Strona główna

Drużyna określająca swe ambicje na walkę o czołowe ligowe lokaty musi wykraczać poziomem sportowym ponad większość konkurentów - posiadać ofensywę zdolną rozpracować najsolidniejszą obronę przeciwnika oraz defensywę, jaka nie ugnie się przed najbardziej zmasowanym natarciem. O ile pierwszy z wariantów można uznać u Valencii za spełniony, to bardzo daleko jeszcze do realizacji tego drugiego, a świadczy o tym chociażby niechlubna statystyka.

9 straconych bramek w 5 pierwszych spotkaniach sezonu - nie jest to bilans godny pozazdroszczenia zespołowi bijącemu się o miejsca premiowane awansem do Champions League. A Valencia za taką drużynę uchodzi już od parunastu lat. Nie sposób się zatem dziwić, że tak słaby początek sezonu jeśli chodzi o grę defensywną Valencia zaliczyła aż 12 lat temu, kiedy to mogła poszczycić się dokładnie takim samym stosunkiem bramek straconych do ilości meczów.

Drużyna Nietoperzy sprzed 12 lat zasłynęła jednak bardziej niechlubnie, bowiem ich zdobycz bramkowa opiewała jedynie na 5 trafień, natomiast ta dzisiejsza ma na koncie 11. Poza tym wtedy Blanquinegros przegrali pierwsze 4 spotkania (1:2 na Majorce, 0:3 u siebie z Barceloną, 1:2 w Santander, 0:2 na Mestalla z Realem Madryt). Dopiero w piątej potyczce zdołali zwyciężyć Real Valladolid. W obronie tamtejszej ekipy grali tacy gracze jak Javi Navarro, Amadeo Carboni, Miroslav Djukić czy Jocelyn Angloma, a zespół zakończył rozgrywki na 9 miejscu.

Warto podkreślić, że tylko 5 zespołów La Liga jest gorsze bądź równe pod tym względem Valencii. Tyle że zespoły takie jak Tenerife, Xerez czy Valladolid to co najwyżej średniaki, które bardziej będą musiały martwić się o zapewnienie sobie ligowego bytu na przyszły sezon, aniżeli walkę o europejskie puchary, natomiast Racing i Atletico są pogrążone w sportowym kryzysie. Kto wie, czy wkrótce tego samego, jakże popularnego w zeszłym roku terminu nie będziemy używać w stosunku do Los Ches, o ile niektórzy już się tego dopuszczają.

Kategoria: Ogólne | Źródło: SuperDeporte