Strona główna

Liga Mistrzów wraca na Mestalla!

Tapczan | 23.08.2006; 12:06
”To najważniejszy mecz tego sezonu” – zapowiadali przed początkiem rewanżowej potyczki z Salzburgiem piłkarze Nietoperzy. I nie ma w tym ani krzty przesady, gdyż przegrana w tym spotkaniu zaprzepaściłaby cały zeszłosezonowy wysiłek zespołu oraz postawiłaby wielki znak zapytania nad przyszłością lewantyńskiego klubu, którego budżet nie wytrzymałby kolejnego sezonu bez europejskich pucharów. Porażka nie wchodziła więc w grę, a każdy zawodnik ”Blanquinegros” myślał tylko o tym, by strzelić Austriakom jak największa liczbę bramek.

Wymarzony początek

Jak powiedział tak zrobił. Jeszcze przed początkiem spotkania Quique obiecał, ze jego drużyna strzeli Salzburgowi więcej niż dwa gola, co madrycki szkoleniowiec osiągnąć chciał ustawiając zespół bardzo ofensywnie. I tak mogliśmy zobaczyć na boisku dwóch pełnoprawnych snajperów, wspomagających ich na skrzydłach niezwykle kreatywnych, Davida Silvę i Vicente a także Miguela Angulo w niespotykanej dotąd roli bocznego obrońcy. Zespół gości z włoskim szkoleniowcem – Giovannim Trapattonim na ławce, przyjął natomiast taktykę bardzo defensywną, starając się utrzymać korzystny wynik z pierwszego spotkania i w miarę możliwości kontrować akcje gospodarzy. Pierwsze minut mecz przebiegały pod dyktando Valencii, która starała się jak najszybciej strzelić bramkę. Niewiele musieliśmy na to czekać, bowiem już 11 minucie wynik spotkania otworzył Fernando Morientes, dobijając strzał David Villi. Były napastnik Liverpoolu nie musiał wykazać się wielkimi umiejętnościami w tej sytuacji, można jednak rzec, że do wykorzystywania właśnie takich okazji sprowadzono go na Mestalla. Jednobramkowe prowadzenie rzecz jasna awansu nie gwarantowało, podopieczni Quique Floresa rzucili się więc do kolejnych ataków, starając się podwyższyć rezultat. W 31 minucie wybitnie pomógł im w tym obrońca gości, Ezekiel Carboni, zatrzymując piłkę ręką w polu karnym, dając Valencii szanse na strzelenie bramki z jedenastego metra. Jak zwykle w takich sytuacjach, do piłki podszedł David Villa, stało się jednak coś, czego nikt nie spodziewał się po napastniku cieszącym się niemal stuprocentową skutecznością w egzekwowaniu karnych. "El Guaje” pomylił się, bramkarz Salzburga wyczuł jego intencje wybijać piłkę w bok, zrobił to jednak tak niefortunnie, że ta odbijając się od słupka wpadła pod nogi najlepszego strzelca Ches, który nie miał już większych problemów z umieszczeniem jej w siatce. Co się odwlecze to nie uciecze. Do końca pierwszej części meczu, nie wydarzyło się już nic godnego uwagi, a piłkarze Valencii schodzili na przerwę w zdecydowanie lepszych humorach niż goście, to oni bowiem znajdowali się teraz jedną nogą w Lidze Mistrzów.

Próba nerwów

Do ostatecznej odpowiedzi na pytanie kto znajdzie się wśród 32 najlepszych zespołów Starego Kontynentu wciąż pozostało jednak 45 minut, w trakcie których wiele mogło się wydarzyć. Rozluźnieni prowadzeniem Nietoperze zwolnili tempa, natomiast Austriacy, świadomi swojej sytuacji, coraz częściej zapędzali się pod pole karne Santiago Canizaresa, który niewiele miał dotąd do roboty. Z biegiem czasu poczynania gości stały się coraz śmielsze, a Valencia ograniczyła się jedynie do rozbijania ich ataków i wyprowadzania kontr.
W 62 minucie bliski strzelenia gola był kat "Blanquinegros" z pierwszego meczu – Pitak, piłka po jego strzale o centymetry minęła jednak słupek bramki doświadczonego bramkarza Che. Mestalla na chwile zamarło, a przyjezdni zdali sobie sprawę z tego, że awans jest dla nich osiągalny. Widząc szanse na odniesienie korzystnego rezultatu Trapattoni wprowadził na boisku dodatkowego napastnika i nakazał swoim podopiecznym zaatakować całym zespołem. Zaczęła się nerwówka.

Happy End

Oczekiwania na końcowy gwizdek sędziego wydawało się dla wszystkich Valencianistas całą wiecznością, z minuty na minutę coraz większą przewagę uzyskiwali bowiem goście stwarzając sobie coraz dogodniejsze okazje. Tylko jeden błąd mógł tu kosztować Valencię awans do Ligi Mistrzów., nikt wiec nie zwracał już uwagi na styl, w jaki ma się to dokonać. Zniecierpliwieni kibice odliczali już końcowe minuty, na boisku natomiast piłkarze Nietoperzy starali się podkradać je ekipie gości. Raz po raz wybijali piłkę poza boisko, opóźniali wznowienie gry i przerywali akcje faulem. Na szczególną wzmiankę zasługuje w tym momencie David Villa, który choć jest bardzo drobnej postury, przez niemal dwie minuty walczył z czwórką Austriaków, zastawiając piłkę swoim ciałem. Gdy gościom udało się wreszcie wyłuskać futbolówkę, wpadła ona pod nogi Davida Silvy, który nie zastanawiając się długo uderzył ją bardzo mocno w długi róg bramki Ochsa, nie dając mu większych szans na obronę. Publiczność eksploduje w szale radości, a młody kanaryjczyk po raz kolejny zastaje bohaterem meczu, przesądzając jego losy w najważniejszym momencie. Po chwili sędzia kończy spotkanie, Estadio Mestalla na długo jeszcze pozostaje jednak pełne, świętując powrót lewantyńskiego klubu do najbardziej prestiżowego z europejskich pucharów.

Amunt Valencia!

Składy obu drużyn:

3 - Valencia: Cañizares, Angulo, David Navarro, Albiol, Moretti, Silva, Albelda, Edu (m.88, Marchena), Vicente (m.72, Gavilán), Morientes (m.66, Regueiro), Villa.

0 - Salzburgo: Ochs, Bodnar, Vargas, Linke, Dudic, Pitak, Tiffert (m.55, Vonlauthen), Carboni, Kovac (m.63, Jezek), Aufhauser, Orosz (m.46, Lokvenc).

Gole:
1-0, m.11: Morientes.
2-0, m.31: Villa.
3-0, m.93+: Silva.

Kategoria: | Źródło: www.marca.com/własne