Strona główna
Choć drużyna piłkarska jest jednością i w myśl znanego nam hasła „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” nie powinno być w niej żadnych podziałów, to jednak prowadzona przez Quique Sancheza Floresa ekipa dzieli się na dwa obozy. Myli się jednak ten, kto stwierdzi, iż podziału takiego dokonał sam trener drużyny, bądź zawodnicy, gdyż nie mają oni na to wpływu. Dokonali tego bowiem ci, dla których zawodnicy Los Ches zostawiają (choć jest to poddawane w wątpliwość) co tydzień serce na boisku. Kibice, bo o nich mowa, najprawdopodobniej zupełnie nieświadomie dzielą ekipę Blanquinegros na dwa obozy, które śmiało możemy nazwać „świętymi krowami” oraz „kozłami ofiarnymi”.

Nie od dziś wiadomo, że każda porażka wywołuje wśród zasiadających na trybunach, bądź oglądających spotkanie przed ekranem telewizora kibiców frustrację oraz rozgoryczenie. Nawet jeśli wpływ na przegraną miała słabsza postawa sędziego fani od razu szukają winnych.

Swoich ulubieńców ma każdy. Nie da się ukryć, że jednych lubimy bardziej, a innych mniej. Często wpływa to na naszą ocenę poczynań piłkarzy na boisku i powoduje, iż nie jest ona obiektywna. Subiektywną ocenę można jednak zrozumieć, jeśli nie mija się ona w większym stopniu z prawdą, jednak istnieją pewne granice, których przekraczać nie wypada. Niestety kibice często o tym zapominają i za każde nieudane spotkanie winą obarczają tych samych zawodników, którzy w rzeczywistości zaprezentowali się o niebo lepiej niż ci, którzy przez fanów są chwaleni.

W przypadku Valencii od razu wiadomo kto jest „świętą krową”. Złe słowo o Joaquinie, bądź Miguelu jest traktowane niczym grzech najcięższy, nawet jeśli jest ono świętą prawdą. Na przeciwnym biegunie są za to tacy piłkarze jak Javier Arizmendi, Carlos Marchena, Emiliano Moretti oraz sam szkoleniowiec Quique Sanchez Flores, którzy są krytykowani – zazwyczaj zupełnie bezpodstawnie – na każdym kroku. Do tej czwórki idealnie pasuje określenie „kozły ofiarne”, gdyż to na nich zazwyczaj kibice wyładowywują swoją frustrację spowodowaną porażką.

Kroplą, która wśród fanów Los Ches przelała czarę goryczy był przegrany mecz z Espanyolem. Najwięcej przykrych słów pod swoim adresem usłyszał Quique Sanchez Flores, jednak na początek warto zająć się zawodnikami.

Od samego początku swej przygody z Ches krytykowany jest Javier Arizmendi. Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż swoją posturą ex – zawodnik Deportivo przypominać może znanego nam skądinąd Grzesia Rasiaka, bądź Petera Croucha, którzy mimo strzelania kilkunastu bramek w sezonie są pośmiewiskiem piłkarskich kibiców. Fani ulegają stereotypom i wysoki a zarazem szczupły zawodnik w ich oczach zyskuje miano „drewniaka”. Nie inaczej jest z Arizmendim, który od samego początku jest kozłem ofiarnym zwolenników Ches. „Znawcy” futbolu na sam dźwięk nazwiska wychowanka madryckiego Atletico w meczowej jedenastce wybuchają śmiechem, a po spotkaniu krytykują go za jego postawę, niezależnie od tego jakby zagrał. Warto dodać, że Javier jak na razie prezentuje się z bardzo dobrej strony i nie musi się wstydzić swojej gry z wyjątkiem spotkania z Espanyolem, gdzie jednak usprawiedliwia go fakt, iż z konieczności został wystawiony na lewą pomoc. Idealnie z postacią Arizmendiego kontrastuje Joaquin – bodajże największa święta krowa w zespole. Ex – Betico zjednał sobie fanów schludnie ułożoną fryzurą, tudzież tuzinami miłych dla oka, jednak w większości zupełnie niepotrzebnych i nie przynoszących żadnych korzyści drużynie trików. Niemniej popularny Ximo jest uważany przez rzesze kibiców za jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego obecnie zawodnika Ches, podczas gdy tak naprawdę do tej pory wyszły mu nie więcej niż trzy spotkania, to jest dwumecz z kelnerami z Elfsborga oraz spotkanie z Betisem. Ponadto Joaquin w tym sezonie dał popis wyjątkowej głupoty próbując wymusić rzut karny w spotkaniu z Villarrealem poprzez potknięcie się o własne nogi, a następnie osłabił drużynę obrażając matkę sędziego, czego efektem była czerwona kartka. Myliłby się ten, kto spodziewał się tego, iż na Ximo zostaną wylane kubły pomyj. Wręcz przeciwnie – w oczach fanów stał się bowiem tragicznym bohaterem, a fakt iż w idiotyczny sposób osłabił drużynę pozostał niezauważony. Sytuacja taka trwa do dziś – Joaquin na boisku nic nie pokazuje, a mimo to jest wyżej ceniony niż taki Albiol, którego obecność w defensywie jest nieoceniona. Co śmieszniejsze ci, którzy rok temu mówili, że Ximo trzeba dać czas, by zaczął grać na wysokim poziomie, Arizmendiego skreślają na samym starcie. I nie chcą zauważyć, że ex – zawodnik Betisu początek w Valencii miał znacznie gorszy.

Innym piłkarzem, który często spotyka się z krytyką jest Emiliano Moretti. Włoch jest jednym z nielicznych zawodników z Półwyspu Apenińskiego, którzy poradzili sobie z trudami gry w Primera Division. Mimo iż nie jest medialnym, grającym pod publiczkę piłkarzem prezentuje stały solidny poziom. Oczywiście od czasu do czasu zdarza mu się słabsze spotkanie, jednak na ogół spisuje się bardzo poprawnie. Niestety co rusz spotyka się z nieprzychylnymi opiniami kibiców, którzy zarzucają mu zbyt małe zaangażowanie w ofensywę i za wzór bocznego obrońcy stawiają jego klubowego kolegę – Miguela. Niestety fani zapominają, iż głównym obowiązkiem obrońcy jest nie konstruowanie akcji ofensywnych, lecz pomoc bramkarzowi w zachowaniu czystego konta. Portugalczyk o tym często zapomina, czego efektem była pierwsza bramka Espanyolu, a mało brakło, by minutę później w identyczny sposób podarował rywalom drugiego niemal identycznego gola. Jak jednak można się spodziewać z krytyką spotyka się Włoch, podczas gdy Miguel jest stawiany za wzór bocznego defensora i urasta do rangi świętej krowy. Negatywne opinie dotyczące czarnoskórego zawodnika można policzyć na palcach jednej ręki.

Pod względem krytyki nikt nie może się równać z samym trenerem zespołu – Quique Sanchezem Floresem, którego każde posunięcie jest krytykowane przez miliony osób. Ci sami ludzie, którzy przed kilkoma miesiącami domagali się zwolnienia Amedeo Carboniego uważanego wówczas za osobę, która niszczy klub teraz krzyczą „Quique vete ya.”. Do nikogo nie dociera, że szkoleniowiec prowadzi drużynę w taki sposób, jaki uważa za najbardziej właściwy, a powinno się go rozliczać jedynie z wyników, jakie osiąga. Prowadzona przez Mistera drużyna jak na razie radzi sobie przyzwoicie – w lidze zajmuje wysoką lokatę, w Lidze Mistrzów też jest w dobrej sytuacji, jednak mimo to na każdym kroku szkoleniowiec spotyka się z krytyką. Co śmieszniejsze każdy kolejny argument za zwolnieniem trenera jest coraz bardziej pozbawiony jakiegokolwiek sensu. Obarczanie bowiem Floresa winą za to, iż kontuzji doznał Caneira, Zigic czy Fernandes jest bowiem przejawem braku inteligencji osoby przytaczającej taki argument. Na szczęście Quique jest osobą mocną psychicznie, która nic nie robi sobie z docinków prasy oraz fanów, natomiast Juan Soler ma zaufania do trenera i ku uciesze fanów nie ulegających stereotypom, z autorem tego artykułu na czele, nie myśli o zmianie na stanowisku trenera. I dobrze, a pracę trenera zweryfikuje lokata, którą prowadzona przezeń drużyna zajmie na koniec sezonu. Wrodzony optymizm pozwala mi mniemać, iż będzie to miejsce pierwsze, a wtedy zapewne i ci, którzy dziś domagają się dymisji Floresa zgodnym chórem powiedzą: „Quique per sempre.”

Reasumując piłka nożna to taki sport, w którym zawsze kibice będą się kierować swoimi osobistymi sympatiami i antypatiami. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że prawdziwi kibice nie będą się kierować opiniami ogółu i będą w stanie dostrzec zarówno dobrą, jak i słabą grę nie tylko u swoich ulubieńców, ale także wśród tych, którzy ich sympatią się nie cieszą.

Kategoria: Felietony | Źródło: własne