Strona główna

Athletic vs. Valencia — zapowiedź

Michał Kosim | Krystian Porębski | 27.10.2018; 14:20

Królowie meczów nierozstrzygniętych

Valencia (siedem) i Athletic (sześć) to dwa zespoły, które mają na koncie najwięcej remisów spośród łącznie 98 ekip grających w ligach top 5. W teorii już dawno powinniście postawić u bukmachera właśnie na takie rozstrzygnięcie tego spotkania. Zarówno „Lwy” jaki i „Nietoperze” są jednak w zbyt skomplikowanej sytuacji, by ich kolejne starcie zakończyło się podziałem punktów. To piekielnie ważny mecz.

Obaj trenerzy zdają się mieć różny pomysł na wyjście z kryzysu. „Przyszedł czas na priorytetowe podejście do siły i agresywności kosztem futbolu” – wyznał na przedmeczowej konferencji Eduardo Berizzo, ponadto stwierdzając, że chce, by jego zespół atakował Valencię pressingiem „od pierwszej minuty”. W innym tonie wypowiada się Marcelino: „Ci piłkarze cierpią. Powtarzam: cierpią, bo nie wygrywają. Cierpią, bo uważają, że zasługują na zwycięstwa. Prosiłbym więc fanów o ciągłe wsparcie dla nich, bo mamy pracowity, pokorny i profesjonalny zespół”.

Swoją opinię w temacie obecnej sytuacji Valencii wyraziła absolutna legenda Los Ches. Zawodnik, który spędził w barwach Blanquinegros 15 lat i rozegrał w tym czasie 552 oficjalne mecze – najwięcej w historii klubu. Oto, co miał do powiedzenia Fernando Gómez, bo właśnie o nim mowa: „Kluczem dla Marcelino jest słowo. Co i w jaki sposób mówi jest niemal tak samo istotne jak przepracowanie problemu na murawie. To bardzo ważne przy problemach mentalnych: demonstrować panowanie nad sytuacją i nie pokazywać oznak wątpliwości; zachowywać się jak ktoś, kto ma wszystko pod kontrolą i sprawić, by własna pewność siebie przekuła się w pewność siebie zawodników oraz spróbować słowem dźwignąć szatnię”.

Oglądając ostatnie konferencje Marcelino można bez problemu wywnioskować, że właśnie to robi szkoleniowiec „Nietoperzy”. Wie, że tym, czego zazwyczaj oczekują kibice w skomplikowanych sytuacjach jest jakaś namacalna, zauważalna na pierwszy rzut oka zmiana, jak zmiana formacji czy połowy wyjściowego składu, bo wtedy widzą oni czarno na białym, że trener próbuje odwrócić sytuację – co często jest działaniem właśnie pod publikę. Mister uważa jednak, że byłoby to niekonsekwencją. Moim zdaniem byłoby to wręcz przyznanie szatni, że zaczyna się gubić oraz przestaje wierzyć we wszystko to, co wypracował w pierwszym sezonie w klubie. I im więcej wypowiedzi piłkarzy czytam bądź oglądam w ostatnim czasie, tym bardziej jestem przekonany o tym, że sportowa postawa nie zmieni się jedynie za sprawą zmian personalnych czy ustawienia. Wszyscy stwierdzają (w co wierzę), że ekipa wykonuje świetną pracę na treningach. Zespół potrzebuje natomiast potężnego zastrzyku wiary we własne umiejętności. Jak czasem każdy: trener Los Ches przywołał podczas konferencji przed starciem z Athletikiem wywiady z Cristiano czy Iniestą, w których obaj wielcy piłkarze opowiadali o momentach, w których zawodziła ich mentalność i pewność siebie.

To w końcu ten sam Rodrigo, Parejo czy Kondogbia. Trzeba tylko sprawić, by każdy z nich był taki sam, jak w sezonie 17/18. Przecież nie zapomnieli jak gra się w piłkę, choć co bardziej rozgoryczeni wynikami kibice biorą taką ewentualność pod uwagę.

