Strona główna

Nowa Valencia, lepsza Valencia?

Dominik Senkowski | 21.08.2016; 17:34

Chłodny optymizm na starcie sezonu

„Nietoperze” dokonały latem małej rewolucji kadrowej. Odeszło kilku wyśmiewanych od dawna piłkarzy. W ich miejsce sprowadzono ciekawe nazwiska. Sezon bez europejskich pucharów jest dobrą okazją do odbudowy drużyny.

Nani, Montoya, Medrán i Suárez — ci panowie oficjalnie przybyli na Mestalla w otwartym wciąż okienku transferowym. Skoro otwartym - a ubytków kadrowych po letniej wyprzedaży jest sporo – to można po cichu liczyć na jeszcze jakiś transfer. Albo dwa. Przyjście Mario Suáreza oceniam bardzo pozytywnie. To w końcu jeden z ex-żołnierzy Simeone. Nawet jeśli ostatnio w nie najwyższej formie. Suárez powinien dać drużynie dużo waleczności, charakteru. A tego, zwłaszcza w środku pola, ostatnimi czasy nam brakowało. Pomoc za często w poprzednim sezonie przypominała Parejo, unikającego odpowiedzialności i ślamazarnego. Teraz ta formacja została bardzo zmieniona. Nie tylko z powodu przyjścia Suáreza i Medrána czy opaski dla Enzo (wątpliwa decyzja z uwagi na liczne kontuzje i nieustabilizowaną formę). Mnie osobiście trochę dziwi i smuci przede wszystkim tak łatwe pozbycie się Fuego.

Gdy Javi Fuego przychodził do Valencii nie wiwatowałem z radości. Obawiałem się, że Mestalla to dla niego zbyt wysokie progi. Początkowo Hiszpan faktycznie rozczarowywał, jednak z czasem prawie że to od niego trenerzy rozpoczynali układanie jedenastki. Niezwykle waleczny, mądrze ustawiający się na boisku, epatujący spokojem. Fuego pokochali kibice. 32-latek faktycznie poprzedniego sezonu nie może zaliczyć do najlepszych, ale czy był to aż tak radykalny zjazd by od razu się go pozbywać? Czy nie lepiej było po prostu postawić na kogoś innego, ale mieć doświadczonego pomocnika w odwodzie, na ławce? Jak bardzo Espanyol nie nalegał na ten transfer, ja bym się z nim wstrzymał. Piłkarzy z charakterem ci u nas niedostatek, dlatego kompletnie nie przekonuje mnie ta decyzja.

Jeszcze bardziej nie zrozumiałbym tego, gdyby Paco został puszczony do Barcelony. Pomijając fakt, że dla niego byłby to fatalny kierunek (jak pisałem w poprzednim felietonie, Barca szuka frajera, którego zadowoli głównie grzanie ławy i oglądanie popisów tria Neymar-Messi-Suarez). Dla samej Valencii byłby to ruch równie dramatyczny. Istny symbol poddaństwa. Nie po to przecież od lat chuchamy i dmuchamy na Paco, nie po to mozolnie był wprowadzany do drużyny, by teraz całą śmietanką miała spić Barcelona. Valencia ma szkolić i szlifować dla „Dumy Katalonii” talenty? Jak mawiał klasyk: nie idźmy tą drogą. Jeden Gomez na okienko starczy - jego akurat mi nie żal, o czym również już pisałem. Strata Paco byłaby więc ciosem wielopoziomowym: sportowym (dziura w ataku), marketingowym (idol kibiców) i ogólnorozwojowym (Valencia to nie La Masia). Na szczęście ze strony Valencii dobiegają głosy zaprzeczające temu zamieszaniu. Oby tak już pozostało i skończyło się tylko na serii artykułów w prasie katalońskiej na ten temat. Moje zdanie jest jasne: gdyby sprzedano Paco do Barcelony, cały ten biznes o nazwie „Valencia” można by zaorać i postawić od nowa. Niektórych bowiem rzeczy nie da się zrekompensować pieniędzmi.

Czego oczekujecie po tym sezonie? Ja mozolnego ciułania punktów i ustabilizowania wreszcie formy. Trener ma dużo czasu na to by odcisnąć piętno na swoich piłkarzach. Brak europejskich pucharów może być zaletą, jeśli dobrze się ten czynnik wykorzysta. Mniej spotkań, więcej czasu na treningi. Trzeba na nowo zbudować twierdzę na Mestalla. Indywidualnie najbardziej ciekawi mnie postawa Medrana, który jest chyba obecnie największym wygranym pretemptorady. Można było się obawiać, że przyjmujemy od Realu średniaka, który będzie u nas tylko zapchajdziurą. Młodzieniec udowadnia jednak każdym kolejnym występem, że warto będzie na niego stawiać. Najbardziej oczywiście obawiam się o atak, który co prawda został wzmocniony odejściem Negredo, to jednak potrzeba tam jeszcze jednego wykonawcy. Niby Nani na Euro pokazał, że może grać nawet na „dziewiątce”, ale zwyczajnie szkoda go tam stawiać. Na nowego Mistrza Europy bardzo liczę. Na jego gole, asysty, a przede wszystkim na cechy osobowościowe na boisku. Na to, że zostanie jednym z liderów. Takim Kubą Błaszczykowskim Valencii, zagryzającym trawę efektywnym piłkarzem. Tym bardziej, że Nani nie jest wcale taki stary i ma coś do udowodnienia. Sobie oraz licznym kibicom na całym świecie, którzy jakiś czas temu zaczęli powoli stawiać na nim krzyżyk.

Odnosząc się do ostatnich wydarzeń w hiszpańskiej piłce warto odnotować zwycięstwo Barcelony w Superpucharze Hiszpanii (żadna niespodzianka) oraz Realu w Superpucharze Europy (większa niespodzianka z uwagi na skład w tym meczu). Obaj giganci mają już po skalpie, a sezon dopiero co ruszył. W obu wspominanych meczach poległa Sevilla. Andaluzyjczycy po wielkiej letniej rewolucji są chyba skazani na powtórkę z zeszłego sezonu: marny start i konieczność odrabiania punktów. Wspominając europejskie puchary trzeba również odnotować porażkę Villarreal u siebie z Monaco w pierwszym meczu czwartej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Porażkę zaskakującą. Trafił co prawda Pato, dla którego był to pierwszy od dawna gol na europejskiej ziemi, ale to rywale wygrali na El Madrigal 2:1. Czy podopiecznych Garrido stać na odrobienie strat? W innym wypadku będziemy mogli mówić o małej sensacji: praktycznie niepokonana od jakiegoś czasu na klubowym europejskim boju Hiszpania straci jednego ze swoich przedstawicieli już na starcie sezonu 2016/17.

Kategoria: Felietony | Źródło: wlasne