Strona główna

Superpuchar... i co dalej?

benji | 21.08.2008; 14:56
Pierwsze oficjalne i jakże wymagające spotkanie Valencii pod nowymi rządami już za nami. Zapewne niejeden z kibiców blanquinegros przed rozpoczęciem obecnego sezonu z drżącym sercem myślał o tym jak prezentować się będzie jego klub w tegorocznych rozgrywkach. Będąc oszczędnym w słowach można stwierdzić, iż "sporo" tego lata działo się na Mestalla i o przyszłość klubu można by mieć poważne obawy. Jednak nowy zespół budowany przez Unai'a Emery zdołał się nam już zaprezentować i pozwólmy sobie wyciągnąć kilka wniosków odnośnie tego, czego możemy się spodziewać w tym sezonie od Los Ches.

Po pierwsze przyjrzyjmy się więc osobie, z którą związane są spore nadzieje wśród kibiców Valencii. Unai Emery, bo o nim właśnie mowa, choć od momentu gdy objął stanowisko szkoleniowca nietoperzy znalazł się na celowniku mediów, to wciąż dla wielu osób mógł być postacią anonimową. Jego osiągnięcia w futbolu nie należą bowiem do zbyt spektakularnych, a mało kto z sympatyków Valencii miał okazję obserwować jego pracę w poprzednich klubach. Z drugiej jednak strony taki stan rzeczy sprawił, że Baska porównywać można z Rafaelem Benitezem, który również przed objęciem nietoperzy nie mógł pochwalić się zbyt bogatym résumé. To właśnie ten element łączący obu panów zadecydował, iż oczekiwania w stosunku do Emery'ego są bardzo wysokie. Przejdźmy więc do konkretów i odpowiedzmy sobie na pytania, jakie dało nam niedzielne spotkanie z Realem. Co prawda wyciągać zbyt znaczących wniosków z jednego tylko spotkania nie można, ale może to pomóc nam w nakreśleniu własnych oczekiwań w stosunku do klubu.

Trzeba przyznać, że zespół jaki widzieliśmy podczas pierwszego meczu potyczki o superpuchar Hiszpanii zaprezentował się bardzo pozytywnie uzyskując nie tylko dobry wynik ale i również ponownie wlewając wiarę w serca kibiców blanquinegros. Organizacyjny chaos i zupełny brak zgrania pomiędzy piłkarzami, jaki pamiętamy sprzed roku wydawał się zniknąć bezpowrotnie, a jego miejsce zastąpiła ambitna walka od pierwszego do ostatniego gwizdka spotkania. Jeżeli jest coś, co widocznie w tak krótkim czasie zdołał poprawić Emery, to jest to niewątpliwie mentalność. Baskijski szkoleniowiec cały czas powtarzał, że dla niego podstawą dobrej gry jest psychika i można to zauważyć w podejściu zawodników do gry. Valencia w spotkaniu z Realem nie była ekipą, która po utracie bramki traci również równowagę i nie potrafi radzić sobie z rywalem. Piłkarze Ches mimo niefortunnego trafienia van Nistelrooy'a wciąż prezentowali ten sam poukładany i przemyślany futbol. Najlepszym przykładem dobrze wykonywanej przez Emery'ego pracy jest oblicze drugiej odsłony gry. Zespół po naradzie ze szkoleniowcem na drugą połowę wyszedł naładowany chęcią i wiarą w końcowy sukces, co w końcu zaprocentowało zdobyciem trzech zwycięskich bramek.

Drugim elementem, którego możliwości należy rozpatrzyć jest kadra, jaką obecnie posiada Valencia. Z powodu problemów finansowych i zawiłości w strukturach klubowych zespół w czasie tegorocznego mercado nie wzmocnił się prawie w ogóle. Więcej zawodników klub tego lata opuściło, niż wzmocniło. Nielicznymi są Pablo Hernandez, powracający z wypożyczenia Manuel Fernandes oraz konkurent Timo Hildebranda do walki o nr 1 między słupkami VCF Renan Brito Soares. Ten ostatni nie miał jednak jeszcze okazji zaprezentować się publiczności na Mestalla, bowiem przebywał na turnieju olimpijskim w Pekinie. Co jednak ważne - wiele osób mogło się zastanawiać nad tym, jak ta sama ekipa, która zeszłego roku zawiodła niemal na każdym froncie teraz ma walczyć o najwyższe trofea. Przyszłość takich weteranów jak Albelda czy Vicente stała pod sporym znakiem zapytania. Okazuje się jednak, że wraz z pojawieniem się nowego szkoleniowca zawodnicy ci zaczęli odzyskiwać świeżość. Pokłócony z zarządem Albelda znów wkładał w grę sto procent swoich sił, natomiast tak odważnie grającego Vicente ostatni raz oglądać mieliśmy okazję dobre kilka sezonów temu. Trzeba przyznać, że sam przeciwnik wymuszał na piłkarzach absolutną koncentrację, lecz tym razem presja nie przerosła ich możliwości.

Na koniec zadajmy sobie jeszcze pytanie jakie wnioski z tak udanego początku sezonu wyciągnąć można? Otóż, trudno po jednym tylko udanym spotkaniu wnioskować, iż ten właśnie sezon należeć będzie do ekipy ze stolicy Lewantu, lecz blanquinegros zdecydowanie nakreślili granice swoich możliwości. Przy dobrej organizacji i wsparciu fanów forma zespołu może iść tylko w górę. Moim więc skromnym zdaniem powiem, że inauguracyjnym spotkaniem tegorocznych rozgrywek Ches przywrócili kibicom to czego najbardziej potrzebowali, a mianowicie wiarę w ich możliwości, która pozwoli nam obserwować każde następne spotkanie z elektrycznym wręcz napięciem...

Kategoria: Felietony | Źródło: własne