Strona główna

Camp Nou zdobyte!

Krystian Porębski | Marcin Śliwnicki | 17.04.2016; 22:37

Sensacyjne zwycięstwo z Barceloną

Diego Alves jak w transie, szybki cios, popisowa akcja i autobus przed bramką. Tak pokrótce można opisać wielkie zwycięstwo podopiecznych Pako nad Barceloną. Takich emocji ekipa z Valencii nie zgotowała swoim kibicom już od bardzo dawna...

Jeden z wielu kwietniowych, słonecznych dni w Katalonii. Na Camp Nou pojawiło się 88 667 kibiców, aby obejrzeć spotkanie, którego rozjemcą był arbiter mający w swojej karierze mecze, o których wszyscy chcieliby zapomnieć. Wszelkie znaki na niebie i ziemi zwiastowały pełen kontrowersji, acz łatwy do przewidzenia w końcowym rezultacie mecz. No cóż, w końcu nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji…

Sędzia dał znak do rozpoczęcia i do ataku ruszyła Barcelona. Nie był to oczywiście skok do gardła, ale widać było wyraźną różnicę. Różnicę między filozofią Pako a Neville’a, jeśli chodzi o mecze z Barcą. Prosty futbol, przede wszystkim obrona, a dopiero potem szybki atak w momencie, kiedy szyki obronne przeciwnika nie są odpowiednio poukładane.

Od pierwszych minut fenomenalnie dysponowany w bramce był Diego Alves. Już w 7. minucie spotkania powstrzymał Leo Messiego od zdobycia bramki otwierającej to spotkanie. Kolejne ataki nadciągały, choćby ze strony Neymara, jednak brazylijski portero bronił jak w transie. Wrócił stary dobry San Diego.

Nie minął nawet kwadrans, a już mieliśmy pierwszy poważny alarm. Antonio Barragán otrzymał żółtą kartkę, a jak wiemy tylko dwie rzeczy na świecie są pewne. Z dośrodkowań Antonio i jego przewinień, nigdy nie wynika nic dobrego. Czerwona kartka wisiała w powietrzu. Chwilę później pierwsza fantastyczna okazja dla Valencii. Rodrigo Moreno przyjmując podanie od jednego z kolegów i gubiąc obrońców udowodnił, że jest w stanie minąć kogoś więcej niż tylko emerytów w hipermarkecie. Niestety jego strzał powędrował tuż obok zewnętrznej części lewego słupka.

W kolejnych minutach nadal Barcelona atakowała, a szczęścia próbowało trio MSN. Valencia po jednej z akcji wyszła z szybkim atakiem, Parejo rozciągnął akcję do lewej strony, tam był już Andre, który prostopadłym podaniem uruchomił hiperaktywnego Guilherme Siqueirę. Brazylijczyk huknął bez opamiętania z ostrego kąta, piłkę po drodze niefortunnie strącił Ivan Rakitić, a źle ustawiony w tej sytuacji Claudio Bravo dopełnił tylko formalności, kierując piłkę do siatki. Valencia prowadzi 1:0, sensacja wisi w powietrzu!

Barcelona oczywiście rzuciła się do odrabiania strat, ale mimo konsekwentnej gry Katalończyków, solidna postawa defensorów Valencii w połączeniu z geniuszem Diego, zdawała rezultat. Mnóstwo bloków, wybić, przejęć i odbiorów, czasami na pograniczu faulu, powstrzymywała Blaugranę od wyrównania wyniku spotkania. Zapaść w pamięci mogła zwłaszcza sytuacja, w której skopiować wyczyn Siqueiry mógł Jordi Alba. Były zawodnik Valencii zamiast strzelać, bądź dograć jednemu ze swoich partnerów, na chwilę pomylił stronę dla której gra i oddał piłkę Nietoperzom.

Między 30. a 45. minutą meczu moment rozprężenia, dużo walki, żółte kartki dla Pique i Suareza, ale poza tym ledwie jedna groźna sytuacja. Sędzia dolicza minutę. Minutę w której dzieje się coś niesamowitego. Valencia niczym w amoku wymienia serię podań na 15-25 metrze przed bramką Barcelony bez odpowiedzi Katalończyków. Akcja przebiega niesamowicie szybko, w pewnym momencie piłkę przed pole karne dostaje Parejo, robi zwód, wydaje się, że będzie strzelał, zwodzi obrońców, po czym wykłada piłkę Santiemu Minie, a ten po raz kolejny jest katem Barcelony. 2:0, Barca na kolanach!

