Strona główna

Inter vs Valencia 2:2

mruwek | 21.02.2007; 23:47
Remisem zakończył się długo wyczekiwany pojedynek Los Ches z "Mediolańskim Buldożerem". Wspomniany "mediolański..." miał przejechać po zespole gości, jak to buńczucznie zapowiadano we Włoszech. Kibice Valencii wyczekiwali tego spotakania z pewnym niepokojem. Z jednej strony ich ulubieńcy grają ostatnio w kratkę, z drugiej zaś ostatnie ligowe zwycięstwo nad Barceloną pokrzepiło serca i wlało w nie nadzieję na sukces w Mediolanie.

Mecz w ogólnym rozrachunku był dość wyrównany i z pewnością dostarczył wielu emocji. W pierwszej połowie przeważał Inter, jednakże nie zachwycał też skutecznością. W drugiej części Valencia dochodziła coraz częściej do głosu i pokazała przede wszystkim wolę walki do końca spotkania. Opłaciło się jednak zostawić tyle potu na boisku. Determinacja podopiecznych Quique Floresa zaowocowała dwiema przepięknymi bramkami Villi oraz Silvy i to Nietoperze są teraz w bardziej komfortowej sytuacji przed meczem rewanżowym.

Jak już wspomniano Inter w pierwszej części przeważał. Figo dyktował tempo na prawej flance, Stankovic zaś raz po raz umiejętnie uruchamiał Crespo i Zlatana, którzy zmuszali do najwyższego trudu obrońców hiszpańskiego klubu. W 9 i 10 minucie obaj oddali groźne strzały. "Ibra" nie wykorzystał błędu Canizaresa i obił tylko słupek.
Szarże Interu przybierały stopniowo na sile, aż w 30 minucie Figo wymanewrował Albeldę i zmusił "El Capitano" do faulu w bocznej okolicy pola karnego. Arbiter spotkania odgwizdał rzecz jasna wolnego, a zawodnika Ches "wynagrodził" żółtą kartką. Rzut wolny egzekwował sam poszkodowany. Do piłki doszedł Zlatan, którego strzał obronił Canizares, jednak nie miał już nic do powiedzenia przy dobitce Estebana Cambiasso. Być może nie musiałby się wysilać, gdyby sędzia liniowy zauważył wyraźnego spalonego na którym znajdował się Argentyńczyk.

Ta bramka, pozwoliła Interowi na jeszcze pewniejszą grę. Przez słowo "pewniejsza" trzeba tu jednak rozumieć niekoniecznie sportowe zagrania. Najbardziej tej "pewności" doświadczał chyba David Silva, którego ambicja i co więcej nieprzeciętne umiejętności, wyraźnie nie przypadły do gustu graczom Internazionale FC. Raz po raz zwyczajnie bezczelnie faulowano Kanaryjczyka, choć ciosów łokciem nie ustrzegł sie także Fernando Morientes, a kopniaka w żebra zaliczył Miguel.

Valencia nie załamała się, zaczęła śmielej atakować. Pierwszym sygnałem o niebezpieczeństwie jakie niesie ze sobą podrażniony Nietoperz, była dla Interu cudowna okazja Davida Villi z 45 minuty. Asturiańczyk przyjął trudną piłkę zagrywaną z góry, następnie "na zamach" wymanewrował obrońcę i oddał strzał, który wielu kibiców Blanquinegros widziało już w siatce. Niestety piłka minęła słupek. Pierwsza połowa zakończyła się rezultatem 1:0. Końcówka pokazywała jednak że Goście nie zamierzają godzić się z takim wynikiem.

Od początku drugiej części podopieczni Floresa starali się stwarzać okazje do wyrównania. Dojście pod polem karne nie sprawiało im jakiegoś wielkiego problemu. W obrębie "szesnastki", lub tuż przed nią, brakowało jednak dokładności, tudzież pomysłu na wykończenie akcji. W końcu jednak wysiłki Nietoperzy przyniosły efekt. W 64 minucie po faulu na Morientesie wolnego egzekwowała David Villa. 30 metrów do bramki... Gol. Trudno opisać ten strzał niżej podpisanemu. Po prostu coś pięknego.

Kiedy wydawało się, że jest już spokojnie i trzeba zacząć stabilizować grę w środku pola (co też "Mister" chciał uczynić wstawiając do gry Vianę zamiast El Moro), Inter znów wyszedł na prowadzenie. Trzeba oddać Włochom, że po błędzie obrońcy pokazali oni ładną klepkę w polu karnym i nie dali najmniejszych szans Portero Valencii. Strzelcem był Maicon w 75 minucie. Ten sam który wiódł prym w poniewieraniu Silvy, by sam być później poniewierany przez większość zawodników z Mestalla. Goście nie złożyli jednak broni, pokazali co oznacza walka do końca. Najpierw odrobiny szczęścia zabrakło Ayali. Później jednak przypomniał o sobie Silva. I to w nie byle jaki sposób. Po rzucie rożnym wykonywanym przez Villę uderzył z około 23 metrów z woleja, prosto w prawy róg bramki Césara. A więc było 2:2 i końcowe minuty do upragnionego gwizdka. Na sam koniec serce kibiców Ches zamarło. W polu karnym upada Zanetti, sędzia zaś gwiżdże... Nie wskazuje jednak na wapno, tylko wyciąga żółty kartonik i nakazuje go dokładnie obejrzeć Argentyńczykowi. Chwilę potem jest już po wszystkim.



Statystyki meczowe!

Kategoria: | Źródło: własne