Strona główna

Drużyna 16. kolejki Primera División

Redakcja | 14.12.2011; 19:51

Kto zasłużył na wyróżnienie?

"Wielkie Derby" naprawdę wielkie, Barcelona lepiej pracuje głową niż Real mięśniami, kośćmi i płucami, Valencia pozwala uciec punktom i prowadzącej dwójce, Levante nie żartuje, a Atletico i Villarreal szukają nowych trenerów.

Real Madryt nie mógł w lepszych nastrojach przystępować do Gran Derbi - po serii dziesięciu kolejnych ligowych zwycięstw, ze średnią blisko cztery bramki na mecz, przewagą nad Barceloną trzema punktami i jednym spotkaniem więcej do rozegrania. Królewscy nie mogliby też sobie wymarzyć lepszego początku - sponsorowana przez Victora Valdesa bramka dała im prowadzenie po kilkudziesięciu sekundach gry. Ale dobicie przypartej do muru Dumy Katalonii okazało się sztuką nawet ponad możliwości Realu, przyzwyczajonego przecież do rozstrzeliwania kolejnymi bramkami rywali już ugodzonych pierwszym golem.

Real zmuszony do nadludzkiej koncentracji

Widowisko było godne oprawy medialnej, na oczach kilkuset milionów kibiców na całym świecie na Santiago Bernabeu doszło do erupcji futbolu. Błyskawiczne tempo meczu nie wybaczało żadnej pomyłki, minimalnie nieprecyzyjnie wymierzone podanie, błąd w przyjęciu piłki, sekunda zbędnego zawahania kończyły się stratą, pędzeniem pod własną bramkę i morderczą pracą w defensywie.

Wcześniej z sił opadł Real, zamęczony przez rywali wymieniających podania na pełnej szybkości. Krytycy sposobu gry Blaugrany zarzucają Katalończykom, że utrzymywanie się przy piłce i nabijanie licznika podań traktują oni jako wartość samą w sobie, uświęcającą styl i usprawiedliwiającą - dla najwyższej idei i własnej "filozofii" - ewentualne niepowodzenia. W Gran Derbi krążenie piłki od nogi do nogi miało wymiar bezwzględnie pragmatyczny, nie artystyczny czy propagandowy. Barca sukcesywnie rozmontowywała stabilną strukturę defensywy Realu, zmieniając co chwilę możliwy kierunek ataku zmuszała rywali do nadludzkiej koncentracji, a szybkością wyprowadzania akcji zawracała im w głowach.

Real nie nadążał za Barceloną nie pracą mięśni, ścięgien i płuc, ale pracą umysłu. Barcelona więcej widziała, lepiej przewidywała, szybciej reagowała i wymyślała bardziej podstępne rozwiązania. Z atletycznej przewagi zawodników Realu wiele nie wynikło. Na najlepsze pomysły na boisku wpadał Andres Iniesta, intencje zawodników Realu najlepiej odczytywał Carles Puyol, a najgroźniejsze akcje z głębi pola inicjował Leo Messi.

Valencii brakuje charakteru

Jak Real przed meczem z Barceloną był w piłkarskim niebie, tak Betis przed starciem z Valencią - w ostatnim kręgu piekieł. I jak Real swój mecz fantastycznie zaczął, tak Betis jeszcze lepiej skończył. Wyrzucona przez Chelsea z Ligi Mistrzów Valencia nie zdołała sobie poprawić humorów w starciu z beniaminkiem, który w ostatnich dziesięciu ligowych spotkaniach uzbierał tylko jeden punkt. Wywalczonego prowadzenia nie udało się "Nietoperzom" dowlec do końca meczu.

W doliczonym czasie, obsłużony dwoma podaniami przez Juanmę, Ruben Castro, który w poprzednich kolejkach pudłował na wszystkie możliwe sposoby, nagle odzyskał skuteczność i dwukrotnie trafił do siatki, kończąc czarną serię swojego zespołu. Betis zagrał w swoim stylu, czyli chaotycznie i odważnie, z szalejącymi na skrzydłach Alejandro Pozuelo i Jonathanem Pereirą, a Valencia swoim zwyczajem nie rozstrzygnęła losów meczu, gdy mogła to zrobić, skupiając się na niezdarnej próbie bronienia wyniku.

Szkoleniowcowi "Verdiblancos" Pepowi Melowi, który w każdej chwili mógł podzielić los pięciu milionów swoich rodaków pozbawionych pracy, musiała spaść z serca cała lawina kamieni. Unai Emery, trener Valencii, czuje, że stąpa po coraz bardziej grząskim gruncie. Jego drużyna nie może ustabilizować formy, Emery nie trafia z doborem składu i nie jest w stanie wykrzesać z drużyny pełni możliwości.

"Wschodni wiatr" nie ustaje

Z wyrabianiem przynajmniej dwustu procent normy problemów nie ma za to Levante, które złośliwie nie chce opuścić czwartej pozycji w tabeli, pomimo niemałego grona o wiele bogatszych i kadrowo zamożniejszych rywali, i chyba na serio chce być traktowane jako kandydat do gry w europejskich pucharach. Bramka Nano po absurdalnym nieporozumieniu pomiędzy bramkarzem i zawodnikami Sevilli, postawa całej defensywy Levante i interwencje Jorge Munui zagwarantowały kopciuszkowi La Liga komplet punktów.

"Wiatr ze wschodu" ("Viento de levante" - gra słów, "levante" to po hiszpańsku "wschodni") - zatytułowała relację z ostatniego spotkania na Estadio Ciutat de Valencia "Marca". Dziennikarze tej gazety wyliczyli, że w 37 ligowych meczach rozegranych w 2011 roku (z części poprzedniego i obecnego sezonu ligowego), Levante zgromadziło 59 punków, co jest piątym wynikiem spośród wszystkich hiszpańskich zespołów. Marzenia o pucharach nie wyglądają zatem na absurdalne.

Trenerzy na wylocie

Ewentualnymi występami w europejskich rozgrywkach - i ponowną możliwością kompromitacji - nie muszą już chyba sobie zawracać głowy piłkarze Villarrealu. Amarillos, już z Nilmarem i Canim w wyjściowej jedenastce, nie pokonali na własnym boisku grającego pół godziny w osłabieniu Realu Sociedad. Żółta Łódź Podwodna znów jest na krawędzi strefy spadkowej, co nie najlepiej wróży Javierowi Garrido. Przerwa świąteczna to w końcu wymarzony czas na wymianę trenera...

A przynajmniej do takiego wniosku najprawdopodobniej doszli działacze Atletico, którzy przyznają, że Gregorio Manzano na pewno poprowadzi drużynę w dwóch ostatnich meczach tego roku, ale nie wypowiadają się na temat dalszej części jego kontraktu. Według hiszpańskich gazet, porażka z Espanyolem, po popisowych występach Joana Verdu i Romarica, przesądziła o losie "Profesora".

Choć Saragossa jest w zdecydowanie najgorszej sytuacji - po porażce z Mallorką spoczywa na dnie tabeli z pięcioma punktami straty do bezpiecznej strefy, a od pewnego czasu gra tak, jakby ponad dwuletni pobyt w Primera Division już się jej znudził - Javier Aguirre podobno ciągle cieszy się kredytem zaufania. Władze aragońskiego klubu na razie przede wszystkim myślą o zimowych wzmocnieniach, a nie o wymianie szkoleniowca.

Drużyna 16. kolejki Primera Division według INTERIA.PL

Jedenastka kolejki: Gustavo Munua (Levante) - Dani Alves (Barcelona), Nano (Levante), Carles Puyol (Barcelona), Jon Aurtenetxe (Bilbao) - Joan Verdu (Espanyol), Isco (Malaga), Andres Iniesta (Barcelona) - Alexis Sanchez (Barcelona), Ruben Castro (Betis), Nacho Novo (Sporting)

Ławka rezerwowych: Miguel Moya (Getafe), Alvaro Gonzalez (Racing), Sergio Busquets (Barcelona), Romaric (Espanyol), Alejandro Pozuelo (Betis), Angel Di Maria (Real Madryt), Leo Messi (Barcelona)

Nagroda im. Boba Budowniczego - Manuel Llorente. Opuszczona, pokryta kilkunastomiesięcznym kurzem konstrukcja Nuevo Mestalla - nowego stadionu Valencii - w przyszłym miesiącu znów zatętni życiem. Prezydent Llorente odda bankom tereny obecnego stadionu, obiektów treningowych i część gruntów wokół nowego stadionu w zamian za pożyczkę i znaczną redukcję długu. Choć warunki umowy będą o wiele bardziej niekorzystne dla Valencii niż zakładały wcześniejsze prognozy, władze klubu przekonują, że ukończenie Nuevo Mestalla, planowane w ciągu dwóch lat, pomoże doprowadzić klubowe finanse do porządku.

Kategoria: Felietony | Źródło: Łukasz Kwiatek – Interia.pl