Strona główna

Komedia pomyłek

Szymon Witt | 26.09.2011; 12:43

Szaleństwo bez happy endu

Rzadko zdarza się, aby w jednym meczu popełnić tyle abstrakcyjnych błędów, co Valencia w konfrontacji z Sevillą. Po ostatnich spotkaniach wydawało się, że Blanquinegros podążają we właściwym kierunku, jednak w starciu na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán „Nietoperze” zaprezentowali znienawidzoną przez wszystkich Valencianistas chimeryczność.

Unai Emery, w obliczu prestiżowej konfrontacji w Lidze Mistrzów z Chelsea Londyn, dał odpocząć kilku zawodnikom, wiodącym do tej pory prym w ekipie Los Ches. Tym sposobem w pierwszym składzie znaleźli się dawno nie oglądani Aritz Aduriz czy Hedwiges Maduro. Błędem Emery’ego nie było jednak wystawienie kilku dotychczasowych rezerwowych, gdyż w obecnym sezonie kadra Valencii jest silna i wyrównana, w związku z czym poszczególnym zawodnikom trudno przypiąć łatkę „pierwsza jedenastka” czy „etatowy rezerwowy”. Za zestawienie składu winić Mistera nie można, za taktykę – jak najbardziej. Emery ustawił Hedwigesa Maduro teoretycznie na pozycji pivota, w praktyce jednak Holender był cofnięty aż do linii obrony, gdzie wraz z Victorem Ruizem i Adilem Ramim stanowił trzyosobowy blok defensywny, podczas gdy Bruno i Jeremy Mathieu pełnili rolę fałszywych skrzydłowych. Przesunięcie Maduro do defensywy, gdzie po raz pierwszy w meczu o punkty partnerował i Ramiemu, i Ruizowi, musiało skończyć się tragicznie. Nieporozumienia między defensorami widać było podczas każdej ofensywnej akcji Andaluzyjczyków.

Już w 6. minucie tylko błędna decyzja sędziego liniowego uratowała Los Ches przed stratą bramki. Z prawego skrzydła dośrodkował Jesús Navas, a obrońcy Valencii pozwolili Álvaro Negredo na oddanie strzału nożycami. Vicente Guaita wykazał się refleksem i sparował piekielnie trudny strzał, lecz dobitka Frédérica Kanouté znalazła drogę do siatki. Arbiter odgwizdał jednak pozycję spaloną Malijczyka, choć powtórki pokazały, że o takiej decyzji nie mogło być mowy.

W 18. minucie gospodarze zdobyli gola już jak najbardziej prawidłowo. Po stracie piłki w środku pola prawym skrzydłem ruszył Navas, dograł na środek pola karnego do Kanouté, który bez problemów pokonał Guaitę. Rami, Ruiz i Maduro patrzyli tylko na siebie, nie rozumiejąc, czemu nikt nie pokrył osamotnionego w szesnastce Blanquinegros Malijczyka.

Po objęciu prowadzenia Sevilla nadal atakowała, a ze strony „Nietoperzy” aż do końca pierwszej połowy nie doczekaliśmy się żadnego ofensywnego akcentu. Piłkarze Valencii w przerwie mogli tylko podziękować Diego Perottiemu, że nie wykorzystał dwóch dogodnych sytuacji na zdobycie bramki.

W przerwie w szatni Los Ches musiało paść kilka ostrzejszych słów, gdyż od początku drugiej połowy podopieczni Emery’ego z większym zapałem przystąpili do próby odrobienia strat. Bardzo aktywny był Jonas, który raz po raz nękał obronę Sevilli. Niestety, piłka wciąż nie mogła znaleźć drogi do siatki, z kolei gospodarze bardzo groźnie odpowiadali. W 51. minucie Perotti cudownie przymierzył w okienko bramki Guaity, lecz wychowanek Valencii popisał się kapitalną robinsonadą!

W 56. minucie zaczął się prawdziwy „festiwal czerwieni”. Piotr Trochowski brutalnie zaatakował Tino Costę, za co całkowicie zasłużenie obejrzał czerwoną kartkę. Kilka minut później z boiska wyleciał kolejny gracz Sevilli, Julien Escudé. Francuz przewrócił w polu karnym będącego w sytuacji sam na sam z Javim Varasem Aduriza. Blanquinegros mogli dać sobie podwójnego kopa: nie dość, że od 67. minuty grali przeciwko tylko dziewiątce Sevillistas, to jeszcze wykorzystując rzut karny mogli doprowadzić do wyrównania. Niestety, tu nastąpiła kolejna pomyłka – do jedenastki podszedł Éver Banega, który ma wiele zalet, lecz odporność i szeroko pojęta równowaga psychiczna jest na szarym końcu „atutów” Argentyńczyka. Już po nonszalanckim sposobie podbiegu do piłki widać było, że ta próba nie może przynieść powodzenia… Po zmarnowanym rzucie karnym nerwy puściły Adurizowi. Bask nie wytrzymał prowokacji Emira Spahica, który niby przypadkiem delikatnie nadepnął na stopę Aritza. Napastnikowi Valencii zagotowała się głowa i odpowiedział Bośniakowi tym samym, sęk w tym, że bez takiej „gracji” jak Spahić. Muñiz Fernández musiał usunąć krewkiego zawodnika z boiska. Tym samym Blanquinegros w zaledwie dwie minuty zaprzepaścili szansę na zwycięstwo.

Pomimo starań podopieczni Emery’ego nie potrafili stworzyć sobie klarownej sytuacji. Najlepszą okazję miał w doliczonym czasie gry wprowadzony w drugiej połowie Roberto Soldado. Tino Costa ostro dośrodkował w pole karne Sevilli, a futbolówka przypadkiem odbiła się od „Żołnierza”, zmierzając do siatki tuż przy słupku. Wielką czujnością i refleksem wykazał się Varas, który wspaniałą interwencją uratował swojej drużynie trzy punkty.

„Nietoperze” szczególnie w drugiej połowie mieli doskonałą szansę, by odwrócić losy spotkania. Niestety, większość piłkarzy spaliła się psychicznie i nie udźwignęła ciężaru tego zwariowanego meczu. O niekorzystnym wyniku przesądziły błędy zbiorowe (czytaj taktyka Emery’ego) i indywidualne. To starcie pokazało jedno: Valencii wciąż brak odpowiedniego charakteru i pożądanej mentalności, a bez tego o większe sukcesy może być trudno.

Raport pomeczowy:

Sevilla FC: Javi Varas; Cáceres, Spahić, Escudé, Fernando Navarro; Navas, Medel, Trochowski, Perotti (72’ Coke); Kanouté (59’ Rakitić), Negredo (80’ del Moral).

Valencia CF: Guaita; Bruno (46’ Barragán), Victor Ruiz (72’ Soldado), Rami, Mathieu; Maduro, Éver, Tino Costa; Piatti (63’ Canales), Aduriz, Jonas.

Gol: 18’ Kanouté

Tabela i statystyki Primera División

Wybierz piłkarza meczu: Forum

Skrót spotkania: VCF Video

Cały mecz do pobrania: Forum

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne