Strona główna
Unai Emery przybył do Valencii dwa miesiące temu, jako ten, który zespół „Nietoperzy”, zza światów, sprowadzić miał na ziemię. Poprosił tylko o to, aby w drużynie zostali wszyscy ci, tworzący ją rok temu, wyłączając jedynie tych skłóconych z klubem. 36-latek, choć z niewielkim bagażem doświadczeń, posprzątać ma po swoich poprzednikach, Ronaldzie Koemanie i Quique Floresie, wynosząc przy tym kolejny raz ekipę Los Ches na europejskie salony. Z opiekunem Valencii rozmawiają dziennikarze El Pais.

Ma pan nieprzyjaciół?
Nie mam wrogów, choć nie gwarantuję, bo dla niektórych może nim jestem. Dla mnie natomiast wrogiem jest niestabilność .Stabilność bowiem jest tym na czym opierać można budowanie przyszłości.

Na przestrzeni dwóch miesięcy pracował pan w towarzystwie dwojga prezydentów (Agustín Morera, Vicente Soriano) oraz trojga dyrektorów sportowych (Juan Sánchez, Xavier Azkargorta oraz Fernando Gómez)…
I doradcą – Juanem Villalongą.

Jak pan to znosił?
Dostosowywałem się do zmian ze świadomością, iż znam tych ludzi i Valencię.

Jaka więc jest Valencia?
Jest to wielki klub z mnóstwem uczuć i osób, które żyją poniekąd z kompleksem Realu Madryt czy FC Barcelony. Miejsce to trzeba tak zmienić, by klub znalazł wreszcie własną tożsamość, a ludzie żyli we własnej rzeczywistości. Musi skorzystać z tego, co ma. Poza tym, szanować tych z dołu i tych nieco wyżej.

Trenerem jesteś 3,5 roku…
Moje życie zawodowe toczy się w szybkim tempie. Wczoraj byłem w B klasie, a dziś jestem w Valencii. Żyję w sposób naturalny i bardzo odpowiedzialny. Wszystko jest tak ulotne, iż mnie nie przejmuje.

Boisz się, że braknie Ci doświadczenia?
Nie, dlatego że żyłem niedoświadczony od kiedy zacząłem. Mam może przypiętą taką etykietkę, ale nie ubolewam nad tym. Nie jestem niedoświadczony. Walczę z tym w pracy.

Jaka jest Twoja najlepsza cecha?
Nie wiem, czy należy mówić, ale największą jest to, iż jestem po prostu dobrą osobą.

I jesteś otoczony przez "rekiny".
Nie, w Lorca, w drugiej lidze dziennikarze ofiarowali mi kwiaty, kiedy odnowiłem umowę, mimo tego że nie chcieli, abym ją parafował. Miałem 33 lata, dopiero zaczynałem, lecz żyłem z pewnością.

Miękki?
Możliwe. Jestem młodym, wrażliwym i jednocześnie doświadczonym trenerem. Jako piłkarz myślałem jak trener.

A szczery?
Tak, w wielu przypadkach jestem szczery. Ufam moim piłkarzom.

Łamliwy?
Nie, bo jestem oczytany. Książki o spójności i integracji grupy bardzo mi w tym elemencie pomagają. Wiem jak przewodzić zespołem piłkarskim.

Piłkarz jest święty?
Tak, dlatego że wymagam od niego bardzo wiele i nie pozwalam , aby zboczył z torów swojej pracy.

Innymi słowy, trener dobrych manier.
Robię tak z przekonaniem. Staram się traktować zawodników jak ludzi. Znając życie poza piłką. Chciałbym mieć więcej czasu i bliższe stosunki z moimi piłkarzami, ale istnieje pewna bariera dla dobra zespołu i jego wydajności. Chciałbym się z nimi śmiać, ale nie mogę. Właściwe maniery są ważnym elementem jeśli chodzi o spójność grupy, to zwyczajnie pomaga.

Zatem, jakie ma pan marzenia związane z Valencią?
Pragnę, aby wszyscy valencianisimo identyfikowali się ze swoim zespołem i byli z nim czy wygrywa, czy nie. Valencia miała w ostatnich latach styl, ale ja zamierzam nadać jej ten własny, dla którego mam nawet nazwę. Widząc ten zespół, można go opisać: „są zgrani”. Najgorszą rzeczą jest dla trenera to, jeśli zespół nie wie, co gra.

Bardziej ofensywny styl?
Ale, tak by nie stracić równowagi.

Jak poprawić drużynę, która po trenerce Quique Floresa i epizodzie z Ronaldem Koemanem jest jakby bez dachu nad głową?
W chudych czasach trzeba czasem poszukać szczęścia w domu. Poza tym tworzyć zaufanie, motywować i utrzymywać świetną atmosferę. To kroki w drodze do poprawy indywidualnych, ale także drużynowych predyspozycji.

Jak wyglądał zespół, kiedy się tu przeprowadziłeś?
Z wieloma dziurami. I rany wciąż bolały. Zamierzam je jednak zaszyć.

Zamknąłeś przerębel między Albeldą a Barają (ten pierwszy był jeszcze do niedawna odsunięty od zespołu, a na dodatek stracił opaskę kapitana na rzecz tego drugiego)?
Staram się stworzyć zjednoczoną ekipę i jeżeli będą w niej Albelda oraz Baraja, tym lepiej. Nie patrzę co było kiedyś, a decyzję podjąłem na bieżąco.

Klubowi nie udało się w przeszłości sprowadzić kreatywnego pomocnika w miejsce Barajy i znów go nie znajdzie.
Rubén Baraja, Manuel Fernandes i David Silva muszą zakryć tę lukę.

Fernandes?
Ma 22 lata i kosztował 18 milionów. Jest w wieku swojej próby.

Dlaczego nie podoba Ci się Banega?
Jest dobrym piłkarzem, ale musi się jeszcze w Europie zaaklimatyzować.

Czy można właściwie odzyskać Albeldę?
Albeldzie musi wrócić głód gry. Myślę, że wtedy wszystko już będzie w porządku.

Największe braki w zespole?
Jedynym mankamentem było to, że to nie była drużyna, która pracowała jak prawdziwa drużyna, a dodatkowo wygrała Copa del Rey.

Wśród nich Silva…
Świetny piłkarz, który sprawia, że Valencia jest jeszcze groźniejsza, jeśli tylko przebywa na boisku.

Strategia będzie miała taką samą wagę jak wówczas, gdy trenował pan Almerię?
Tak, to punkt gry i metodologii.

Jak panu się widzi Barca i Real Madryt?
Barca emanuje we mnie dość ciepłe uczucia. Przeciwnie Real Madryt. Nie znam osobiście Guardioli, lecz podoba mi się to co robi. Niewątpliwie ma siłę i ją przekazuje.

A co sądzisz o reszcie konkurentów w walce o Ligę Mistrzów: Villarreal, Atletico czy np. Sevilli?
Wszystkie trzy wymienione zespoły pretendują o szczyt, a my mamy znaleźć się wśród nich. Największą sympatią darzę Villarreal, przez to, co pokornie, krok po kroku osiągnęli.

Kategoria: Wywiady | Źródło: El Pais