Strona główna

Remis na Madrigal

Arkadiusz Bryzik | 20.11.2010; 22:15

Villarreal 1-1 Valencia

Pojedynek derbowy pomiędzy Valencią a Villarreal nie przyniósł oczekiwanych emocji, a drużyny musiały podzielić się punktami. Na przestrzeni całego meczu, to Villarreal stwarzało sobie więcej okazji strzeleckich, ale Ches zagrali mądrze w defensywie i nie pozwolili rywalom na konstruowanie groźnych akcji..

Wobec absencji kilku podstawowych graczy, Unai Emery zdecydował się na zmianę taktyki i ustawienia.

Największe zmiany zaszły w defensywie. Emery postanowił desygnować do gry 5 podstawowych obrońców, oraz Hedwigesa Maduro na pozycji cofniętego pomocnika.

Już od początku widać było, że Unai postawił na defensywę i grę z kontry. Gospodarze nie potrafili przebić się przez zaskakująco szczelną defensywę gości i przez pierwsze 15 minut nie doszło do żadnej groźnej sytuacji z żadnej ze stron.

Dopiero w 20 minucie kapitalnym podaniem popisał się Maduro. Holender podał piłkę do Joaquina a ten płasko dośrodkował w środek pola karnego. Tam znalazła się noga Aritza Aduriza, która sprytnie skierowała piłkę do bramki.

Do końca pierwszej połowy, na boisku panował chaos i niedokładność, szczególnie w poczynaniach ofensywnych obu drużyn. W dodatku kontuzji nabawił się David Navarro i w jego miejsce musiał wejść Ever Banega. Argentyńczyk zajął miejsce Hedwigesa Maduro, który z kolei został przeniesiony w rejony bliższe bramce Miguela Moyi.

W 42 minucie dobre podanie otrzymał Joan Capdevilla, popędził z piłką wzdłuż pola karnego, stanął przed pustą bramką i skierował do niej futbolówkę, lecz arbiter odgwizdał spalonego. Była to chyba najgroźniejsza sytuacja po stronie gospodarzy.

Kilka chwil później na strzał zdecydował się Cani, ale piłka po jego uderzeniu minęła słupek bramki, strzeżonej przez Miguela Angela Moye.

Sporadyczne ataki przeprowadzali również piłkarze Valencii, lecz tak samo jak Villarreal, nie potrafili przebić się pod bramkę Lopeza.

Druga połowa to zupełnie inna historia. Od samego początku stało się jasne, że Żółte Łodzie Podwodne nie zamierzają odpuścić i na pewno będą atakować do ostatniego gwizdka sędziego.

Pierwsze ataki nie przynosiły wymiernych korzyści, większość ataków zatrzymywała się w polu karnym Valencii, gdzie dobre zawody rozgrywał Ricardo Costa i nie pozwalał napastnikom rywala na zdobycie bramki.

Co jakiś czas Valencia próbowała wyprowadzić kontratak i zdobyć bramkę, która przycięłaby skrzydła piłkarzom Villarreal. I może by się to udało, gdyby nie pasywna postawa Pablo Hernandeza. Skrzydłowy grał leniwie i nie potrafił zagrozić bramce przeciwnika, co jakiś czas wdając się w kompletnie bezmyślne dryblingi.

Bramka dla Villarreal padła w 70 minucie, a jej autorem został Giuseppe Rossi. Włoch urwał się całej defensywie Los Ches i pokonał bezradnego Moye. 1-1.

Villarreal stopniowo zyskiwał jeszcze większą przewagę, szczególnie w posiadaniu piłki. Valencia z kolei broniła się coraz to rozpaczliwiej i zaprzestała konstruowaniu jakichkolwiek okazji. Aktywni byli szczególnie Cani, Rossi i Nilmar, którzy raz po raz sprawiali kłopoty defensywie Ches. Mimo przewagi w ostatnich minutach meczu, piłkarze gospodarzy nie potrafili strzelić bramki.

Mecz z minuty na minutę zaostrzał się, a arbiter nie potrafił zapanować nad sytuacją na boisku. W 81 minucie drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną, ujrzał Marius Stankevicius.

Ultradefensywna taktyka Unaia Emery'ego najwidoczniej przyniosła oczekiwany efekt. 1 pkt. został zdobyty i chyba o to właśnie chodziło Baskijskiemu trenerowi, co zresztą pokazał wystawiając 5 nominalnych obrońców od początku spotkania.

Kategoria: Ogólne | Źródło: własne