Strona główna

Nietoperze opanowały Lewant(e)!

Szymon Witt | Zdzisław Lewicki | 06.11.2011; 11:36

Valencia rządzi w mieście!

Jeszcze miesiąc temu Valencia przypominała kolosa na glinianych nogach. Teraz kroki owego kolosa stają się coraz pewniejsze. Blanquinegros w końcu złapali odpowiedni rytm i coraz lepiej radzą sobie z kolejnymi przeciwnikami. Tym razem siłę Los Ches poznali lokalni rywale, którzy w derbach miasta znad Turii zdecydowanie ulegli „Nietoperzom”!

Unai Emery pomieszał nie tylko składem, lecz również taktyką. Strateg z kraju Basków ustawił swoją drużynę w nietypowej dla niej formacji 4-4-2. Wysunięci Aritz Aduriz i Roberto Soldado, wspierani przez skrzydłowych Sofiane’a Feghouliego i Jordiego Albę (płynnie zmieniającego się pozycjami z lewym obrońcą, Jeremym Mathieu) mieli stanowić główne zagrożenie pod bramką Granotas. Jednak wszyscy Valencianistas najbardziej czekali na występ Tino Costy, który miał pokazać, czy jest w stanie udźwignąć ciężar zastąpienia kontuzjowanego Évera Banegi. Po derbach Walencji odpowiedź na to pytanie może być wyłącznie twierdząca.

Już w początkowym fragmencie gry zawodnicy obu drużyn pokazali, że uczestniczą w najprawdziwszych, zażartych derbach o dumę i chwałę w mieście, a nie w meczu z „potęgami” Segunda División w ramach Pucharu Króla. Trup – w postaci a to Jordiego Alby, a to Xaviego Torresa – ścielił się gęsto. Pierwszą „śmiertelną” ofiarą został Bruno, który po starciu z agresywnymi gospodarzami już po kilku minutach musiał opuścić plac gry. W jego miejsce zameldował się kolejny żołnierz - Antonio Barragán, dla którego jednak bitwa o Walencję była pierwszym takim doświadczeniem w życiu.

Po początkowym okresie wymiany bolesnych ciosów Los Ches w końcu skupili się na tym, co najważniejsze – składnej, efektownej i efektywnej grze. W 16. minucie Mathieu posłał idealną centrę w pole karne, a Soldado zabrakło jedynie milimetrów, by dojść do wrzutki Francuza i zdobyć gola. Po zaledwie 120 sekundach Feghouli na lewym skrzydle ośmieszył dwóch obrońców, przedarł się w szesnastkę Levante i dograł do Alby. Świeżo upieczony reprezentant Hiszpanii wyłożył futbolówkę nadbiegającemu Barragánowi, który uderzył nad poprzeczką.

Blanquinegros przypieczętowali swoją dominację w 31. minucie. Po wymianie podań w trójkącie Mathieu-Feghouli-Costa, ten ostatni posłał zjawiskowe, kilkudziesięciometrowe prostopadłe podanie w kierunku wybiegającego Alby. Jordi znalazł się w sytuacji sam na sam z Gustavo Munúą, lecz w ostatniej chwili rozpaczliwym wślizgiem zainterweniował Javi Venta, pakując piłkę do własnej bramki, ku zaskoczeniu i Alby, i swojego bramkarza.

Podopieczni Emery’ego do końca pierwszej połowy kontrolowali przebieg spotkania, a drugą odsłonę rozpoczęli od kolejnego zabójczego ciosu. Tino Costa potężnie uderzył z rzutu wolnego z ok. 30 metrów. Zupełnie zdezorientowany Munúa zachował się jak ślepa kura w stadzie lisów i pozwolił Argentyńczykowi na strzelenie pięknego gola!

Gospodarze odpowiedzieli naprawdę groźnie dopiero w 72. minucie. Po zamieszaniu podbramkowym Rubén Suárez dograł głową do Arouny Koné. Reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej miał przed sobą tylko Vicente Guaitę, a obok siebie znakomicie ustawionego Carlosa Arandę. Zamiast wybrać najbardziej oczywiste rozwiązanie i zaliczyć asystę przy golu Arandy, napastnik Levante koszmarnym strzałem posłał futbolówkę nad poprzeczką. Minutę później Aranda nie czekał na objaw altruizmu swoich partnerów i zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce, groźnie uderzając sprzed pola karnego. Piłka zmierzała do bramki tuż przy słupku, lecz Guaita uruchomił wszystkie swoje mięśnie i efektownym rzutem zapobiegł nieszczęściu!

Podobnie jak w przypadku Koné, grzech pychy zgubił Feghouliego, za sprawą którego „Nietoperze” mogły ostatecznie przesądzić o zwycięstwie. Francuz z algierskimi korzeniami w tym meczu bawił się z gospodarzami jak kot ze stadem myszy. W 74. minucie Feghouli minął czterech przeciwników, po czym stanął oko w oko z Munúą. 21-latek zamiast wyłożyć piłkę czekającemu na podanie Pablo Piattiemu i dać koledze szansę na przełamanie, po swojej efektownej szarży połakomił się na zdobycie gola kolejki. W efekcie nieczysto trafił w piłkę i ta padła łatwym łupem portero gospodarzy… Mimo to Los Ches z dużym spokojem dowieźli korzystny wynik do końca.

Lewantyńskie nietoperze, choć z mitycznym feniksem mają niewiele wspólnego, powoli odradzają się z popiołów. Począwszy od meczu z Getafe, podopieczni Emery’ego pozbawiają złudzeń kolejnych rywali z coraz większą łatwością, a ich występy w końcu ogląda się z przyjemnością. Oby tak było także po przerwie reprezentacyjnej, po której Valencia podejmie lidera z Madrytu.

Raport pomeczowy:

Levante UD: Munúa; Javi Venta, Nano, Ballesteros, Juanfran; Iborra (55’ Aranda), Xavi Torres; Juanlu (67’ Rubén Suárez), Barkero (76’ Farinós), Valdo; Koné.

Valencia CF: Guaita; Bruno (15’ Barragán), Rami, V. Ruiz, Mathieu; Feghouli (82’ Pablo), Albelda, T. Costa, J. Alba; Adúriz, Soldado (73’ Piatti).

Gole: 31’ Javi Venta (samobój), 50’ T. Costa

Żółte kartki: Iborra, Ballesteros, Munúa, Xavi Torres, Nano, Aranda – Alba, Rami, Piatti.

Tabela Primera División

Wybierz piłkarza meczu!

Cały mecz do pobrania

Skrót meczu: VCF Video

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne