Strona główna

Dzień dniowi nierówny...

Dominik Piechota | 27.08.2012; 10:11

Valencia CF 3:3 Deportivo La Coruña

Walencki klub traci punkty w pierwszym meczu przed własną publicznością. Syndrom Unaia Emery'ego nadal pozostał w zespole, bowiem zawodnicy zagrali doskonale w pierwszej połowie, a w drugiej części gry zupełnie odpuścili rywalom. Najwidoczniej dzień dniowi nierówny, bo po północy magia Pellegrino prysnęła.

Premierowy pojedynek w nowym sezonie na Estadio Mestalla miał być piękną zapowiedzią przed meczem z FC Barceloną. Jak się okazało, kibice tylko narazili się na masę nerwów oraz rozczarowań.

Mauricio Pellegrino nie zmienił podstawowej jedenastki z poprzedniego meczu. Pozytywny wynik mieli zapewnić ci zawodnicy, którzy powalczyli o remis w Madrycie.

Początek spotkania był pokazem dobrej gry gospodarzy, a już w 11. minucie po raz pierwszy zatrybiła maszynka o nazwie Jonas-Soldado. Brazylijczyk posłał cudowną piłkę na dobieg ponad linią obrony, a Hiszpan w typowy dla siebie sposób minął golkipera i umieścił futbolówkę w pustej bramce. Kibice na Mestalla po raz pierwszy dali upust swoim emocjom, tym razem jeszcze ze szczęścia!

Niedługo później duet walenckich napastników podwyższył rezultat spotkania. Akcję rodem z brazylijskiej plaży Copacabana rozpoczął Tino Costa. Rozgrywający zagrał penetrujące podanie ponad linią obrony, a defensywa SuperDepor znów nabrała się na manewr ze spalonym. Piłka powędrowała do Jonasa, a następnie do Soldado. Hiszpan efektownym wolejem skierował piłkę do bramki. Cała akcja w polu karnym gości była rozgrywana w powietrzu, a w dodatku na jeden kontakt. Komentatorzy nie mogli wyjść z zachwytu nad grą dwójki napastników. 2:0!

Powoli walencka maszyna zaczęła doznawać pierwszych defektów. Najpierw futbolówkę w siatce umieścił Riki, ale arbiter odgwizdał spalonego. Chwilę później boisko musiał opuścić Fernando Gago w skutek kontuzji. Argentyńczyka zastąpił Dani Parejo, co rozpoczęło feralną grę "Nietoperzy".

Zaledwie kilkadziesiąt sekund po zmianie, Deportivo zdobyło bramkę kontaktową. Dani Parejo nie wszedł najlepiej w mecz, bo przegrał pojedynek główkowy po rzucie rożnym, a w podbramkowym zamieszaniu najlepiej odnalazł się Abel Aguilar. Kolumbijczyk z bliskiej odległości pokonał Diego Alvesa. Brazylijczyk był bez szans.

Bardzo szybko hiszpański rozgrywający zrehabilitował się za nieudolne próby gry obronnej. Parejo zagrał długą, prostopadłą piłkę w kierunku Sofiana Feghouliego. Algierczyk nie miał najmniejszych problemów z wyprzedzeniem Evaldo oraz posłaniem piłki obok Aranzubii. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. W końcu walencki klub prowadził już 3:1.

Tuż przed przerwą Roberto Soldado miał okazję na całkowite dobicie ekipy z Galicji oraz zdobycie hattricka. Reprezentant Hiszpanii zmarnował wyśmienitą okazję, bo trafił prosto w Daniela Aranzubie.

Na pewno pojedynkowi oraz zdrowiu zawodników nie sprzyjał fatalny stan murawy. Liczne mankamenty i latające kępy trawy były utrapieniem piłkarzy obu drużyn. Kolejną ofiarą złego stanu boiska był Aranzubia. W przerwie golkipera Deportivo zmienił Lux.

Mecz był rozgrywany na przełomie niedzieli i poniedziałku. Kibice gospodarzy byli wniebowzięci postawą swoich ulubieńców i wydawało się, że Pellegrino wyrasta na wielkiego bohatera. Niestety, po północy czar Argentyńczyka prysnął, a Deportivo La Coruña w końcu zaczęło grać w piłkę.

José Luis Oltra natchnął w swoją drużynę wolę walki. Początkowo nieśmiałe próby strzałów z dystansu i stałe fragmenty zagrażały Diego Alvesowi, ale z czasem zrobiło się znacznie groźniej pod polem karnym Los Ches.

Piękny futbol powoli przeradzał się w grę siłową i zapasy. Najdobitniej świadczyły o tym liczne pojedynki wręcz pomiędzy Ruizem a Marcheną. Obaj zawodnicy pokazywali swój prawdziwy charakter. W bezpośrednich pojedynkach dominował Victor Ruiz, ale kibice gości domagali się odgwizdania nieczystej gry. Arbiter jednak uznał, że defensor powstrzymywał rywala zgodnie z przepisami.

