Strona główna

Wywiad z byłym trenerem „Nietoperzy”

Dla człowieka, który od rozpoczęcia przygody z trenowaniem w 1995 roku nie rozstawał się z futbolem na dłuższy czas, ostatnie piętnaście miesięcy musiało być wyjątkowo trudne. Bez klubu od czasu opuszczenia Internazionale pod koniec 2010 roku, Rafael Benítez miał mnóstwo czasu na skupienie się na innych zainteresowaniach.

Składają się na nie jego własna strona internetowa, z której korzysta, by dzielić się swoimi poglądami i analizami dotyczącymi futbolu. Jak również kontynuacja pracy charytatywnej, jakiej podjął się wspólnie z żoną Montse po przylocie do Liverpoolu w 2004 roku. Benítez wspiera również rozwój programów taktycznych mających pomóc szkoleniowcom na każdym poziomie.

Dlaczego uruchomiłeś własny serwis internetowy, co zamierzasz osiągnąć dzięki temu?

Korzystając z przerwy, większość ludzi zazwyczaj odpoczywa i tyle, inni oglądają spotkania w telewizji w roli ekspertów. Jednak ja chciałem robić coś więcej. Byłem zainteresowany powołaniem do życia strony jeszcze 10-15 lat temu. Próbowałem ją otworzyć, lecz ze względu na pracę było to trudne zadanie, nie miałem na to czasu. Teraz, kiedy już tego mi nie brakuje, postanowiłem się tym zająć – tam mogę wyjaśnić dokładnie to co chcę, własnymi słowami. Chciałem również dać okazję młodym trenerom. Będąc takim kiedyś, starałem się czytać wszystko, kupować książki, DVD czy po prostu oglądać treningi. Możesz dać im możliwość pozostania w kontakcie z tobą. Odpowiadam na wiele pytań i analizuję mecze, oni mogą za to pytać i wyrażać własne opinie.

To przystanek przed podjęciem następnego wyzwania, czy może nadal chciałbyś to rozwijać?

Nie, możemy to utrzymać. Oczywiście wtedy będzie nieco inaczej – nie będzie można dyskutować o wszystkich zespołach. Staram się zachowywać szacunek dla każdej drużyny, próbuję analizować namacalne, realne sprawy, które także inni mogą zobaczyć, a nie tylko wypisywać własne opinie, nie mogę wchodzić w spory z trenerami. Czasami trzeba wyrazić własne zdanie, a pracując dla danego klubu, trzeba być ostrożnym w sposobie, w jakim badasz pewne zjawiska. Jest to jednak ten sam pomysł, ta sama filozofia, zwłaszcza dla początkujących szkoleniowców.

Na jak wielu spotkaniach pojawiasz się osobiście, a jak wiele śledzisz przed ekranem telewizora?

Szczerze powiedziawszy mam kilku współpracowników, niemniej jednak teraz mecze rozgrywa się w poniedziałki, wtorki, środy, czwartki, piątki, soboty i niedziele. Masz więc każdy dzień w tygodniu i podczas weekendu na obejrzenie dwóch meczów hiszpańskiej ligi, jednego-dwóch Bundesligi, dwóch Serie A. Razem z Premier League można zobaczyć sześć, może siedem spotkań w sobotę i tyle samo lub więcej w niedzielę.

Czy kiedykolwiek przeżyłeś dłuższy rozbrat z piłką nożną?

Nie, to pierwszy taki przypadek. Starasz się rozluźnić, ale w końcu przecież lubisz obserwować futbol. Wydaje mi się, że żona to rozumie, jednak mówiła mi, żebym wykorzystał ten czas i nagrywał mecze, a oglądał je później. Rozumie jednak, że muszę to robić.

Wyjaśnienie tego współmałżonce musi być trudne…

Nie, lata wspólnych doświadczeń oznaczają, że zdaje sobie sprawę z tego, kiedy muszę to robić, a kiedy mogę spędzać czas z rodziną. Dla przykładu, nie śpię zbyt wiele. Budzę się wcześnie rano i oglądam spotkania , dzięki czemu potem mogę przebywać z dziećmi.