Druga połowa to jeszcze większe oddanie inicjatywy i wyczekiwanie na rozwój sytuacji. Mimo tego, Valencia radzi sobie całkiem nieźle. Bardzo dobrze w obronie spisuje się oczywiście obchodzący urodziny Shkodran Mustafi, ale zaskakiwać może postawa Aymena Abdennoura, który jest dzisiaj jak skała, absolutnie nie do przejścia. Żółta kartka dla Parejo z 51. minuty na pewno nie napawała optymizmem. Ba, kartoniki na koncie Antonio i Daniego mogły tylko zapewniać o tym, że Blanquinegros nie dokończą tego spotkania w pełnym składzie.

Kolejne dziesięć minut, ciężka praca zarówno defensywy jak i Diego Alvesa. 63. minuta i zamieszanie w polu karnym. Piłkę ma na lewej stronie Jordi Alba, dogrywa do Leo Messiego, który mieści piłkę między gąszczem nóg i kieruję ją do siatki. Robi się gorąco, jest już tylko 2:1 dla Valencii.

Chwilę przed straconą bramką na boisku pojawił się Paco. Tradycyjnie już kilka minut po wejściu, sędzia pokazał spalonego po jednym z groźnych podań w kierunku hiszpańskiego napastnika. Kolejnym ukaranym indywidualną sankcją był natomiast Andre Gomes. Kolejne minuty i kolejne ataki Barcelony. Strzałów próbują Neymar i Rakitić, ale Diego Alves przechodzi samego siebie. Pomiędzy tymi akcjami na boisku w miejsce Enzo pojawia się Cancelo i Valencia przechodzi na grę 5 obrońcami.

Jest 86. minuta, sfrustrowany Neymar fauluje jednego z zawodników Valencii i dostaje żółtą kartkę. Chwilę później fenomenalną akcję przeprowadza Valencia. Rodrigo ma piłkę na lewej flance, zgrywa ją do środka gdzie w idealnej sytuacji znajduję się Alv… tzn. Paco i pudłuje w sposób, jakiego nie powstydziłby się nawet Daniel Sikorski. Niewykorzystane sytuacje się mszczą, jak mawia stare piłkarskie porzekadło, więc dosłownie kilkadziesiąt sekund później absolutnie idealną szansę na odmienienie losów meczu ma najlepszy (w gębie) zawodnik Barcelony, Gerard Pique. Niemiłosiernie jednak pudłuje, a jak bardzo, to niech opisze mina Diego Alvesa…

To na tyle emocji. W ostatnich minutach zawodnicy Valencii wykazali się niezwykłą dojrzałością, spokojem i wiarą we własne umiejętności. Podopieczni Pako wygrywają na Camp Nou. Czy zasłużenie i sprawiedliwie? Można powątpiewać. Czy piłka nożna jest grą sprawiedliwą? Absolutnie nie. Czy piłkarze Valencii wreszcie dali z siebie wszystko, aby wygrać mecz, nawet mimo swoich ułomności? Jestem tego bardziej pewny niż tego, że wrzutka Don Antonio nie przyniesie nic dobrego.

Podopieczni Pako zagrali prosto, co zresztą zostało już wcześniej wspomniane. Nikt nie przebierał w środkach, a wynik w dużej mierze zawdzięczamy świetnej postawie Diego. Brazylijczyk był w swoim żywiole, miał wiele okazji do wykazania się i dzisiaj był bezbłędny, bo trudno też winić go przy bramce Messiego, która tak na marginesie, była golem numer 500 w karierze Argentyńczyka. Z tego miejsca należy też wyrazić zdumienie, że sędziowie tego spotkania błędów popełnili raczej jak na lekarstwo i zwyczajnie, nie przeszkadzali zawodnikom grać w piłkę. Oczywiście, strona przeciwna może mieć pretensje, drużyna gości grała agresywnie, czasami ostro, ale zazwyczaj w granicach przepisów.

Peter Lim, Lay Hoon oraz Garcia Pitarch mają teraz trudny orzech do zgryzienia. Zapowiadana była wielka wyprzedaż i nowi szkoleniowcy. Tymczasem dyrektor sportowy w pomeczowym wywiadzie podkreślił, że na dzisiaj, to właśnie Pako jest numerem jeden na następny sezon. Kto wie, może spisywani na straty zawodnicy także jeszcze zapiszą własną kartę w historii klubu? Jak widać na załączonym obrazku, jeszcze Valencia nie zginęła… No bo kto potrafi sobie zapewnić utrzymanie w takim stylu?

Kategoria: Składy | Źródło: własne