To w końcu to samo ustawienie 4-4-2. Trzeba tylko sprawić, by było takie samo, jak w sezonie 17/18. Przecież właśnie w tej formacji Valencia rozbiła nieco ponad rok temu, 21 października, Sevillę dowodzoną właśnie przez Eduardo Berizzo aż 4:0, gdy Sid Lowe pisał w swoim znakomitym artykule: „[...] miało się poczucie zmiany warty”. Nie pomylił się: siedem miesięcy później to Valencia cieszyła się z miejsca w top 4. Nie musicie się ze mną zgadzać, ale uważam, że zespół zwyczajnie zapracował na kredyt zaufania, by choć dostać szansę odrobienia sześciu punktów do pozycji zajętej w zeszłym sezonie.

Z lotu Nietoperza

Na pytania odpowiedział Krystian Porębski.

Po meczu z Young Boys (1:1), nieco nawiązując do mojego nicku na stronie, chciałbym w tym momencie zacytować Siarę z „Kiler-ów 2-óch” i zapytać w dość bezpośredni sposób: co się stało, że się...? Pierwsza połowa wyglądała naprawdę nieźle, jednak to, co zobaczyliśmy po przerwie ciężko objąć rozumem.

Absolutnie nie mam pojęcia co tam się wydarzyło. Może dlatego, że szybko wyparłem te obrazki z głowy. Nic przyjemnego i nic, co cieszyłoby oko. Fakt faktem, że tak w meczu z Young Boys, jak i w kilku poprzednich widać było drobne przebłyski. Okropnie falujemy z grą, a najlepszym tego dowodem niech będzie Parejo, który z Leganés miał kilka dobrych zagrań i nie grał najgorzej, a w meczu z Young Boys... no cóż. Nawet ja wskazałbym go jako najgorszego zawodnika i to wcale nie przez karnego. Te karne to zresztą duży problem. Możemy upraszczać to do problemu kapitana, ale przecież chwilę wcześniej w identyczny i idiotyczny sposób punktów pozbawił nas Garay. Valencia w historii LaLiga jest zespołem najczęściej prokurująca karne, ale chyba za bardzo do serca sobie wzięliśmy to, aby utrzymać się na szczycie. Cały czas remisujemy. Gdyby nie te głupie błędy, wyniki wyglądałyby inaczej.

Przed tym starciem bardzo zdecydowanie opowiedziałeś się za tym, że zwolnienie Marcelino w takim momencie byłoby absurdalne. Ile czasu powinien więc dostać i od czego powinno to zależeć?

Przede wszystkim nie uważam, żeby aż tak ostra krytyka, jaka spotyka ostatnio Marcelino, była zasadna. Głównie ze względu na to, że Valencia nie przegrywa sromotnie tych spotkań. Ona je najczęściej remisuje, nawet z trudnymi rywalami. Akurat w tych meczach radzimy sobie nieźle. Może nie optycznie, ale jednak wyniki są przyzwoite. Remis z Barceloną można brać w ciemno, a i ten z Atleti nie jest niczym złym. Problem leży w tym, że rywale wiedzą, że jesteśmy mocni, a my średnio radzimy sobie w grze piłką. Dlatego więc zwyczajnie murują się i stawiają na kontry. A potem spotkania wyglądają jak wyglądają. Kto by nie przyszedł na Mestalla, miałby identyczny problem do rozwiązania, co Marcelino. Dlaczego nie zwalniałbym naszego trenera? Bo on już wielokrotnie w swojej karierze pokazał, że potrafi znaleźć receptę na problemy. Nie lubię rozważać zmiany na ławce trenerskiej na zasadzie „zwolnijmy go, będzie lepiej”. Jestem święcie przekonany, że na rynku w tym momencie nie ma nikogo, kto by poprowadził ten klub lepiej. Chciałbym kiedyś zobaczyć u nas Setiéna czy Machína, podziwiam tych szkoleniowców. Ale, jak dobrze wiecie, nie są oni w tym momencie dostępni. Więc zostańmy przy Marcelino, który może być trenerem na lata.

Jaka powinna być ostateczna granica, przy której Marcelino powinien jednak wylecieć? Jeśli do Nowego Roku nie zakręcimy się koło top 10, bądź w ostatecznym rozrachunku nie załapiemy się nawet do Ligi Europy – to wtedy dopiero Peter Lim powinien zastanowić się co dalej. Zmiana trenera tylko w momencie, kiedy dostępna będzie opcja naprawdę rokująca na kolejne lata. A nie plaster, który zaraz i tak trzeba będzie zrywać.

Podczas konferencji przed dzisiejszym spotkaniem trener Valencii przyznał, że obecna sytuacja ma wpływ na mentalność zawodników, co nie jest zresztą dziwne. Myślisz, że brak pewności siebie przekuwa się później na część problemów zespołu, choćby z wykańczaniem dogodnych okazji?

Nie mamy boiskowych liderów, zarówno pod kątem umiejętności, jak i w kwestii przywództwa. Jaki jest Dani Parejo, każdy widzi. Można zażartować, że to jest kapitan na miarę naszych możliwości. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie doczekamy się jednak takiej paki jak kiedyś. Albelda, Marchena, Baraja i wielu innych – to były osobowości, które trudno było złamać. Tego dziś brakuje i na pewno ma to ogromny wpływ na to, co obserwujemy.

„Wyobrażam sobie Valencię bez Parejo” – odpowiedział zapytany o kapitana Marcelino. Uważasz, że Daniemu przydałaby się chwila odpoczynku? W zeszłym sezonie, mimo braku gry w Europie, rozegrał aż 3618 minut, a w każdym z ostatnich trzech sezonów zaliczał najwięcej minut w zespole.

Nie mamy alternatywy dla Parejo. Czasami o tym wspominam – nie sam Dani jest problemem, nawet jeśli ma pewne problemy. Gdyby w Valencii był ktoś, kto potrafi grać lepiej w piłkę od niego, to najzwyczajniej w świecie by go zastąpił. A tak wszystko leży na głowie gościa, który nie jest typem zawodnika, który w każdym meczu poderwie zespół do boju. W innych klubach piłkarze o takich umiejętnościach, z takim przerzutem, są odpowiednio ustawieni, otaczani zawodnikami, którzy mogą skorzystać z podań. U nas nie ma ani zastępstwa, ani nie wykorzystujemy do końca jakości Daniego. Kibie krzyczą, że nie gra prostopadłych piłek. Wielu geniuszów futbolu, uwielbianych po dziś dzień, gra głównie do boku, rozrzuca grę, dyktuje tempo akcji. Tym się zachwycamy. W Valencii Daniego się natomiast krytykuje. Czy to normalne? Nie sądzę. Czy Daniemu przyda się chwila odpoczynku? Oczywiście. Chętnie zobaczyłbym Solera u boku Kondogbii. Niech młody się wykaże. Może Parejo da to do myślenia.

Gdyby Parejo miał nie wyjść w podstawowej jedenastce na Athletic: na kogo postawiłbyś w środku pola?

Trudno powiedzieć. Na pewno Parejo obok siebie potrzebuje kogoś z dwójki Coquelin-Kondogbia. Nie odstawiałbym również Solera, który łapie wiatr w żagle, co ostatnio podkreślało Superdeporte. Konieczny jest jeden szybki zawodnik na boku. Najlepiej na prawym skrzydle. Na lewym mamy Gayę i w zasadzie właśnie współpraca na linii Gaya-Parejo jest jedną z nielicznie funkcjonujących w tym sezonie. A szkoda, bo w poprzednim momentami graliśmy na pamięć.

Athletic znajduje się w bardzo podobnym położeniu, co Los Ches. Gdzie należy szukać swoich szans na wywiezienie trzech punktów z San Mamés?

Przede wszystkim defensywa ekipy z Bilbao robi katastrofalne błędy. Mecz z Realem Sociedad to kabaret – jeśli ktoś chce się pośmiać powinien go nadrobić. Oczywiście „Lwy” mają duży potencjał w ofensywie, ale nie zawsze potrafią go wykorzystać. To miał być dobry rok dla Los Leones, a jest tak jak w naszym przypadku. Dlatego musimy wreszcie przełamać złą passę i wygrać. Zrobi się spokojniej, zawodnicy schłodzą głowy, a kibice wrócą po rozum do głowy.

Myślisz, że wystarczy pojedyncze zwycięstwo (choćby w słabym stylu), by zespół Marcelino się odblokował czy może byłaby to tylko doraźna, krótkotrwała poprawa sytuacji?

Tak. Pamiętajmy, że poprzednie rozgrywki nie były całe usłane różami. Druga część sezonu była, lekko mówiąc, taka sobie. Wynik jednak zrobiliśmy. Ekipa potrzebuje bodźca, a takim zdecydowanie byłaby wygrana z dużym rywalem.