Dobre nastroje fanów z czasem przerodziły się w prawdziwą gorycz. Próba założenia pułapki ofsajdowej przez linię obronną VCF tym razem wyszła wyjątkowo nieudolnie, bo skrzydłowy Deportivo przyjął piłkę w polu karnym, a następnie w niezwykle inteligentny sposób znalazł Aguilara. Kolumbijczyk po raz drugi skierował piłkę do siatki. Najwidoczniej stoperzy Blanquinegros uznali, że nie warto poświęcać uwagi pomocnikowi. Abel przekonał wszystkich, że potrafi zachować się w podbramkowej sytuacji.

W kolejnych minutach Guardado był zmuszony do dokończenia pojedynku na lewej obronie. Kolejnym poszkodowanym był Jeremy Mathieu. Francuz doznał problemu z mięśniem, więc doszło do wymuszonej zmiany.

Z każdą minutą wizja remisu była co raz bardziej realna i przerażająca. Najpierw karygodny błąd Parejo nie został zamieniony na bramkę, ale chwilę później Pizzi miał okazję do poprawki. W podbramkowym pojedynku główkowym Ricardo Costa powalił rywala, a arbiter po chwili wskazał na jedenasty metr. Decyzja co najmniej kontrowersyjna, ponieważ w poprzednich minutach dochodziło do ostrzejszych starć. Pan Velasco Carballo nie tylko przybliżył Deportivo do wyrównania, ale również wyrzucił z boiska Ricardo Coste. Pretensje uzasadnione, bo mecz diametralnie się odmienił. Pizzi zmylił Diego Alvesa i wykorzystał pewnie rzut karny. Jednak Brazylijczyk nie jest nieomylny. Na Mestalla łzy, nerwy i emocje. 3:3!

W końcówce Valencia próbowało się obudzić, jednak późna pora lub szok po stracie prowadzenia nie pozwoliły na wyrwanie zwycięstwa w ostatnich minutach. Najlepszą okazję miał przed sobą jednak Bruno Gama. Portugalczyk ośmieszył Bernata i Guardado, ale Alvesa pokonać już nie zdołał.

Scenariusz niczym z najciekawszych filmów akcji, ale dla przeciętnego fana walenckiego klubu bardzo dobrze znany. Choć pojedynek mógł się podobać, to sam wynik końcowy przyprawia o złość oraz rozczarowanie. Gospodarze dali sobie wyrwać zwycięstwo bez żadnego oporu w drugiej połowie. Chociaż kibice "Nietoperzy" zakończyli ubiegły tydzień w świetnych nastrojach, to kolejny rozpoczęli ze sporą dawką podniesionego ciśnienia. Oby charakterny Pellegrino potrafił reagować na takie zdarzenia, bo za tydzień trzeba stanąć w szranki z mistyczną FC Barceloną. Katalończycy takiej postawy nie wybaczą, ale po prostu srogo pokarzą. Oby w szatni Mauricio zareagował lepiej niż na konferencji prasowej. Szkoleniowiec ten feralny mecz skomentował następującymi słowami: "Sam nie wiem, dlaczego odpuściliśmy po strzeleniu trzeciego gola".

Zobacz obszerny skrót meczu oraz aktualną ligową tabelę wraz ze statystykami!

Wytypuj piłkarza meczu! Zagłosuj na naszym Forum

Valencia CF 3:3 Deportivo La Coruña

Gole: 1-0, Soldado, min. 11. 2-0, Soldado, min. 27. 2-1, Abel Aguilar, min. 38. 3-1, Feghouli, min. 41. 3-2, Abel Aguilar, min. 58. 3-3, Pizzi, min. 75.

Czerwone kartki: Ricardo Costa (dwie żółte kartki).

Żółte kartki: Ricardo Costa x2, Mathieu, Joao Pereira, Víctor Ruiz, Dani Parejo - Carlos Marchena.

Valencia: Alves; Joao Pereira, Ricardo Costa, Víctor Ruiz, Mathieu (Bernat, min. 69); Feghouli, Tino Costa, Gago (Dani Parejo, min. 38), Guardado; Jonas (Rami, min. 76), Soldado.

Deportivo: Aranzubía (German Lux, min. 46); Manuel Pablo, Aythami, Marchena, Evaldo; Juan Domínguez, Abel Aguilar; Bruno Gama, Valerón (Nelson Oliveira, min. 60), Pizzi; Riki (Camuñas, min. 81).

Widzów: 38 tysięcy.

Kategoria: Składy | Źródło: Własne