Strona główna

Galaktyka niezdobyta...

Rivv | 12.12.2009; 23:59

Valencia 2:3 Real Madryt

Balon przed spotkaniem z Realem Madryt rósł z każdą chwilą. Zarówno Nietoperze, jak i Królewscy szli w tabeli łeb w łeb, zazwyczaj odsyłając swoich przeciwników z pokaźnym bagażem goli. Media kreowały tezę, iż zwycięzca tego pojedynku będzie najgroźniejszym przeciwnikiem Barcelony w walce o mistrzowski tytuł. I tylko szkoda, że w tym wyścigu lekko z tyłu została nasza Valencia, która po zaciętej walce uległa Los Blancos 2:3.

Unai Emery wystawił na pojedynek ze stołeczną ekipą najlepszą jedenastkę, jaką tylko mógł. Zabrakło tylko kontuzjowanego Davida Silvy, którego zastąpił przesunięty z pozycji pivota na miejsce mediapunto Ever Banega. Ever udowodnił po raz kolejny, że jego potencjał jest tak ogromny, iż w razie konieczności poradziłby sobie nawet między słupkami. Jednak fenomenalna postawa Argentyńczyka, który robił z zawodnikami Realu co chciał, nie pomogła Valencii. Szanse na zwycięstwo Los Ches miała zwiększać nieobecność w składzie Królewskich dwóch najdroższych piłkarzy letniego okienka transferowego – Cristiano Ronaldo i Kaki. Niestety, okazało się, że Real potrafi strzelać gole także bez swoich największych gwiazd.

Pierwsze minuty spotkania należały jednak bezwzględnie do Blanquinegros. W 5. minucie Juan Mata wycofał piłkę przed pole karne do bohatera ostatniej ligowej potyczki Valencii – Jeremy’ego Mathieu – lecz strzał Francuza poszybował niewiele ponad bramką Ikera Casillasa. Po upływie 10. minut piłkę przed polem karnym otrzymał Pablo, błyskawicznie się odwrócił, ale uderzył pół metra obok bramki. Ataki Valencii nie ustawały. Cudownym podaniem do Maty popisał się Banega i tylko ofiarna interwencja Lassa Diarry zapobiegła oddaniu skutecznego strzału przez młodego skrzydłowego Nietoperzy. W 27. minucie kolejną okazję miał Mata, jednak jego uderzenie prawą, słabszą nogą, pewnie wyłapał Casillas, uruchamiając szybką akcję Realu. Zakończyła się ona strzałem Karima Benzemy w boczną siatkę. Real grał jak w lekkim letargu, pozbawiony swoich dwóch czołowych dyrygentów, znajdując się w naszym polu karnym częściej po stałych fragmentach gry, niż po płynnych akcjach. Zmieniło się to w ostatnim kwadransie pierwszej połowy, w którym Królewscy zaczęli pokazywać, że ich przydomek jest jak najbardziej zasłużony. Bliski zdobycia gola był Gonzalo Higuian, który niemiłosiernie zakręcił w polu karnym Davidem Navarro, lecz strzelił już niecelnie. Po chwili Higuain niepilnowany znalazł się przed Césarem i uderzył zza jedenastki. Niepewna interwencja weterana nie skończyła się na szczęście stratą bramki. W samej końcówce pierwszej części bliski zdobycia gola był jeszcze Sergio Ramos, lecz futbolówka po jego uderzeniu głową wylądowała na słupku.

Jeśli w pierwszych czterdziestu pięciu minutach narzekaliśmy na brak goli, w drugiej połowie mieliśmy ich pod dostatkiem. Oba zespoły poszły na otwartą wymianę ciosów, z której zwycięsko wyszedł niestety Real. Ale po kolei. Na samym początku kapitalną sztuczką techniczną popisał się Banega, który zmylił obrońców Los Blancos, jednak swoim strzałem nie oszukał już Ikera Casillasa. Obronę Valencii skręcił za to duet napastników Realu w 54. minucie. Benzema popędził lewą stroną pola karnego, ograł Bruno Saltora i dośrodkował wprost na głowę Higuaina, który nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Ewidentny błąd w kryciu popełnił Navarro, który nie wiedzieć czemu pilnował swojego bramkarza, a nie Higuaina. Defensor Blanquinegros chwilę potem miał doskonałą okazję na rehabilitację, lecz po rzucie rożnym w niezrozumiały sposób nie trafił głową do kompletnie opuszczonej bramki. Większe umiejętności gry tą częścią ciała pokazał w 59. minucie David Villa. El Guaje dostał perfekcyjne dośrodkowanie od Mathieu, przeskoczył całą defensywę Realu w postaci Albiola, Garaya i Casillasa, pakując piłkę w siatce. Radość valencianistas nie trwała długo. Kolejny moment dekoncentracji w obozie Nietoperzy wykorzystał Marcelo. Reprezentant Brazylii ograł dwóch rywali i posłał prostopadłe podanie w pole karne do Higuaina. Argentyńczyk po raz kolejny bardzo pewnie umieścił piłkę w siatce Valencii. W tej sytuacji Emery postanowił reagować, wprowadzając za Navarro Joaquina. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę, gdyż Ximo uradował kibiców zgromadzonych na Mestalla pięć minut po swoim wejściu. Kolejnym genialnym zagraniem popisał się Mathieu. Joaquin znalazł się z prawej strony pola karnego i bardzo mocno uderzył na bramkę. Silny, płaski strzał zaskoczył Casillasa, który puścił drugiego gola w tym meczu. Ostatnie słowo należało jednak do podopiecznych Manuela Pellegriniego. W 83. minucie z rzutu wolnego precyzyjnie dośrodkował Xabi Alonso, a celną główką popisał się Ezequiel Garay. Valencia nie zdołała wyrównać po raz kolejny i to niezwykle emocjonujące widowisko zakończyło się stratą trzech punktów przez Blanquinegros.

Czarna dziura w galaktyce Realu – w postaci nieobecności C. Ronaldo i Kaki - nie okazała się dla Valencii ułatwieniem. W drużynie Królewskich brakowało największych gwiazd, jednak Pellegrini zastąpił ich asteroidami – może nie tak świecącymi, ale przy bezpośrednim zderzeniu równie groźnymi. Mecz dla Los Ches nie był drogą mleczną, choć kolonizacja madryckiej galaktyki była blisko. Mimo porażki valencianistas pokazali, że potrafią poruszać się w przestrzeni każdej, nawet podobno galaktycznej, drużyny świata.

Skrót spotkania: VCF Video

Kategoria: Ogólne | Źródło: własne