Strona główna

Były członek rady Valencii CF, socio od ponad 40 lat, kontynuuje swoją ostrą krytykę przeciwko Vicente Silli, który w imieniu mniejszych udziałowców odsprzedał łączną liczbę 5% akcji Inversiones Dalport i wciąż nie otrzymał pieniędzy. Dawny doradca zarządu zażądał wobec tego zwrotu udziałów, ale jak na razie nie może się na to doczekać.

Jesús Barrachina postanowił także przybliżyć sytuację ekonomiczną, w jakiej obecnie znajduje się klub. Uważa, że powiększenie kapitału spółki nie jest rozwiązaniem dla Valencii, której problemy nie kończą się dzięki temu przedsięwzięciu. Według niego znaczy to, że bez powołania Fundacji „nie ma pieniędzy na wypłaty dla piłkarzy”.

Czy będziesz dalej protestował przeciw Vicente Silli?

Tak, oczywiście, adwokat radził mi, abym wniósł pozew do sądu i to zrobiłem. Nie dotyczy on osobistych spraw, ale właśnie akcji w Valencii. Bezprawnie posłużył się częścią naszych akcji, użył ich, by osiągnąć większość, dlatego nie mogłem włączyć się w kampanię powiększania kapitału spółki, bo nie miałem ich wtedy w swoich rękach. Mówi, że zamierza mi je zwrócić, lecz ja walczyć o własność będę w sądzie. Nie mogę nic stracić.

Silla jest niezadowolony, ponieważ nie został poinformowany o skardze…

Musiało się tak stać, gdyż on nie wykazuje żadnego działania w tej kwestii. W sierpniu zapewniał, abym się nie niczym nie martwił, a do tej pory nikt do mnie nie zadzwonił.

Jak Jesús Barrachina widzi sytuację ekonomiczną Valencii po powiększeniu kapitału?

Jest bardzo zła, tak jak przedtem. Zdobyto tylko 18 milionów euro, rzeczywistych pieniędzy, czyli tyle, ile włożyli socios. Reszta to papiery, nic więcej. Mimo tego 90 milionów z powiększenia kapitału spółki wydaje się dobrą decyzją, bo nie byłoby kompletnie nic na początek. Chociaż pensje piłkarzy w ciągu całego roku wynoszą ponad sto milionów, więc skoro mamy zaledwie tyle, jak je wypłacimy? Zdobyty kapitał nie zaserwuje żadnego aperitifu.

A większościowy pakiet akcji Fundacji?

Fundació VCF sama w sobie jest dobrym pomysłem, założenia są śliczne, jestem nimi oczarowany, ale nie rozwiązuje ona fatalnego stanu finansowego Valencii. Powiększenie kapitału też nie jest rozwiązaniem dlatego, że porównując te cyfry z liczbami klubowych długów, to okazuje się to zaledwie kroplą w morzu. I tak trzeba będzie już przyciąć do maksimum wydatki klubu.

To jaka jest Twoja opinia na temat obecnego zarządu?

Z pewnością pozytywna. Valencia jest zarządzana świetnie, prowadzona naprawdę bez zarzutu, ponieważ Manuel Llorente jest bardzo gospodarnym człowiekiem oraz wspaniałym administratorem. Niestety, jedynym rozwiązaniem będzie, jak zamierzał uczynić z lepszym lub gorszym skutkiem między innymi Juan Soler, sprzedaż parceli Mestalla. Jemu się to nie udało, bo w czasach kryzysu mogłoby być nienajlepszym posunięciem, zważywszy na kwotę, jaką oferowano, dlatego pozostaje nam czekać na lepsze czasy i dopiero wówczas spróbować ponownie sprzedać.

Położenie pogarsza dodatkowo komunikat wierzycieli przedsiębiorstwa Solera, którzy przyznają, że właściciel nie ma funduszy na wykupienie parceli…

Cóż, wygląda na to, że w ciągu najbliższych miesięcy, jeśli nic korzystnego się nie wydarzy, nie uniknie absencji. Soler musi wypłacić zgodnie ze zobowiązaniem pieniądze albo odzyskać swoje akcje, a jeżeli nie dysponuje takimi środkami, będzie musiał wziąć od swoich wierzycieli pożyczkę.

Sprawy sportowe wyglądają lepiej…

Mamy wielki zespół, wspaniałych piłkarzy, jednych z najlepszych. Wszystkie pozycje są dobrze obsadzone, co najważniejsze wartościowymi zawodnikami.

Pojawili się za to pierwsi wrogowie Emery’ego…

Konieczne jest to, aby go zatrzymać, bo ciągłe zmiany do niczego dobrego nie prowadzą, nic przez nie nie osiągniemy, co wiele razy zostało już udowodnione.

Kategoria: Wywiady | Źródło: Levante - EMV