Strona główna

Atlético vs Valencia - zapowiedź spotkania

Ulesław | 08.04.2010; 17:27

Zmyć hańbę. Awansem.

Nagle-ponownie-zainteresowane-futbolem-Atlético – jak mawia Tim Stannard z La Liga Loca – z łatwością rozbiło Deportivo 3:0 i Rojiblancos znów mogą wyliczać opłacalność walki o pierwszą szóstkę. Biada nam, bo w rentowność podbijania europejskich boisk, pazerni, nigdy nie zwątpili.

Mam wrażenie, że w Atlético pracują przede wszystkim zawartością czaszki. Główkują i kalkulują, czy bieganie za piłką ma jeszcze jakiś sens. Jeśli go znajdą, nie odpuszczą nikomu. Dlatego mogła Barcelona zanotować pierwszą ligową porażkę właśnie na Vicente Calderon. Dlatego ostatnia wizyta Valencii na Vicente Caldedon skończyła się haniebnie.

W Valencii dawno wszystko przeliczyli. Manuel Llorente, mistrz dyplomacji, uznał za stosowne osobiście przypomnieć piłkarzom, że jadą na Calderon po awans, a Emery'emu dość jowialnie dał do zrozumienia, że jego posada wisi na włosku. Zupełnie niepotrzebnie – Unai od dłuższego czasu walczy w pierwszej kolejności o przetrwanie, starając się gromadzić punkty i unikać kompromitacji. Ufa tylko tym, którzy niejednokrotnie uratowali mu skórę – Pablo oraz Macie, choć obydwaj dzielnie robią wszystko, by wykpić się z wyjazdu na Mundial. Szans na grę Joaquína czy Vicente – całkiem śmiało poczynających sobie w tych sekundach, gdy Emery desygnuje już ich do gry – raczej nie ma żadnych. Mister z uporem balansuje krok za krokiem po cienkiej linie, bojąc się zejść na ziemię, choć kibice przekonują, że nie jest nad żadną przepaścią – nieco niżej jest stabilny, wygodny grunt. Nie chce wierzyć i ryzykować, bo stracić może zbyt dużo. Posadę i reputację.

Na szczęście, nie tylko Valencia razi, zionie i piorunują nieskutecznością. Podobnie jak Silva, także Aguero ledwie pamięta jak umieszczać piłkę w siatce, a Forlan, choć raz po raz dokłada kolejne trafienia, nie ciągnie już samodzielnie gry zespołu, jak przed rokiem. Nawet Simao raczy się już czasem mylić z rzutów wolnych. Mimo celowników zapożyczonych z przeżartej rdzą katiuszy, obydwa zespoły strzelą dziś mnóstwo bramek.

Awizowanie spotkań Valencii i Atlético, jako meczów o tytuł drużyny z najgorszą defensywą na świecie, robi się już powoli nudne i powszechne, jak błędy Perey czy straty Maduro. Monotematyczność nie przynosi chwały, ale rzeczywistość jest bezlitosna – to będzie mecz dwóch drużyn z najgorszymi defensywami w Hiszpanii. W zdziesiątkowanej obronie Valencii, przy wyjątkowo dobrych wiatrach, zagra stoper, obrońca-zapchajdziura (można też próbować nazywać Alexisa obrońcą uniwersalnym, ale próby takie mogą być odbierane jako karkołomne), zapchajdziura uniwersalna (vel pomocniko-stopero-boczny-obrońca Maduro) oraz skrzydłowy, w obronie spisujący się przyzwoicie tylko dlatego, że zanim reszta defensywny doczłapie do połowy boiska, on pobiegnie pod bramkę, a i tak najszybciej ze wszystkich wróci we własne pole karne po niechybnej kontrze przeciwników.

Zaś jeśli Navarro nie będzie gotowy na czas, w roli stopera zagra Manuel Fernandes. Czyli: Alexis i trzech pomocników o krok przed Césarem. Nobel w naukach eksperymentalnych dla Emery'ego podobno jest gotowy, choć zasługi będzie miał nieco mimowolne.

Nobel w naukach eksperymentalnych, ale nie w medycynie, chociaż i na tym gruncie Unai może święcić pewne tryumfy - najnowsza kontuzja Dealberta przyszła w dobrym, jakby wyczekanym momencie. Od czasu ostatniego urazu Angel słabe mecze przeplata z fatalnymi, więc jest czas zamknąć haniebny rozdział kariery i wrócić do wybornej dyspozycji z początku sezonu. Przez trzy tygodnie będzie leczył uraz, więc dzisiejszego meczu na pewno nie zawali.

W Atlético też mają się czego obawiać. Niepewny gry jest Valera, więc Ujfalusi zajmie miejsce na prawej stronie, a partnerować Alvaro Dominguezowi – rodzynkowi, którym Atlético naprawdę może się chlubić - będzie prawdopodobnie Perea, antybohater meczu z Mallorką. Wkręcony przez Choriego Castro w murawę chwilę żałośnie pełzał się wśród jego butów, następnie inteligentnie wyczekał Aduriza, gdy ten przebiegł mu przed nosem, wyskoczył do góry i skierował piłkę do siatki, a na koniec wbił Perea samobója. Upokorzony na Santiago Bernanbeu – wygwizdany przez własnych kibiców, oklaskany przez gospodarzy, gdy w trakcie pierwszej połowy zmieniał kontuzjowanego Valerę.

Cóż, występ Perey to bez wątpienia dobra nowina dla Davida Villi.

Występ pechowego Kolumbijczyka będzie możliwy tylko dlatego, że gra Juanito przekracza możliwości psychiczne Floresa – założę się, że nawet 45-letni Quique żwawiej ruszałby się pod bramką De Gei. Zresztą, w oczach Floresa, ciskających smutne gromy w stronę własnej defensywy, widać życiowe rozczarowanie – gdyby przedłużył swą piłkarską karierę o kolejną dekadę, mógłby starać się o angaż w klubie Enrique Cerezo.

Irytuje mnie przewlekła, nieleczona choroba Valencii – marnowanie stałych fragmentów. Powinniśmy w ogóle zrezygnować z rzutów wolnych i rogów. W meczu z Osasuną, po jednym z kornerów, Aranda znalazł się w stuprocentowej sytuacji i tylko bezlitosne wyrachowanie Césara, leniwie interweniującego w ostatniej chwili, uratowało nas od konieczności odrabiania wyniku. Emery chciałby czterech zmian w spotkaniu (ciągle nikt nie zrozumiał po co), niech lepiej zacznie lobbować za wprowadzeniem zasady „trzy rogi karny”. Przelicznik mógłby być nawet słabszy – niech będzie 30 wolnych i rogów za jedną jedenastkę. I tak byłoby to z wielkim pożytkiem dla nas.

Być może łatwiej byłoby poćwiczyć wykonywanie wolnych i rogów na treningach, ale bardziej wierzę w powodzenie pierwszej możliwości.

Miesiąc temu z Vicente Calderon wróciliśmy nie z tarczą, nawet nie na tarczy, raczej pod tarczą – chowając purpurowe ze wstydu twarze za hartowaną stalą. Jaki będzie dzisiejszy mecz? Również wariacki. Valencia ma idealne warunki ku temu, by grać ofensywny futbol. Taki, jaki Emery najbardziej lubi. Nie ma defensorów, więc nie będzie nawet sensu bronić – trzeba Atlético przydusić, po prostu przydusić i wkopać więcej im, niż oni nam.

Liczę na awans – 5:5 premiuje nas, nie Rojiblancos.

Kategoria: Ogólne | Źródło: własne