Strona główna

Nie wszystko złoto, co się świeci

marcin90 | 17.05.2007; 19:03
Gdy był piłkarzem Valencii jego nazwisko znane było jedynie największym znawcom futbolu. Wystarczyły jednak dwa lata spędzone w innym zespole, by został uznany za jednego z najlepszych bramkarzy Starego Kontynentu. Andres Palop- wychowanek Nietoperzy, który na Estadio Mestalla nie miał najmniejszych szans na wygryzienie z pierwszego składu Santiago Canizaresa wczoraj poprowadził Sevillę do drugiego z rzędu triumfu w Pucharze UEFA.

O zawodnikach, którzy są na szczycie w tym samym wieku co 34-letni Palop mówi się, że przeżywają drugą, nierzadko trzecią młodość. Będący już w dojrzałym jak na piłkarza wieku Hiszpan przeżywa teraz dopiero swą pierwszą piłkarską młodość. Przez lata bowiem był niedoceniany i długo musiał czekać, aż w końcu jego gwiazda zabłyśnie.

Palop urodził się w Walencji. Jak niemal każdy przedstawiciel płci męskiej zainteresował się futbolem. W przeciwieństwie jednak do wielu swych rówieśników, którzy wówczas marzyli by być drugim Johannem Neeskensem, Robem Rensebrinkiem, Johnym Repem, Danielem Passarellą, czy Mario Kempesem, młody Andres zafascynował się pozycją bramkarza, na której najlepsi w tych czasach byli tacy zawodnicy jak Sepp Maier, czy Ubaldo Filoll.

Jako iż posiadał pewien potencjał i nieprzeciętny talent skierował swe kroki na Estadio Mestalla, gdzie szkolił się w drużynach młodzieżowych. Po zakończonej przygodzie z sekcjami juniorskimi trafił do drugiego zespołu Nietoperzy, w którym przez dwa lata był pierwszym bramkarzem. Nie miał jednak szans na występy w pierwszej drużynie, gdzie prym wiódł Santiago Canizares, a jego zmiennikiem był Jorge Bartual. Młodego Hiszpana wypożyczono więc do rywala zza miedzy- Villarrealu, gdzie przez dwa sezony ogrywał się i zdobywał doświadczenie niezbędne do gry w Primera Division. W 1999 powrócił na Estadio Mestalla, gdzie spędził kolejnych 6 lat.

26-letni wówczas bramkarz z pewnością wiązał wiele nadziei ze swoim powrotem do zespołu Nietoperzy i nie przypuszczał, że przez najbliższe kilka sezonów dzień w dzień będzie doświadczał czym jest bycie „wiecznym rezerwowym bramkarzem”. Niestety mimo ogromnej determinacji oraz litrów potu wylanych na treningu nigdy poważnie nie zagroził Canizaresowi w walce o sweter z numerem 1. Co ciekawe wcale nie dlatego, że ustępował popularnemu El Dragonowi umiejętnościami bramkarskimi. Były zawodnik Realu Madryt nie bronił dużo lepiej, jednak był pupilem fanów zasiadających na Mestalla, którzy nie chcieli nawet słyszeć o tym, by ich ulubieniec siedział na ławce rezerwowych. Andres mógł więc liczyć jedynie na występy, gdy Canizares był kontuzjowany, bądź rywalem Nietoperzy była mniej wymagająca drużyna. Szczęściem Palopa było to, że kilka razy jego rywal doznał kontuzji uniemożliwiającej mu występy i dzięki temu wychowanek Los Ches mógł zagrać całkiem sporo meczów w bluzie z nietoperzem na piersi. Niemniej ciągle był tym rezerwowym golkiperem. Jako człowiek ambitny nie mógł i nie chciał się z tym faktem pogodzić. Latem 2005 roku poprosił władze Blanquinegros o rozwiązanie swojego kontraktu i spośród licznych ofert wybrał tę z Sevilli. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Bramkarz, od którego nikt nie wymagał cudów stał się kluczową postacią zespołu, który w ciągu dwóch lat dwukrotnie triumfował w rozgrywkach o Puchar UEFA. Wczoraj fenomenalnymi paradami w konkursie rzutów karnych Palop znacznie przyczynił się do triumfu swojego zespołu. Dziś jego nazwisko znane jest równie dobrze co nazwiska najsłynniejszych bramkarzy na świecie i co najważniejsze ex-Valencianista jest uważany za jednego z najlepszych golkiperów na świecie.

Nie ulega wątpliwości, że Andres Palop to bramkarz znakomity. Nawet najbardziej krytyczni znawcy futbolu zmuszeni są stwierdzić, iż portero Sevilli to w chwili obecnej jeden z najlepszych golkiperów zarówno Starego Kontynentu oraz całego globu. Pozostaje jednak jedno pytanie: czemu talent Palopa nie eksplodował wcześniej, czemu jego gwiazda nie zabłysła przed laty, czemu nie dane mu było zrobić wielkiej, międzynarodowej kariery? W brodę mogą sobie pluć także szefowie Valencii, którzy niecałe dwa lata temu pozbyli się takiego skarbu, by dziś poszukiwać wzmocnienia na pozycję bramkarza. Jak to się stało, że nikt wcześniej nie dostrzegł talentu tego zawodnika?

Kariera Palopa jest wręcz podręcznikowym przykładem zarówno dla trenerów, jak i samych zawodników. Szkoleniowcy drużyn muszą pamiętać, że „nie wszystko złoto, co się świeci”. To, że jeden bramkarz gra dobrze, nie oznacza wcale, że rezerwowy, który dotychczas nie miał szansy się pokazać jest gorszy. Wręcz przeciwnie może być znacznie lepszy i stanowić gwarancję czystego konta w wielu spotkaniach. Gdyby trenerzy Valencii zdecydowali się zaufać wychowankowi zespołu z Estadio Mestalla i dawaliby mu szansę gry w pierwszym składzie, to Andres Palop być może nie pomógłby wczoraj Sevilli w finale Pucharu UEFA, tylko w przyszłą środę walczyłby z Valencią w finale Ligi Mistrzów. Zawodnicy natomiast nie powinni zapominać, że do sukcesów można dojść jedynie ciężką pracą. Nie wolno także załamywać się chwilowymi niepowodzeniami. Trzeba z podniesioną głową przychodzić na treningi, dawać podczas każdych zajęć z siebie wszystko, po to by nasze marzenia nie poszły na marne. Dwa lata temu nikt nie przypuszczałby, że Palop będzie na ustach wszystkich kibiców w Europie, na szczęście nie wątpił w to zawodnik i w końcu osiągnął sukcesy, o jakich zawsze marzył. Lepiej późno niż wcale, a jeśli weźmiemy pod uwagę, że bramkarz jest jak wino- im starszy, tym lepszy, to możliwe, że Andres jeszcze przez lata będzie swą grą cieszył kibiców.

Przygoda z Andresem Palopem i sukcesy, jakie odnosi teraz mogą być dobrą nauką dla zarządu Nietoperzy. Czasami bowiem trzeba się zastanowić, czy jest sens szukania zawodników po całym świecie, jeśli w swoim składzie mamy zawodników nie gorszych, lecz nie sprawdzonych. Być może i dziś, kiedy Amedeo Carboni nieustannie szuka nowego rozgrywającego i napastnika, mamy w drużynach młodzieżowych lub drugi zespole drugiego Andresa Palopa- diament, który czeka na oszlifowanie, piłkarza, który może się okazać drugim Davidem Villą, bądź Davidem Albeldą.

Kategoria: Felietony | Źródło: własne