Strona główna

5 mln € jednak robi różnicę

Lolek | 09.12.2009; 12:57

O przeszłości słów kilka

Każdy kibic chciałby, aby to właśnie jego drużyna miała w składzie najlepszych piłkarzy świata. To, co teraz jest nierealne, kiedyś mogło stać się faktem - w 2003 roku Valencia była o krok od sprowadzenia pewnego powszechnie znanego obecnie piłkarza. Kto to taki? Przeczytajcie sami.

Tą personą był obecnie najdroższy piłkarz w historii futbolu - Cristiano Ronaldo. Niektórzy pomyślą, że zwariowałem, inni, że to typowa podpucha przed zbliżającym się meczem z Realem Madryt. Nic bardziej mylnego. Dokładnie 6 lat temu sztab szkoleniowy Valencii widział Portugalczyka w składzie drużyny. Ale od początku.

Rok 2003. Paco Roig był wtedy jednym z kandydatów do objęcia fotela prezesa Valencii. Wybory miały się odbyć w lecie, był więc odpowiedni czas na rozpoczęcie kampanii wyborczej i obietnic z nią związanych. Pan Roig chciał swój projekt oprzeć na zawodnikach młodych, ale bardzo utalentowanych. Swoją uwagę skupił wokół dwóch Portugalczyków - Cristiano Ronaldo i Ricardo Quaresmy. Javier Subirats był człowiekiem odpowiedzialnym za projekt sportowy kandydata. Zwrócił uwagę swojego pracodawcy na dwa ogromne talenty i przy każdej następnej okazji wspominał o ich potencjale. Ronaldo, mający wówczas zaledwie 17 lat, zagrał w stołecznym Sportingu 25 spotkań i zdołał w nich strzelić 3 bramki. Ten wynik pozwalał patrzeć przychylnym okiem na talent młokosa. Paco Roig przekonał się w ten sposób do obu młodzieńców i pozwolił Subiratsowi na rozpoczęcie negocjacji w swoim imieniu. Doszły one do skutku i przedstawiciel piłkarzy Jorge Mendes ustalił z przedstawicielem Roiga cenę, którą będzie musiała wyłożyć Valencia za obu graczy. 9 mln € - za tyle klub mógłby mieć w swoich szeregach utalentowanych zawodników, którzy zgodzili się wcześniej na reprezentowanie barw Nietoperzy. Warunek był jeden - oficjalna oferta miała być złożona do 30 maja.

Jeszcze w maju dwaj przedstawiciele Valencii, Eduardo Macià i Pep Claramunt wybrali się do Tulonu, gdzie organizowany był turniej największych młodych talentów świata. To, co pokazał na nim Ronaldo, zaimponowało obu panom. Sam Claramunt powiedział, że został przez Portugalczyka "zaczarowany". Te pochlebne recenzje jeszcze bardziej utwierdziły Roiga w przekonaniu, że warto obu piłkarzy zakupić. Sam Cristiano wyceniany był na 5 mln €, co było kwotą sporą jak na 17- latka. Stało się jednak inaczej. Paco Roig był niemal pewny, że wybory prezydenckie, zaplanowane na 14 czerwca, wygra bez najmniejszych problemów. Wprawdzie ostatecznym terminem złożenia oferty miał być 30 maj, ale Roig wiedział, że obaj młodzieńcy są w stanie poczekać kilkanaście dni na spełnienie dziecięcych marzeń. Pewność wygranej Hiszpana rozwiał w ostatniej chwili nie kto inny, jak... Soler, który poparł swoją częścią akcji Jaimego Ortíza, co pozwoliło konkurentowi Roiga wygrać wybory. Plan niedoszłego sternika klubu - "Cor i Força" upadł, ale sama idea sprowadzenia Ronaldo - nie.

"Trzeba pojechać do Lizbony!"

Te słowa ciągle powtarzał Claramunt. Wprawdzie 5 mln € to na dzisiejsze czasy w Valencii sporo, jednak wtedy klub zakupił piłkarzy pokroju Oliveiry, Sissoko czy Canobbio. W końcu doszło do spotkania Claramunt - Soler, na którym został wyemitowany film z turnieju z Tuluzy, pokazujący umiejętności Ronaldo. Przedstawiciel techniczny Valencii był na tyle zdesperowany w swoich poczynaniach, iż był w stanie wyłożyć 5 mln € z własnej kieszeni tylko po to, aby zakupić kartę zawodniczą piłkarza, a następnie oddać ją w ręce klubu. To wszystko potwierdza doradca Ortíza, który był obecny na spotkaniu - José López Lluch. Kiedy Claramunt coraz skuteczniej forsował swój pomysł i był o krok od przekonania zarządu do transferu, cierpliwość Jorge Mendesa się wyczerpała. W sierpniu okazało się, że młodzieńca zwerbował Manchester United, będąc zmuszonym wyłożyć sumę 15 mln € - a na taki wydatek Valencii nie było już stać.

José López Lluch wspomina owy okres bez cienia poczucia winy. Mówi, że ta sprawa pokryła się z bardzo ważnymi dla klubu wydarzeniami - wyborami, na dodatek kasa klubowa zaczęła świecić pustkami. Wprawdzie pomysł zakupienia piłkarza z własnej kieszeni był kuszący, ale Valencia nie chciała mieć długu wdzięczności wobec kogokolwiek. Pep był wypytywany przez ówczesnego trenera, Rafaela Beniteza, o jednego z innych graczy brylujących na turnieju - Javiera Mascherano, uznanego zresztą za najlepszego piłkarza. Ten oświadczył jednak, że priorytetem powinien być Portugalczyk i swojego zdania już nie zmienił. Sam Claramunt kwituje dzisiaj całą sytuację ze smutnym uśmiechem. Przywołuje pewną kłótnię domową, jaką wszczęła jego żona: "Pamiętam dzień, kiedy na obiedzie z żoną po raz kolejny wspomniałem o przeciągającej się sprawie Ronaldo. Wtedy moja małżonka wstała, podeszła i powiedziała mi prosto w oczy:"Albo przestaniesz ciągle o nim gadać, albo wyprowadzasz się z domu. Masz w końcu własnego syna!".

Niestety, mimo usilnych prób Claramunta Valencia nie była w stanie wydać dodatkowych 5 mln €, a oferta Manchesteru była nie do przebicia. Trochę racji ma Llunch mówiący, że klub miał wtedy ważniejsze sprawy. Wybory prezydenckie były wtedy priorytetem. I gdyby nie Soler, transfer Ronaldo i Quaresmy doszedłby do skutku. Pozostaje pytanie - czy obaj zawodnicy rozwinęliby się na tyle, aby zostać jednymi z najlepszych na świecie? Wydaje się, że tak - Valencia w sezonie 2003/04 święciła największe triumfy od kilku lat. Nam zostaje mieć nadzieję, że klub będzie jeszcze miał w swoich szeregach ludzi, którzy nie tylko wyławiać będą największe talenty spośród młodzieży, ale będą w stanie za nich zapłacić z własnej kieszeni. Dla dobra całej społeczności Valencii.

Kategoria: Ogólne | Źródło: Superdeporte