Ciągle wpatrujesz się w monitor i rozważasz różne warianty taktyczne?

Usiłuję się odprężyć podczas nich, jednakże tego nie da się zmienić, zawsze będę rozkładał grę na czynniki. Obserwuję to, co i dlaczego się dzieje. Podczas oglądania z żoną powiem „gol”, a dwie sekundy później pada bramka. Zauważam pozycję obrońców, skrzydłowy może nie być pilnowany albo stoper jest spóźniony… Bez głębszych przemyśleń po prostu analizuję.

Wspomniałeś, że przy wyborze następnego klubu rozglądasz się za konkretnym projektem. Co dokładnie miałeś na myśli?

Chciałbym nie tylko znaleźć pracę, ponieważ gdy mówię o projekcie, musi to być klub, który wychodzi naprzeciw mojej chęci walki o trofea. Zatem jeśli nie masz klubu, który może wygrywać, ale jednocześnie aspiruje do utrzymania pewnego poziomu, przynajmniej stara się o końcowe tryumfy, możesz podjąć się tego wyzwania, jednak to nie będzie to samo. Doświadczenie, jakie nabyłem we Włoszech, Hiszpanii oraz Anglii pozwala mi na szczegółowe sprawdzenie każdej oferty oraz projektu i powiedzenie „to ten właściwy”. UEFA Financial Fair Play wymusi sprawne zarządzanie budżetem, trzeba będzie zachować ostrożność i promować młodych zawodników ze szkółki. Konieczne będzie prześwietlanie składu, korzystanie z zawodników miejscowych lub krajowych mogących wystąpić w Lidze Mistrzów. Cały bagaż doświadczeń z różnych lig, struktur, próbujemy wykorzystać właśnie teraz.

Uważasz, że nowe reguły doprowadzą do wyrównania w pewnych obszarach? Czy mógłbyś stworzyć z małej drużyny taką zdolną do podjęcia największych wyzwań?

Nazywając rzeczy po imieniu, nie byłem zawodnikiem z czołówki i nie mogłem wystąpić w pierwszej klasie rozgrywkowej ze względu na kontuzję. Pierwsze kroki jako trener stawiałem w szkółce Realu Madryt. Później wybierałem mniejsze kluby, gdzie stale się rozwijaliśmy, z Extremadurą i Tenerife wywalczyliśmy awans. Miałem już pewną wprawę, obycie przechodząc do Valencii, a później do Liverpoolu, czyli wielkich klubów, gdzie spotkałem się z gotową strukturą. Z czasem uczyłem się różnych spraw, dlatego to na pewno dobra rzecz – zobaczyłem różne sposoby organizacji i zarządzania. Można zatem budować od samego początku, jak i zaczynać od góry.

Skoro mowa o Valencii, byłeś ostatnią osobą, której udało się przełamać madrycko-barceloński duopol w lidze hiszpańskiej. Sądzisz że niebawem uda się powtórzyć ten wyczyn czy dominacja nie zostanie zachwiana?

Myślę że pozostaną liderami jeszcze przez parę lat, ale nie należy zapominać o trzeciej, dobrze radzącej sobie Valencii. Athletic, Sevilla czy Atlético także wypadają nieźle. Te kluby, moim zdaniem, wrócą. Jak długo zajmie utrzymanie się na poziomie prezentowanym przez pozostałych? Nigdy nie wiadomo. Barcelona oraz Real Madryt zawsze miały dostęp do ogromnych środków finansowych, lecz teraz, ze względu na podział wpływów z tytułu sprzedaży praw do transmisji telewizyjnych i tym podobnych, jest inaczej i przewaga jest jeszcze większa. Mimo to sądzę, że jeśli inne drużyny będą ciężko pracowały, także mogą się rozwinąć.

Czy Barcelona to najlepsza drużyna, jaką widziałeś w życiu?

