Strona główna

Mallorca - Valencia - 0-1!

Ulesław | 20.05.2007; 10:25
Wiadomo było, że podopieczni Gregorio Manzano łatwo się nie poddadzą, jednak niewielu przewidywało taką dramaturgię w spotkaniu jedenastej, i obecnie - trzeciej ekipy w tabeli hiszpańskiej Primera Division. Całe spotkanie, momentami niezwykle wyrównane, pełne walki i determinacji u obu zespołów, mogło się podobać. Kiedy jednak wszystko wskazywało, że Valencia będzie kolejnym zespołem, któremu nie dane będzie wygrać w tej twierdzy na Balearach, jaką powoli stawało się Ono Estadi, w 89 minucie bramkę na wagę trzech punktów i przedłużającą nadzieję na zwycięstwo w lidze, po genialnym zagraniu Jorge Lopeza zdobył Joaquin.

Pierwsze kilka minut spotkania, to starannie przygotowywane ataki obu zespołów, jednak już po kilku chwilach gra zrobiła się bardziej otwarta. Jako pierwsza, cios postanowiła zadać Valencia, jednak akcje rozgrywane skrzydłami nie sprawiały aż tak wielkich kłopotów defensywie gospodarzy, którzy w odpowiedzi raz po raz zapuszczali się pod bramkę świetnie wczoraj dysponowanego, Santiago Canizaresa. Ciągle to jednak Valencia kontrolowała grę, raz po raz wykonując rzuty rożne, czy posyłając wrzutki skrzydłowych w pole karne Moyi. Pierwszą znakomitą okazję zmarnował Miguel Angel Angulo, który po podaniu Davida Villi ze środka boiska i szybkim dojściu do prostopadłej piłki znalazł się sam na sam z bramkarzem gości. Tak znakomitą okazję weteran Valencii jednak zmarnował, gubiąc piłkę w próbie obiegnięcia wyciągniętego na murawie bramkarza, który ostatecznie złapał piłkę.

Po tej sytuacji, kiedy tylko opanowanie i refleks własnego bramkarza uratował gospodarzy od utraty bramki, piłkarze Mallorci zdecydowaniej ruszyli do ataku, przejmując na kilka minut inicjatywę w spotkaniu. Do groźnej sytuacji mogło dojść po błędzie Emiliano Morettiego, gdy Włoch najpierw odebrał piłkę zawodnikowi rywali, by potem stracić ją na rzecz Arango, którego musiał faulować, aby nie dopuścić do groźnej sytuacji. Mallorca zyskała rzut wolny z około 25 metrów, zaś Moretti żółty kartonik. Piłka powędrowała w pole karne Canizaresa, przelatując pomiędzy kolejnymi zawodnikami, jednak sytuację wyjaśnili Miguel z Canizaresem. Sytuacja ta pokazała jednak, że Mallorca jest w stanie zagrozić bramce Valencii, a stałe fragmenty gry mogą być jej atutem.

Upływały minuty, wynik zmianie nie ulegał, gra stawała się coraz bardziej zacięta, choć toczona w duchu rywalizacji fair-play, o czym świadczy stosunkowo mała liczba żółtych kartek i fauli. Przez kolejne minuty to jednak Valencia starała się odzyskać inicjatywę i kontrolować przebieg gry. Dobre zawody rozgrywał jak zwykle Silva, którego podania nie zawsze jednak dochodziły do Miguela Angulo, czy zupełnie bezbarwnego i jakby wypalonego w tej pierwszej części spotkania Davida Villi. Na prawej flance swoje robili także Miguel z Joaquinem, z których raz po raz jeden bądź drugi słał - nierzadko jednak niecelne - wrzutki. Czasami ciągle dawali o sobie znać gospodarze, jednak obrona Valencii w pierwszej połowie nieomal bezbłędna, stwarzała wrażenie zwartego monolitu, który nie łatwo będzie gospodarzom sforsować. W środku pola nieźle spisywali się Marchena z Albeldą, dla pierwszego z nich był to już 150 mecz w hiszpańskiej lidze w barwach Valencii. W drużynie rywali na wyróżnienie zasługiwał przede wszystkim były gracz Atletico Madryt - obecnie, lider drużyny Mallorci - Ariel Miguel Ibagaza, który swymi podaniami i rajdami z piłką sprawiał nie lada kłopoty defensywie Valencii.

Do przerwy jednak wynik nie uległ zmianie, choć w ostatnich minutach Miguel, twardo przechodząc kilku rywali, wyprowadził znakomitą kontrę. Wszystko skończyło się jednak fatalnym zagraniem, gdyż piłka znalazła sie za linią końcową boiska, z dala od bramki gospodarzy. Niebawem sędzia zakończył pierwszą część spotkania, i choć Valencia nie spisywała się w niej źle, widać było, że organizowanie ataków sprawia podopiecznym Quique Floresa spore trudności, wobec defensywnie grających rywali, a fatalna dyspozycja Davida Villi bynajmniej nie ułatwia zadania reszcie drużyny.

Pierwsze minuty po przerwie to okres znakomitej gry Mallorci, której zawodnicy rzucili się do groźnych ataków. W jednym z nich, kilkukrotnie rozpaczliwie interweniujący Santiago Canizares, broniąc strzały Arango, Ibagazy czy Ballesterosa, uratował swój zespół przed utratą bramki. Kilka minut zupełnej dominacji Mallorci i rozpaczliwej obrony Valenii, jednak po chwili gra stała się bardziej wyrównana, i stopniowo inicjatywę znów zaczęli przejmować goście. Kolejne akcje skrzydłami znów jednak nie przynosiły rozwiązania, choć Joaquin, Miguel i Silva czynili co mogli, aby dokładnym podaniem otworzyć drogę do bramki rywali. Pierwszy z tej trójki, po otrzymaniu znakomitego podania od Angulo mógł z kilku metrów pokonać bramkarza rywali, jednak płaski strzał niemal w środek bramki nie sprawił problemów Moyi. Okazja do zdobycia bramki była znakomita, jednak Ximo nie po raz pierwszy udowodnił, że wykańczanie akcji nie jest jego mocną stroną, choć opinię te przyjdzie mu jeszcze skorygować w końcówce spotkania.

W 60 minucie ujrzeliśmy pierwszą zmianę - na boisku za Miguela Angulo pojawił się Jaime Gavilan, który zajął pozycję lewego skrzydłowego, zaś do Davida Villi w ataku dołączył David Silva. Młody Kanaryjczyk od początku stwarzał większe zagrożenie aniżeli Villa, choć druga połowa w jego wykonaniu i tak lepsza była od pierwszej. Gavilan, który w poprzednim meczu z Mallorcą sprzed kilku miesięcy, zaliczył znakomitą asystę, wprowadził nieco ożywienia w szeregi zespołu, jednak dopiero wprowadzenie Baraji w miejsce Albeldy zmieniło obraz gry - od tej pory Valencia atakowała już nie tylko skrzydłami, ale także - dzięki zagraniom "El Pipo" - środkiem pola. Obraz gry na moment zmienił się gdy na boisku pojawił się Jankovic, najpierw groźnie egzekwując rzut wolny po faulu i kartce Ayali, następnie popisując się znakomitym strzałem zza pola karnego, trafiając w poprzeczkę bramki Santiago Canizaresa.

Z wolna jednak to Valencia odzyskiwała przewagę, a goście ograniczali się jedynie do kontrataków. W ostatnich minutach spotkania, znakomitą akcję rozprowadził Silva, który podał do wbiegającego w pole karne Joaquina, jednak znakomita postawa bramkarza rywali który wyłapał piłkę przekreśliła szanse na zdobycie bramki. Wydawało się więc, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem, co praktycznie pogrzebałoby nadzieje kibiców Valencii na zdobycie upragnionego mistrzostwa kraju. Chwilę po wspomnianej akcji Silvy i Joaquina, pierwszego z nich zmienił Jorge Lopez, choć wydawało się, że to Villa powinien opuścić boisko. Quique Flores uznał jednak inaczej, co okazało się znakomitą decyzją, bowiem już po kilku minutach, po podaniu Villi do Jorge Lopeza, rezerwowy skrzydłowy Valencii popisał się fenomenalnym zagraniem piętką, po którym piłka przelatując między nogami obrońcy gospodarzy, trafiła do Joaquina, zaś ten nie zmarnował drugiej znakomitej okazji. Ogromna radość wszystkich, lekko przytłumiona problemem Joaquina, który nabawił się jakiejś kontuzji prawdopodobnie spowodowanej wybuchem radości kolegów z zespołu, bądź też niefortunnym stąpnięciem na nogę. W ruch poszły zamrażacze, ale Ximo ostatnie, doliczone już minuty, rozgrywał z grymasem bólu na twarzy. Prawdopodobnie uraz ten stał się przyczyną niepowodzenia w kolejnej idealnej sytuacji Joaquina, który już wychodził na czystą pozycję, i gdy szykował się do zadania ostatecznego ciosu drużynie gospodarzy, strzał jego uprzedziło rozpaczliwe wejście obrońcy, który ostatecznie zablokował strzał Joaquina, a piłka wyszła na rzut rożny.
Do końca nie było już praktycznie żadnych okazji, i w ten sposób to Valencia, dosyć szczęśliwie i w dramatycznych okolicznościach, przerwała wspaniałą passę siedmiu kolejnych zwycięstw w meczach na własnym boisku drużyny Mallorci.

Mecz praktycznie zapewnił Valencii udział w rozgrywkach Ligii Mistrzów w przyszłym sezonie, co - jak wiadomo - było celem minimum. Teraz, to, czy Valencia zdoła wywalczyć wyższą pozycję, zależy także od rywali z czołówki tabeli, którzy - miejmy nadzieję - pogubią punkty w swoich spotkaniach. La Liga niejednokrotnie pokazała, że jest ligą wyrównaną i każdy może tracić punkty z każdym, więc nadzieje na tytuł ciągle pozostają żywe.


Dodatki:
Mecz w zdjęciach...: (1,2,3,4,5,6).
i statystykach

Kategoria: Ogólne | Źródło: osobiste.