Strona główna

Powtórka z rozgrywki?

marcin90 | 21.11.2007; 19:49
Jest listopad 2006 roku. Prowadzona przez Quique Sancheza Floresa Valencia ma za sobą fenomenalny start w La Liga, media wróżą natomiast Nietoperzom obfity w sukcesy sezon. Nagle - niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - sytuacja obraca się o 180 stopni. Niemal każdy kolejny dzień przynosi wiadomości o kontuzji kolejnego zawodnika. I tak z gry wylatują Edu, Gavilan, czy Regueiro, a Vicente i Baraja przez cały sezon zmagają się z co rusz nowymi urazami. Ches odpadają już w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, a w La Liga - po co prawda heroicznej walce niemal do samego końca - podopieczni Floresa finiszują dopiero na czwartej pozycji.

Historia, której wspomnienie w dalszym ciągu wzbudza ogromne emocje w fanach Ches, wydawała się wraz z końcem ubiegłego sezonu definitywnie skończoną. Niestety rzeczywistość wcale nie okazała się tak różowa, jakby się to mogło wydawać, gdyż nad Nietoperzami najwyraźniej w dalszym ciągu wisi fatum.

Po pierwsze uraz Edu - bądź, co bądź - bardzo poważny został przez brazylijskich medyków niedokładnie wyleczony i dlatego w tym sezonie zasługujący na miano największego na Estadio Mestalla pechowca Brazylijczyk jeszcze nie zagrał. Jak się ma brak porządnego rozgrywającego do postawy Los Ches zwłaszcza w spotkaniach z zespołami nastawionymi defensywnie wie każdy. Świeżo upieczony dyrektor sportowy - Miguel Angel Ruiz wespół z Quique Floresem postanowił także - w miejsce Tavano - kupić bramkostrzelnego napastnika. Zigic jak na razie gra niewiele więcej niż Włoch, gola także nie strzelił i co poniektórzy już porównują jego sprowadzenie do zakupu Włocha. Brak bramek i goli Serba można jednak położyć na karb - notabene - kontuzji, której nabawił się jeszcze przed transferem. Równie ciężko co ogromnego Zigicia jest doszukać się w meczowej jedenastce Vicente, który do formy sprzed kontuzji nie doszedł i ciężko się spodziewać, by nastąpiło to w najbliższym czasie. Jak na razie wychowanek Levante zalicza jedynie ogony, a jego postawa wcale na kolana nie powala.

Z pojedynczymi urazami można jednak sobie dość łatwo poradzić. Ronald Koeman na początku swojej pracy w Ches stanął jednak przed bardzo ciężkim wyzwaniem, ponieważ wszystko wskazuje na to, iż historia zatoczyła koło. Mamy listopad, a lista kontuzjowanych zawodników rośnie w zastraszającym tempie, niczym równy rok temu. I tak w ostatnim czasie urazy dotknęły między innymi Morettiego, Miguela, Alexisa, Morientesa oraz tradycyjnie Vicente i Baraję. Jeżeli dodamy do tego kary za kartk, które eliminują co jakiś czas zawodników z występu w meczach, to przed Holendrem twardy orzech do zgryzienia. Promykiem nadziei może być jedynie coraz bardziej realny powrót na boisko Edu i to w bardzo szybkim czasie.

Mówi się, iż suma szczęścia i nieszczęścia w futbolu zawsze jest równa zeru. Pozostaje więc wierzyć, bo chyba nic innego fanom Ches nie pozostało, że urazy kolejnych Valencianistas, o których donoszą hiszpańskie media i oficjalna strona klubowa, to tylko niegroźne stłuczenia, bądź zwichnięcia i wkrótce nadejdzie dla Nietoperzy czas treningów w pełnym - dwudziestopięcioosobowym - składzie, a co za tym idzie normalizacja warunków pracy nowego szkoleniowca i realna szansa na sukcesy.

Kategoria: Felietony | Źródło: własne