało, Emery w swoich chorobliwych zmianach i rotacjach wydaje się zdradzać znamiona geniuszu. Do łba samoistnie włazi pytanie: a może to właśnie w tym szaleństwie jest metoda? Dawno przecież nie oglądaliśmy porażki naszych ulubieńców. I tak, gdyby zliczyć punkty w lidze wyłącznie za obecny rok, Valencii dotrzymywałaby kroku tylko Barcelona. Czasem decydują indywidualne umiejętności (vide: Mata, Tino, Joaquin), czasem dopomagają sędziowie, czasem, najzwyczajniej w świecie, decyduje szczypta szczęścia. Idzie, czy nie, Valencia nie schodzi z boiska pokonana. Zaś...

...Schalke utopiło się w ligowym marazmie

Gdy przed kilkoma laty Gazprom, gargantuiczny rosyjski koncern paliwowy, przejmował mecenat nad Die Knappen, wszyscy spodziewali się rzeczy wielkich. I rzeczywiście, po świetnym pierwszym sezonie pod skrzydłami znanego ze stanowczego charakteru Magatha, udało się awansować do Champions League. Obecny sezon to jednak świetna postawa w fazie grupowej tychże rozgrywek i słabiutkie wyniki w Bundeslidze. Dopiero ostatni mecz z Freiburgiem pozwolił na radość z trzech punktów w 2011 roku. Mało tego, trafienie Farfána było zaledwie drugim golem w pięciu występach w Bundeslidze w obecnym roku. Co musi dziwić, mimo tych statystyk, piłkarze z Zagłębia Ruhry ostatni raz polegli pod koniec listopada ub. r. (0:5 z Kaiserslautern). Schalke od strefy spadkowej dzieli sześć punktów.

Przeciętny Hiszpan, interesujący się kopaną, na hasło „Schalke” rzuci: „Raúl”. Szczególnie kibicom Los Ches byłego kapitana Hiszpanii przedstawiać nie trzeba. To on strzelił dla Realu gola w wygranym 3:0 z Valencią finale LM w maju 2000 roku. To on w 24 meczach przeciwko Valencii trafił 12 razy do siatki, w tym pięć razy na Mestalla. W Gelsenkirchen jest uwielbiany, zdążył zaliczyć hat-trick, niejako przy okazji, po cichu, zostając najlepszym strzelcem zespołu. Magath bezceremonialnie wychwalał doświadczonego Hiszpana na przedmeczowej konferencji, podkreślając, że to człowiek godny naśladowania nie tylko na arenach sportowych.

Zostawiając w spokoju hiszpańska legendę, natychmiast wypada się zabrać za podkreślanie umiejętności tego, z którym przyjdzie się mierzyć naszym ofensywnym zawodnikom. Manuel Neuer, bo o nim mowa, to cudowne dziecko niemieckiej szkoły bramkarskiej. Rozpylane przezeń wzdłuż całej bramki pole magnetyczne ma charakter niemal nierozerwalny. Jeszcze jako bramkarskie pacholę zatrzymywał Barcelonę. Obecnie to kapitan zespołu i pewny punkt reprezentacji prowadzonej przez Loewa, otwiera listy potężnych futbolowego świata, znajdując swe miejsce w zakładce "do kupienia". Niżej podpisany śmie twierdzić, iż klucz do awansu Nietoperzy schowany będzie właśnie wokół bramki strzeżonej przez młodego Niemca. Na palce spływa wspomnienie również o tych, którzy po exodusie z Hiszpanii, jako swoją sportową przystań obrali naszych zachodnich sąsiadów: Jurado, Metzeldera i Huntelaara...

Eh, trudne jest kreślenie zapowiedzi takiego święta, trudne. Łamy skromne, a ciekawych wątków bez liku. Ale!

...1405, 1406 i 1407. Uff. Kalkulatory precz w kąt, odliczanie wrednie wijących się dni bez tego, co apologeci kopanej kochają najbardziej, zakończone. Drodzy kibice, przedstawienie czas zacząć! Typ? 2:1

Złote usta

Emery: „ Kluczem do sukcesu będzie inteligencja przez 180 minut”.

Magath: „Schalke zawsze miało dobre doświadczenia w grze przeciwko hiszpańskim drużynom, ponieważ zawsze mają one więcej problemów z niemieckimi zespołami, niż na odwrót, a to może być dobrą podstawą dla tego meczu”.

Raúl: „Valencia to wspaniały zespół, ale to będzie bardzo wyrównany pojedynek. Zawsze fajnie jest wrócić do Hiszpanii. To dla mnie prawdziwy bodziec, zwłaszcza że zagramy przeciwko tak silnemu rywalowi na stadionie, gdzie jest wspaniała atmosfera. To coś wyjątkowego rozegrać tam mecz Ligi Mistrzów”.

Metzelder: „Grałem w kilku świetnych meczach w Valencii. Kiedy oni grają z Realem, zawsze są tam pasjonujące spotkania”.

Garść statystyki

Dwa poprzednie mecze o punkty na Mestalla zakończyły się remisami. W sezonie 2007/08 w fazie grupowej Ligi Mistrzów UEFA padł wynik 0:0, a dziesięć lat wcześniej w rewanżowym meczu ćwierćfinału Pucharu UEFA 1:1. Wtedy awansowało Schalke, które wygrało 2:0 u siebie, natomiast w 2007 roku Valencia wygrała w Gelsenkirchen 1:0.

Ostatnie pięć meczów Valencii u siebie z niemieckimi drużynami przyniosło jej cztery remisy i porażkę. Po raz ostatni Valencia wygrała w październiku 1996 roku, kiedy pokonała Bayern Monachium 3:0 w pierwszej rundzie Pucharu UEFA.

Bilans Schalke z ośmiu meczów z hiszpańskimi drużynami na wyjeździe to dwa zwycięstwa, remis i pięć porażek. Całkowity bilans 19 spotkań to sześć zwycięstw, pięć remisów i osiem porażek.

Valencia od 30 lat nie odpadła w drugiej rundzie europejskich pucharów. Po raz ostatni w 1981 z Carl Zeiss Jena w Pucharze Zdobywców Pucharów. Od tego czasu zwyciężała 9-krotnie: pięć razy w Pucharze UEFA/Lidze Europy i cztery w LM.

Przewidywane składy

Kategoria: Ogólne | Źródło: Superdeporte | schalke04.de | uefa.com | własne