Strona główna

Tradycja podtrzymana

Bartłomiej Płonka | Arkadiusz Bryzik | 10.03.2013; 14:35

Baskowie górą

Klątwa Południa trwa w najlepsze. Dzisiejszy mecz zbiegł się okolicznościami z inną statystyką, która wieszczy, że Valencia ostatni raz po odpadnięciu z europejskich pucharów wygrała w sezonie 2006/2007. Sama porażka byłaby więc niczym, toteż miejsce miała prawdziwa kumulacja: przewaga Malagi, zamiast topnieć, powiększyła się o jedno oczko, ze składu wypadł ostatni środkowy obrońca, a niemoc w ataku zaprezentowali coraz to nowsi piłkarze.

Opiekun Nietoperzy, Ernesto Valverde, najwidoczniej uznał, iż Roberto Soldado oraz Jonas są zbyt zmęczeni po środowym meczu z PSG aby dziś zagrać od początku, na szpicy wystąpił Nelson Valdez, a na skrzydle operować miał Pablo Piatti. Pod nieobecność w składzie Albeldy, Soldado oraz Ricardo, opaskę kapitańską przywdziewać mógł Ever Banega. Po przeciwnej stronie barykady wystąpił świetnie nam znany Aritz Aduriz.

Mecz z dużym animuszem rozpoczęli gospodarze, ale pierwszą niezłą okazję mieli Los Ches. W szóstej minucie z dystansu, swoich sił spróbował Pablo Piatti, lecz trafienie do bramki rywali zza pola karnego okazało się zadaniem ponad siły Argentyńczyka. Podobnego wyzwania podjął się Antonio Barragan. W jego przypadku łatwo można było przewidzieć, iż dużego pożytku z tegoż strzału nie będzie.

Swoją dominację w pierwszych fragmentach meczu, potwierdzać zaczynało Athletic. Najpierw niecelnie główkował Aduriz, a chwilę później dobrą okazję zmarnował Ibai Gomez. Z kolei graczom z Walencji najwidoczniej bardzo spodobały się strzały z dystansu. Po Piattim i Barraganie zza szesnastki uderzał Tino Costa, jednak soczysty strzał rozgrywającego wyłapać zdołał Gorka Iraizoz.

Mecz toczył się w niezłym tempie, a tymczasem w dwudziestej ósmej minucie, jak na złość, kontuzji podczas biegu nabawił się ostatni w drużynie nominalny stoper, Victor Ruiz. W miejsce Hiszpana na placu gry pojawił się David Albelda, który z konieczności musiał zająć się załataniem dziury w obronie.

Niespełna dziesięć minut później, Los Ches mogli cieszyć się z faktu, iż nie przegrywają. Zagranie ręką Jeremy`ego Mathieu równało się z rzutem wolnym, którego na gola zamienić mógł Ibai Gomez! Piłka jednak po zaskakującym a zarazem ładnym strzale Baska zatrzymała się na poprzeczce bramki Vicente Guaity!

W pierwszych czterdziestu pięciu minutach mecz w miarę wyrównany z minimalnym wskazaniem na Basków, którzy o mały włos a prowadziliby 1:0. Zmartwieniem z pewnością był fakt, iż ze składu wyleciał ostatni nominalny obrońca w postaci Ruiza. Ale cóż, trzeba grać tym co się ma…

Po przerwie lepiej prezentowali się Blanquinegros. Świetnie drugą połowę rozpocząć mógł Sofiane Feghouli. Algierczyk najpierw sprytnym strzałem chciał pokonać Gorkę, a chwilę później bardzo ładnie ograł rywala zagarniając piłkę zewnętrzną częścią buta, lecz na finiszu akcji oddał niecelne uderzenie. Chwilę potem błysnąć próbował Pablo Piatti. Drugi z walenckich skrzydłowych chciał zaskoczyć baskijskiego bramkarza płaskim i mocnym strzałem sprzed pola karnego. Piłka jednak minimalnie minęła słupek bramki Los Leones.

Jak można było się spodziewać, na dwadzieścia pięć minut przed końcem, niewidocznego Valdeza zmienił narzekający ostatnio na grypę Roberto Soldado. To właśnie Żołnierz miał odwrócić losy spotkania na korzyść walenckiej ekipy. Valencianistas nieustannie szukali drogi do siatki Athletic. Znów na skrzydle błysnął Feghouli, po czym dośrodkował do Piattiego. Argentyńczyk okazał się jednak zbyt niski, aby sięgnąć będącą w locie piłkę.

Baskowie w siedemdziesiątej minucie wreszcie wyprowadzili dobra akcję. Otwierające podanie otrzymał Iker Muniain, po czym z łatwością zwiódł Jeremy`ego Mathieu, ale jego strzał okazał się zbyt lekki, aby mógł zaskoczyć strzeżącego bramkę Ches, Vicente Guaitę.

W siedemdziesiątej dziewiątej minucie, ekipa z Bilbao wypracowała sobie tak naprawdę drugą dogodną sytuację w tej części meczu, a ta zakończyła się bramką. Markel Susaeta dograł piłkę w pole karne, tą nieszczęśliwie i przypadkowo przedłużył Jeremy Mathieu, czym ułatwił zadanie Ikerowi Muniainowi, który mógł potężnie uderzyć w okienko bramki Guaity. 1:0 dla Basków.

Jak wyżej napisałem, Roberto Soldado wszedł na boisko w celu odwrócenia losów meczu, w celu strzelenia gola. W tym sprawę ułatwić miał mu Jonas, który po stracie bramki również pojawił się na boisku. Już w osiemdziesiątej trzeciej minucie Brazylijczyk wywiązał się ze swojej roli dogrywając futbolówkę do Soldado tuż przed linię bramkową. Snajper VCF, mimo iż przed sobą miał pustą bramkę nie zdołał wpakować do niej piłki...

Ostatnie minuty to ciągłe bicie głową w mur. Nic nie udało się zmienić, a podsumowaniem okazał się kolejny beznadziejny strzał Soldado. Roberto tym razem strzelił wysoko, wysoko, Panu Bogu w okno.

Los Ches kolejny raz udowodnili, że niedzielne południe to dla nich nienajlepsza pora do gry... Mecz niezły, ale znów zabrakło wykończenia. Roberto Soldado tydzień temu zachwycił piękną bramką, teraz rozczarował pudłem kolejki, tygodnia, miesiąca a nawet sezonu. Valencia nie wygrała już trzeciego meczu z rzędu w Primiera Division i po tej kolejce może spaść nawet na siódme miejsce.

Zapraszamy do zagłosowania na najlepszego piłkarza meczu, wytypowania poprawnego wyniku w spotkania z Betisem oraz zapoznaniem się z pomeczową garścią statystyk:

Kategoria: Składy | Źródło: własne