Strona główna

Drużyna 14. kolejki Primera Division

Łukasz Kwiatek | 07.12.2010; 18:05

Kto znalazł się w naszym tradycyjnym zestawieniu?

Lawina kamieni, spadających z serc mieszkańców białej części Madrytu, wstrząsnęła posadami Santiago Bernabeu; w okolicach Vicente Calderon aż dudni od bicia na alarm. Spokojnie i posępnie cicho za to w Walencji, gdzie nie słychać nawet ujadania psów, bowiem wszystkie czworonogi tamtejsza prasa powiesiła na Perezie Lasa, arbitrze meczu z Realem.

Środek tabeli coraz głębiej wciąga Sevillę, storpedowaną przez utrzymującą dystans do czołówki „Żółtą Łódź Podwodną”. Wynoszoną pod niebiosa Barcelonę uziemił strajk kontrolerów lotu. Burzliwa czternasta kolejka Primera Division dobiegła końca.

Zespół dotknął dna – przyznał po czwartej porażce z rzędu szkoleniowiec Sevilli, Gregorio Manzano. Po całkowicie zdominowanej przez Villarreal pierwszej połowie, w drugiej części meczu Andaluzyjczycy z większym animuszem zabrali się za odrabianie jednobramkowej straty. Sevillistas było stać na stworzenie kilku sytuacji, jednak Diego Lopeza nie zaskoczyły nawet dwa podstępne, silne i precyzyjne strzały, zmierzające do siatki przy samym słupku.

Nosy zwieszone na kwintę również w Atletico Madryt. Trzeciej porażce z rzędu – tym razem na boisku Levante – nie zdołali zapobiec Diego Forlan, Sergio Aguero i Jose Reyes. Obrona gospodarzy nie dopuszczała do klarownych sytuacji, a jeden z nielicznych niebezpiecznych strzałów Atletico zablokował Nano. Poza pewną grą w obronie, 31-latek wykorzystał błąd Davida de Gei i wyprowadził swój zespół na prowadzenie.

Bramkarz Barcelony Victor Valdes, momentami dzielnie wspierany przez niektórych kolegów, robił niemało, by kibice Osasuny ucieszyli się dwunastą bramką zdobytą na własnym stadionie. Pomysł ten zupełnie nie przypadł do gustu Carlesowi Puyolowi, który zamiast przyłączyć się do sabotażu własnego zespołu, odbierał piłki, przecinał podania i zatrzymywał rajdy piłkarzy z Pampeluny.

Na bokach obrony najlepiej wypadli Brazylijczycy. Marcelo zatrzymał kilka szarż Joaquina i sam z powodzeniem wyprowadzał kontrataki Królewskich, Dani Alves może nie oszałamiał dryblingami czy dokładnymi dośrodkowaniami, ale wymienił z partnerami tylko o kilka podań mniej niż Xavi i od czasu do czasu zwiedzał pole karne Osasuny.

Diego Rivas, środkowy pomocnik Realu Sociedad, wykonał tytaniczną pracę podczas derbów Baskonii. Twardy i nieustępliwy 30-latek zdusił wiele akcji Bilbao, czasami przekraczając przepisy, ale zwykle z elegancją i bez zbędnej agresji. Pedro Rios rozstrzelał Mallorkę w starciu zespołów marzących o grze w europejskich pucharach. Skrzydłowy Getafe dwukrotnie trafił do siatki, dzięki czemu trzeci kolejny mecz zakończył z bramką na koncie.

Spektakularne przebudzenie Malagi boleśnie odczuł Racing Santander. Goleadę na La Rosaleda rozpoczął Eliseu, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, zabójczym strzałem z powietrza zza pola karnego. Oprócz pięknej bramki, Portugalczyk zanotował dwie asysty - w ciągu zaledwie trzech minut dwa podobne podania Eliseu pewnie wykorzystał Salomon Rondon, prawdziwy koszmar dla defensywy Racingu - jak występ szybkiego i niemal niemożliwego do upilnowania Wenezuelczyka podsumował na łamach Asa Jaime Rincon.

Cristiano Ronaldo i Leo Messi kontynuują niewiarygodny wyścig po koronę króla strzelców Primera Division. W 14. kolejce, dzięki dołożeniu dwóch kolejnych goli, jeszcze bardziej oddalili się od reszty stawki. Ronaldo, od początku trudny do zatrzymania, poderwał Real po długim okresie bezsilności, gdy na boisku zrobiło się luźniej o jednego gracza Valencii. Messi, preferujący bardziej subtelny futbol, lekkim dotknięciem piłki otworzył Pedro drogę do bramki, a później dwukrotnie sam znalazł sposób na pokonanie Ricardo. Raz z wywalczonego przez samego siebie rzutu karnego.

Jedenastka kolejki: Diego Lopez (Villarreal) – Dani Alves (Barcelona), Nano (Levante), Carles Puyol (Barcelona), Marcelo (Real Madryt) – Pedro Rios (Getafe), Diego Rivas (Sociedad), Eliseu (Malaga) – Ronaldo (Real Madryt), Rondon (Malaga), Messi (Barcelona)

Ławka rezerwowych: Guaita (Valencia), Albiol (Real Madryt), Bruno (Villarreal), Pedro (Barcelona), Ruben Suárez (Levante), Xabi Prieto (Sociedad), Kalu Uche (Almeria)

Vicente Guaita zaczął mecz z Realem dość nerwowo, ale naprawiał swoje błędy i z każdą minutą bronił coraz pewniej. Intuicyjnymi reakcjami ratował Valencię Guaita w sytuacjach beznadziejnych, zatrzymując strzały Khediry, Di Marii czy Cristiano Ronaldo. Przy straconych bramkach nie miał wiele do powiedzenia.

Raul Albiol, niezastąpiony u Manuela Pellegriniego, w systemie Jose Mourinho jedynie rezerwowy, długo czekał na debiut w pierwszym składzie Realu Madryt w nowym sezonie. W meczu przeciwko swojemu byłemu klubowi wychowanek Valencii spisał się znakomicie, nie zostawiając byłym kolegom zbyt wiele swobody w polu karnym Ikera Casillasa. Bruno Soriano dyktował tempo gry Villarrealu. Najczęściej podającego i najskuteczniej odbierającego piłkę zawodnika Los Amarillos gracze Sevilli faulowali aż pięć razy, nie mogąc zatrzymać go w inny sposób.

Ruben Suarez prowadził niemal wszystkie ataki Levante, siejąc olbrzymie spustoszenie w szeregach reagujących zbyt wolno o całe epoki obrońców Atletico. Z dośrodkowaniami i dryblingami szalejącego na prawym skrzydle Xabiego Prieto nie radzili sobie zawodnicy Bilbao w derbach Kraju Basków. Niezmordowanemu Pedro udało się zabiegać przywykłych do nieustannego ruchu piłkarzy Osasuny. Napastnik Barcelony potwierdził odzyskanie skuteczności, z której słynął w poprzednim sezonie - sobotni mecz był czwartym z rzędu, w którym 23-latek zanotował trafienie.

Kalu Uche nie bał się wbiegać między dwóch rywali i po rajdach na skrzydle posyłał zabójcze piłki w pole karne. Właśnie po precyzyjnym dośrodkowaniu Uche wyrównującego gola zdobył Piatti, a wcześniej po zagraniu byłego piłkarza Wisły Kraków, do pustej bramki nie trafił Henok Goitom.

Indywidualne nagrody i specjalne wyróżnienia

Afera kolejki, nagroda im. Richarda Nixona - Perez Lasa. Rozsierdził działaczy i piłkarzy Valencii oraz walencką prasę arbiter spotkania Nietoperzy z Realem Madryt niesprawiedliwym wyrzuceniem z boiska Davida Albeldy. Wszyscy są przekonani, że w pełnym składzie Valencia powstrzymałaby Real i nie dopuściła do późniejszej sytuacji, w której Perez Lasa niesłusznie nie podyktował rzutu karnego dla Realu Madryt. Padły oskarżenia o celowe sprzyjanie Królewskim przez arbitrów. Władze Valencii mają prawo się denerwować – również z Villarrealem i Sevillą Los Ches kończyli mecz w dziesiątkę, przynajmniej raz równie niezasłużenie.

Najlepsza karykatura, nagroda im. Andrzeja Mleczki – defensywa Atletico. Dziesięć bramek w czterech ostatnich spotkaniach - z Sociedad, Espanyolem, Arisem Saloniki i Levante - stracili Los Colchoneros. W sobotę obrona Atletico wyglądała tak, jakby każdy z obrońców drogę z Madrytu do Walencji pokonał nie autokarem, ale na piechotę i z Manichem, byłym Rojiblanco, na plecach.

Epicka podróż, nagroda im. Filipidesa – Barcelona. Starali się oszczędzić wielogodzinnej, męczącej jazdy autokarem działacze Blaugrany swoim zawodnikom, ale przedłużający się strajk kontrolerów lotu, paraliżujący wszystkie lotniska, uniemożliwił tradycyjną wyprawę samolotem w dniu meczu. Wobec stanowczego sprzeciwu Osasuny na przełożenie spotkania, nie ominęła podopiecznych Pepa Guardioli wariacka podróż pociągiem i autokarem.

Pudło kolejki, nagroda im. Jakuba Błaszczykowskiego – Henok Goitom (Almeria) oraz Antoine Griezmann (Sociedad)

Skrzydłowy Sociedad wygrał pojedynek powietrzny z Gorką Iraizozem i z półobrotu na pustą bramkę trafił w słupek; napastnik Almerii miał przed sobą całą bramkę, jednak zdołał podać piłkę leżącemu gdzieś na boku Leo Franco.

Kolaboracja kolejki, nagroda im. Rządu Vichy – Mikel San Jose (Bilbao). Fantastycznie układała się współpraca Mikela San Jose z Xabim Prieto. Problem w tym, że obydwaj Baskowie grają w różnych klubach. Po ręce San Josego rzut karny wykorzystał Xabi Prieto, a później, po dośrodkowaniu Prieto, San Jose precyzyjnym, pewnym strzałem pokonał bramkarza. Własnego.

Nagroda publiczności – Lassad (Deportivo). Garść najbardziej fanatycznych kibiców Deportivo, którzy potrafią jeszcze oglądać popisy ustawianych w formacji 5-5-0 podopiecznych Miguela Lotiny, cierpiała na trybunach okrutne i bezsensowne męki. Martwe spotkanie ożywiło dopiero wejście Lassada, zwieńczone bramką.

Artykuł napisany dla portalu Interia.pl.

Kategoria: Felietony | Źródło: Interia.pl