Strona główna

W pierwszym meczu 1/8 Copa Del Rey Valencia zremisowała na Estadio El Sardinero z Racingiem Santander 1:1. Z pewnością jest to dobry rezultat w perspektywie rewanżu, jednak można pokusić sie o stwierdzenie, że to Verdiblancos bardziej zasłużyli na zwycięstwo.

Jak zwykle w tym sezonie w pucharowych potyczkach szkoleniowiec Nietoperzy dał odpocząć zawodnikom pierwszej jedenastki. Szansę na grę otrzymali zawodnicy, których w biało - czarno - pomarańczowych strojach widzimy nader rzadko: Pablo Hernandez, Fernando Morientes czy Angulo. Natomiast w drużynie z Santander brakowało przede wszystkim dwóch najlepszych napastników: Mohameda Tchite, który wcale nie tak dawno w spotkaniu właśnie z Valencią strzelił trzy gole, a także Nikoli Żigica. Serbski napastnik został wypożyczony do Racingu i już w "debiucie" w swoim nowym starym klubie zdobył bramkę na wagę zwycięstwa w spotkaniu z Realem Vallodolid. Snajper reprezentacji Białych orłów nie mógł jednak zagrać przeciwko swym niedawnym kolegom, ponieważ tak stanowiła umowa pomiędzy prezydentami obu klubów.

Spotkanie nie stało na wysokim poziomie. Obie drużyny w pierwszych minutach badały się, a gra toczyła się głównie w środku pola. Choć to Racing miał z niej więcej, to pierwszego gola zdobyła ekipa Los Ches. Z rzutu rożnego dośrodkowywał lub bezpośrednio strzelał na bramkę Coltortiego Manuel Fernandes, a pomocnik Santander Colsa trącił piłkę, która wpadła do siatki. Gol był naprawdę przypadkowy i chyba sami zawodnicy Valencii nie mogli uwierzyć, że objęli prowadzenie po tak mizernej grze. Atak złożony z Moro i Angulo praktycznie nie miał żadnej siły przebicia, obaj napastnicy snuli się po boisku. Jedynymi aktywnymi graczami po stronie drużyny z Lewantu byli Vicente i Pablo, którzy próbowali indywidualnych akcji, jednak najczęściej kończyły się one niepowodzeniem.

Od początku drugiej połowy piłkarze Racingu ruszyli do zdecydowanego ataku na bramkę Renana. Po kilku minutach przyniosło to efekt, gdyż Verdiblancos otrzymali rzut karny. Do piłki podszedł Ezequiel Garay, jednak jego ładny strzał wylądował tylko na poprzeczce. To wydarzenie nie załamało gospodarzy, a wręcz przeciwnie - nadal naciskali. W końcu dopięli swego. W 55 minucie ładnym strzałem z rzutu wolnego Renana pokonał Mehdi Lacen. Po straconym golu Emery w celu uporządkowania gry wpuścił na boisko Silvę i Villę. Zawodnicy Valencii jednakże nadal mieli problemy, by dłużej utrzymać się przy piłce, a na coraz lepszą grę Racingu potrafili odpowiedzieć tylko brutalnością. W efekcie w samej końcówce meczu arbiter Carlos Clos Gomez pokazał czerwoną kartkę najpierw Vicente, a potem drugą żółtą, więc w konsekwencji także czerwoną Miguel'owi. Portugalczyk nie mógł pogodzić się z decyzją arbitra i rwał się do wymierzenia sprawiedliwości sędziemu, jednak trener Emery uspokoił krewkiego obrońcę. Chyba przestraszony tym incydentem Gomez natychmiast zakończył spotkanie.

Co zostało Nam po tym meczu? Na pewno niesmak. Przede wszystkim z powodu mizernej gry Valencii. Po raz kolejny okazało się, że nie mamy wystarczająco dobrych zmienników, którzy potrafią wygrywać z potencjalnie słabszymi przeciwnikami. Niesmak pozostał też po fatalnej postawie arbitra, który kompletnie nie panował nad boiskowymi wydarzeniami, a pod koniec spotkania sytuacja całkowicie wymknęła mu się spod kontroli. Co gorsza, w myśl przepisów Vicente nie będzie mógł wystąpić w najbliższym ligowym spotkaniu z Villarreal, ponieważ został ukarany czerwoną kartką bezpośrednio (Miguel będzie mógł zagrać). Pozytywny jest tylko wynik, który znacznie przybliżył ekipę Los Ches do ćwierćfinału rozgrywek.

Samobój Colsy

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne