Strona główna

Barça, basta!

Krystian Porębski | 21.12.2011; 11:38

Świetność La Masii to mit?

Od jakiegoś czasu w mediach chwali się nad wyraz piłkarską szkółkę FC Barcelony. Pokazuje się ją jako ideał, za którym powinny podążać inne kluby. Słowo "wychowanek" jest w tego typu artykułach nadużywane. Czy słusznie?

"To zachowanie, to agresja, która jest nie do zaakceptowania" - powiedział Andoni Zubizarreta w czerwcu 2004 roku. Były bramkarz piastował wtedy funkcje dyrektora sportowego w Athletic Bilbao. Sprawa dotyczyła przejścia dwóch juniorów z baskijskiego klubu do Barcelony. Byli to napastnik Arkaitz oraz środkowy pomocnik Luis Martinez Ibai. Zubizarreta zdecydował się nawet porozmawiać o tym ze swoim znajomym, Txiki Begiristainem.

Bask jednak najprawdopodobniej ma bardzo krótka pamięć. Dziś to on pełni funkcję dyrektora sportowego w klubie z Katalonii i stosuje takie same praktyki. Najlepszym przykładem jest świeży przypadek Pedro Chirivelli, młodziutkiego pomocnika, który gra na wypożyczeniu. Zabieg taki został zastosowany przez drużynę "Nietoperzy" dlatego, ze włodarze Barcelony starali się pozyskać z Walencji nowego genialnego "wychowanka". Jak podkreślają w swoim artykule panowie Izquierdo i Bosch, sytuacja ta powtarza się co roku i staje się po prostu nudna.

Dzisiaj ciężko się spierać z tym, że o sile zespołu z Barcelony stanowią wychowankowie. Przecież aż dziewięciu piłkarzy z pierwszej jedenastki na finał Klubowych Mistrzostw Świata to wychowankowie Blaugrany. Nie należy jednak zapominać o ciemnej stronie tej sprawy. W cieniu pozostają kluby, takie jak Valencia, które - jak mocno podkreślają dziennikarze "Superdeporte" - corocznie "obdzierane sa ze skóry" przez klub z Katalonii.

Jak mówi jeden z trenerów walenckiej szkółki: "Jeśli tak dalej będzie, Barcelona rzeczywiście pozostanie najlepszym klubem na świecie przez długi czas, oferując dzieciom kontrakty od 8-19 tysięcy Euro rocznie i my nie możemy nic z tym zrobić. Nie jest to jednak tylko nasz problem. Tak samo jest z młodymi piłkarzami Espanyolu, Sevilli czy nawet Sportingu Gijon". Nie są to puste słowa. W poprzednim sezonie z Blanquinegros do Blaugrany odeszli Rodrigo, Alex Martinez i niesamowicie utalentowany, znany już niektórym Fran Villaba.

Dyrektor szkółki piłkarskiej z Walencji, José Luis Martin Vila, postanowił podjąć odpowiednie kroki. Napisał list do Guillermo Amora - swojego odpowiednika w Barcelonie - odnośnie zaistniałej sytuacji, poruszając kwestie takie jak dobro dzieci itd. Odpowiedź była następująca: "Nie jesteśmy niczemu winni, ponieważ prawo nam na to zezwala, a jeśli piłkarze chcą przejść...". W tym świetle o wiele inaczej zaczyna wyglądać sprawa Cesca Fabregasa, a także "podebranego" Barcelonie za niego Jona Torala. Wypowiedzi Sandro Rosella w tej sprawie mają więc w sobie wielkie pokłady hipokryzji...

Dlatego tym bardziej ciekawa jest sprawa Pedro Chirivelli, którego przejściem do Barcelony kusił... jego imiennik - Pedro Rodríguez Ledesma. Andoni Zubizarreta zaprzeczył takim praktykom, jednak co ciekawe, jakiś czas później Guillermo Amor zgłosił zainteresowanie młodym piłkarzem "Nietoperzy". Sytuacja podobnie się miała z Paco Alcácerem, dopóki nie podpisał nowego kontraktu. I co pan na to, panie Zubizarreta?

Kategoria: Ogólne | Źródło: Superdeporte