W głębi duszy zawsze byłem wielbicielem Milanu, gdy grali z van Bastenem, Gullitem i innymi w składzie oraz Sacchim na ławce trenerskiej. Szło im naprawdę dobrze, w tamtych czasach potrafili dominować. Barcelona jest mniej lub bardziej podobna, można zobaczyć jak Bayern Monachium lub czasem United czy Real Madryt starają się z nią konkurować. Pamiętam fantastyczną drużynę Realu, która nie potrafiła niczego zdziałać w starciu z Milanem, także różnica była spora. Barcelona jest jednak świetnym zespołem do oglądania.

Często nie byłeś rozumiany na Wyspach. Czy twoim zdaniem w Liverpoolu zostałeś potraktowany niesłusznie?

Dobrą rzeczą na pewno jest to, że po odejściu wielu piłkarzy mówiło później „słuchaj, nauczyłem się czegoś”. Wyobraźmy sobie Carraghera, który po moim przyjściu przeniósł się z lewej strony na środek i stał się jednym z najlepszych stoperów. Dlaczego? Ponieważ usiłowaliśmy trenować go w inny sposób. Gerrard zdobywał dziesięć bramek rocznie, a po przejściu na prawą stronę lub na pozycję cofniętego napastnika strzelał ponad dwadzieścia goli rocznie. Staraliśmy się również dostosować taktykę do warunków panujących w Premier League, do angielskiego stylu. Ludzie mówili „Był świetny w Champions League, ale nie w Premier League” – 82 i 86 punkty to dwa rekordowe dorobki punktowe w historii klubu. Z zasobami, jakimi dysponowaliśmy, radziliśmy sobie więcej niż przyzwoicie. Problem w tym, że aby pozyskać potrzebnych nam piłkarzy musieliśmy sprzedawać innych; nie mieliśmy wielkiego budżetu. Próbowaliśmy uczyć naszych piłkarzy w taki sposób, by pamiętali o tym zawsze, nie chcieliśmy, żeby skupiali się jedynie na wypełnieniu założeń na dany mecz. Nie, staraliśmy się ich czegoś nauczyć, z czasem można było zaobserwować, że drużyna staje się lepsza.

Czy myślisz że szkoleniowcy będą jeszcze dostawać szansę na uformowanie zespołu? Miałeś sześć lat w Liverpoolu, ale jeden nieudany sezon oznaczał dla ciebie koniec pracy.

W Liverpoolu nie mieliśmy szczęścia do właścicieli. To był trudny czas. Możecie spytać Hodgsona, bo był z nimi przez sześć miesięcy, my – przez trzy lata. Nie rozumieli futbolu, dla nich to był jedynie biznes. Prawdą jest, iż coraz więcej osób inwestuje pieniądze w piłkę nożna i żąda natychmiastowych efektów. To oznacza, że wywierają większą presję na trenerze.

Masz jakiś plan, a wszyscy myślą jedynie o skutkach w krótkim okresie. To musi być frustrujące, prawda?

Nie, bo z drugiej strony mieliśmy doświadczenie. Z Extremadurą awansowaliśmy po pierwszym sezonie, podobnie z Tenerife. Z Valencią zwyciężyliśmy w lidze po 31 latach przerwy, z Liverpoolem wygraliśmy Ligę Mistrzów po 21 latach. Potem było Internazionale, gdzie w krótkim okresie zdobyliśmy dwa trofea. Dlatego krótkookresowe projekty nie sprawiają nam trudności. Jednak przez wzgląd na stabilność klubu, najlepsze są te długookresowe, ku prowadzeniu których mamy odpowiednie umiejętności, nabyte podczas pracy w różnych klubach na różnych szczeblach. Mój sztab jest dobry, dlatego jestem przekonany, że mamy wystarczającą wiedzę i doświadczenie, by podołać zadaniu i znaleźć taki klub.

Kategoria: Wywiady | Źródło: FIFA.com