Spokój

Problemy mentalne, o których pisałem wcześniej, nie są oczywiście jedynymi. Valencia wygrała w tym sezonie zaledwie jeden mecz, wyrównała już ilość remisów z całego zeszłego sezonu LaLiga i znajduje się jedynie dwa punkty nad strefą spadkową. Napastnicy „Nietoperzy” zdobywają gola co 17,33 strzału (nie licząc rzutów karnych), co jest 18. wynikiem ligi. Gorsze pod tym względem są jedynie ekipy Hueski (25) oraz Leganés (33). Z klubu dobiegają jednak informacje, że Marcelino jest odpowiednim profesjonalistą, by odwrócić sytuację i na ten moment trener Los Ches może liczyć na zaufanie zarządu, który nie chce zbyt pochopnie burzyć stabilizacji zbudowanej w sezonie 2017/2018. Na treningach zespołu regularnie pojawiają się zresztą Mateu Alemany, Anil Murthy czy Pablo Longoria, starając się przy tym transmitować trenerowi i zespołowi pełną wiarę w to, że wkrótce Blanquinegros zaczną piąć się w górę ligowej tabeli.

Będzie to kolejny mecz, w którym szczególnie obserwowane będą poczynania napastników. San Mamés to bardzo trudny teren, jednak o tym, że tutaj także da się strzelać niech świadczy wyczyn Davida Villi z 26 kwietnia 2006 roku, kiedy El Guaje ustrzelił najszybszego hat-tricka w historii Valencii: zajęło mu to zaledwie 4 minuty i 47 sekund. Co ciekawe jeszcze lepszym wynikiem może poszczycić się... Kévin Gameiro, który w 2017 roku wbił jako gracz Atlético trzy gole Sportingowi Gijón w 4 minuty i 43 sekundy. Najbardziej krytykowany napastnik Valencii – tak samo, jak Rodrigo, Batshuayi czy nieobecny Mina – musi wreszcie rozwiązać worek z bramkami, jeśli Los Ches planują zacząć regularnie zwyciężać. Dla Marcelino trzy punkty w dzisiejszym meczu byłoby odczarowaniem stadionu dzisiejszych rywali, bowiem dotychczas zremisował na nim trzykrotnie i trzy razy musiał uznać wyższość „Lwów”.

Athletikowi po raz ostatni nie udało się wygrać w ośmiu kolejnych ligowych spotkaniach w 2005 roku, kiedy właśnie taka seria doprowadziła do zwolnienia José Luisa Mendilíbara, jednak opanowanie próbują zachować również w ekipie Los Leones, a choćby Iker Muniain wyraził absolutną wiarę zespołu w pracę Berizzo, co może jedynie pomóc w wyjściu z sytuacji bez roszad na ławce trenerskiej.

Wszyscy dziś jednak trzech punktów nie zdobędą, a wszyscy ich potrzebują. Kolejny remis nie zadowoli ani Athletiku, ani Valencii, przez co możemy spodziewać się dość otwartego spotkania.

Przewidywane składy

W ekipie z Kraju Basków zabraknie Beñata Etxebarrii i Iñigo Lekue (urazy) oraz Peru Nolaskoaina, Iñigo Córdoby, Andera Iturraspe, Gorki Guruzety i Alexa Remiro (decyzją trenera). Wraca za to Unai Núñez.

Valencia będzie musiała poradzić sobie bez Guedesa, Czeryszewa, Miny oraz Picciniego. Na środek obrony powinien wrócić nieobecny w ostatnim meczu Garay, miejsce Picciniego zajmie najprawdopodobniej Vezo, a według Superdeporte w pomocy zobaczymy czwórkę nominalnych środkowych pomocników: Parejo i Kondogbię w środku oraz Solera i Coquelina na bokach. Dla mnie bardziej prawdopodobna jest jednak obecność w wyjściowej jedenastce Ferrána.

18-latek zadebiutował w wyjściowym składzie Valencii 28 lutego właśnie na San Mamés i zaliczył asystę przy golu Kondogbii dającym remis (1:1). Wchodził wtedy w dorosłość boiskową, jak i pozaboiskową: jest bowiem urodzony 29 lutego i obchodzi urodziny tego dnia jedynie w lata przestępne.

Ostatni mecz z Athletikiem:
Podział punktów na San Mamés

Przypominamy o tegorocznej edycji naszego Forumowego Typera, którego nagrody w bieżącym sezonie funduje użytkownik naszej strony, Maciek_1985.

Kategoria: Składy | Źródło: własne