Strona główna

Wąwóz Mestalla niezdobyty! Kampania sponsora Valencii, Unibetu, mająca zmotywować piłkarzy Los Ches do niezmordowanej walki z Barceloną, przyniosła pożądany skutek. Co prawda biało-czarni wojownicy nie odnieśli zwycięstwa, jednak remis, dodatkowo bezbramkowy, z miażdżącą kolejne armie Blaugraną, uznać trzeba za wynik pozytywny. A gdyby na polu bitwy przebywał lewantyński Leonidas, czytaj David Villa, Katalończycy z pewnością wracaliby do domu na tarczy.

Główny strateg Blanquinegros, Unai Emery, przed potyczką znajdował się w niezmiernie trudnej sytuacji. Niemożność wystawienia czołowych oficerów – Villi, Marcheny i Joaquína – wymusiła na trenerze nietypowe rozwiązania. Największą niespodzianką było umieszczenie na lewym skrzydle nominalnego obrońcy, Jeremy’ego Mathieu. Pomimo wielu obaw co do tej decyzji, okazała się ona kluczowa dla losów bitwy. Nie dość, że francuski defensor siał popłoch w katalońskich szeregach, to razem z Bruno skutecznie kasował szarże Pedro i Messiego. Kolejnym dobrym pomysłem Emery’ego było ustawienie na szpicy Juana Maty, który robił nie mniej zamieszania niż sam El Guaje. Świetnie spisał się także doświadczony generał, David Albeda, który z wielką zadziornością toczył pojedynki z tytanami Azulgrany - Yayą Touré i Seydou Keitą. Decyzjami personalnymi oraz taktycznymi Emery pokazał, że jednak potrafi prowadzić Valencię w starciu z najlepszymi ekipami świata.

Spotkanie od samego początku przebiegało pod dyktando Los Ches. Już w drugiej minucie drużyna z Lewantu mogła objąć prowadzenie, jednak Pablo przegrał pojedynek sam na sam z Víctorem Valdésem. Nie zniechęciło to jednak młodego skrzydłowego, który tej nocy był nie do upilnowania dla obrony Barçy. W pierwszym kwadransie jeszcze dwa razy przedarł się prawą stroną i dokładnie dośrodkowywał, kolejno na głowy Maty oraz Mathieu. W obu przypadkach piłka szybowała jednak nad poprzeczką. Kolejną znakomitą okazję miał David Silva, jednak jego półwolej – po dośrodkowaniu oczywiście Pablo – powędrował obok bramki. Katalończycy byli kompletnie stłamszeni i zaskoczeni tym, że Valencia gra w takim samym stylu, jaki zazwyczaj prezentują sami. Pressing już na połowie przeciwnika, próby przecięcia każdego podania, szybkie akcje bez przyjęcia – tak prezentowali się Los Ches. Doskonałą sytuację miał Mata, który w polu karnym dostał futbolówkę od Silvy, jednak uderzenie z pierwszej piłki wylądowało na trybunach Estadio Mestalla. Duma Katalonii odpowiedziała dopiero w 35. minucie. Daniel Alves znakomitym prostopadłym podaniem obsłużył Andrésa Iniestę, lecz César był czujny i zatrzymał ulubieńca publiczności z Camp Nou. W ostatnich sekundach pierwszej części gry dynamiczną kontrę przeprowadzili Nietoperze i tylko ofiarna interwencja Gerarda Piqué zapobiegła podaniu Pablo do zupełnie niepilnowanego Maty.

W drugiej odsłonie do bardziej zdecydowanych ataków przystąpili Katalończycy. Z letargu przebudził się Messi, którego mocne uderzenie sparował nasz portero. Chwilę potem César znów spisał się znakomicie, broniąc w sytuacji sam na sam z Pedro. W odpowiedzi bardzo ostry strzał oddał Mathieu, ale minimalnie minął on świątynię Valdésa. Kapitalna gra Francuza była chyba największym zaskoczeniem tego spotkania. W 68. minucie mogła paść najpiękniejsza bramka tego sezonu Primera División. Pablo czuł się na tyle pewnie, iż zdecydował się na próbę lobowania Valdésa z połowy boiska, lecz bramkarz Azulgrany w ostatniej chwili uratował swój zespół. Trzy minuty później valencianistas stworzyli sobie najlepszą sytuację meczu. Z lewego skrzydła znakomite dośrodkowanie do wbiegającego w pole karne Silvy posłał Mathieu, jednak El Mago trafił wprost w portero gości. W samej końcówce groźnie zaatakowali klubowi Mistrzowie Europy. César na raty obronił płaskie uderzenie Touré, po czym pan Pérez Borrull zakończył starcie hiszpańskich gigantów.

Wszyscy valencianistas odczuwają niedosyt, ponieważ tej nocy Barcelona nie zasłużyła nawet na remis. Blanquinegros dominowali przez większą część gry, Blaugrana, co do niej niepodobne, ograniczała się do nielicznych kontr. Jednak w kontekście kontuzji naszych czołowych zawodników, remis można uznać za dobry wynik. A korzyści z tego meczu mogą okazać się kluczowe dla dalszych losów sezonu. Po pierwsze i najważniejsze – wydaje się, że zawodnicy Valencii w końcu zrozumieli, co znaczy zespołowa gra w obronie. Wzajemna asekuracja, defensywa zaczynająca się już od napastników – to wszystko dało się zauważyć wczorajszej nocy. Emery nie ma już chyba dylematów, na kogo postawić w środku obrony – para Dealbert – Navarro spisała się bez zarzutów. Po drugie – odkrycie w postaci Mathieu. Możliwe, że Francuz jest troszkę nieporadny w obronie, jednak umiejętnościami w ataku dorównywał niejednemu piłkarzowi Barcelony. Jeśli tylko utrzyma ten poziom, będzie bardzo mocnym punktem Nietoperzy. Po trzecie i ostatnie – pewność siebie, która po prostu musi pojawić się po tak udanym spotkaniu, powinna pomóc Blanquinegros w kolejnych meczach. Logicznie rzecz biorąc, jeśli Valencia potrafi grać tak dobrze bez swoich kluczowych zawodników, znów z nimi w składzie prezentować powinna się kapitalnie…

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne