Strona główna

Myślami przy świętach

Rivv | 21.12.2009; 13:02

Deportivo La Coruña 0:0 Valencia CF

Spotkanie Deportivo z Valencią miało bardzo duży ciężar gatunkowy. W przypadku zwycięstwa drużyny z El Riazor, zajęłaby ona miejsce Valencii, spychając Los Ches poza strefę premiującą awansem do Ligi Mistrzów. Pomimo takiej stawki obie drużyny nie podjęły zaciętej walki i mecz zakończył się bezbramkowym remisem.

Valencia jechała do La Corunii poważnie osłabiona. W kadrze brakowało aż pięciu zawodników podstawowego składu Blanquinegros: Davida Navarro (nie mógł zagrać z powodu nadmiaru żółtych kartek), Jeremy’ego Mathieu, Carlosa Marcheny, Davida Silvy oraz Pablo (kontuzje). Unai Emery robił co mógł, by załatać dziury, jednak absencje dość mocno odbijały się na grze Valencii, co było widoczne gołym okiem.

W całym spotkaniu obie drużyny stworzyły sobie niewiele dobrych sytuacji strzeleckich. Pierwszą okazję miała Valencia. David Villa dostał piłkę w polu karnym, natychmiast odwrócił się i oddał strzał swoją słabszą, lewą nogą, jednak nie sprawił on najmniejszych kłopotów bramkarzowi gospodarzy, Danielowi Aranzubii. Optyczną przewagę do około dwudziestej minuty posiadały Nietoperze, lecz później do głosu zaczęło dochodzić Depor, a konkretnie napastnik galicyjskiej drużyny, Adrian. W odstępie kilku minut przeprowadził dwie dynamiczne akcje. W pierwszej ograł Alexisa i uderzył na świątynię Cesara, jednak portero Valencii złapał jego strzał, w drugiej posłał piłkę nad bramką Los Ches. Adrian do końca pierwszej połowy nie pozwalał o sobie zapomnieć. W 37. minucie znów dynamicznie popędził prawą stroną i dośrodkował wprost na głowę Juana Carlosa Valerona. Doświadczony pomocnik, żywa legenda Blanquiazules, trafił tylko w poprzeczkę. Pierwszą połowę zakończył strzał Villi zza pola karnego, lecz piłka uderzona ponownie lewą nogą poszybowała minimalnie nad poprzeczką bramki Aranzubii.

Druga połowa była jeszcze mniej emocjonująca niż pierwsza odsłona spotkania, choć pierwsze minuty po przerwie na to nie wskazywały. Ever Banega wrzucił dokładną piłkę na głowę Villi, jednak El Guaje posłał ją wprost w ręce Aranzubii. W odpowiedzi piękną dwójkową akcję przeprowadzili Adrian i Valeron, po której ten drugi uderzył z woleja, na szczęście obok bramki Cesara. Kilka minut później Depor mogło wyjść na prowadzenie – Sergio zupełnie niepilnowany w polu karnym strzelił głową obok słupka. Więcej groźnych sytuacji w tym spotkaniu trudno było uświadczyć. Emery nie miał na ławce rezerwowych zawodników, którzy mogliby skuteczniej postraszyć defensywę gospodarzy. Wprowadzony w 62. minucie za Rubena Baraję Jordi Alba prochu nie wymyślił i spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Dopiero drugi raz w tym sezonie piłkarzom Valencii chociaż raz nie udało się pokonać bramkarza rywali. Wcześniej incydent taki miał miejsce w 7. kolejce La Liga, kiedy na Mestalla przyjechała… Barcelona.

Możemy mieć tylko nadzieję, że więcej nie zobaczymy tak nudnego spotkania w wykonaniu Los Ches. Naszym zawodnikom wyraźnie zabrakło boiskowego zęba, tak jakby remis z Deportivo zadowalał ich całkowicie. Valencia kończy rok na czwartym miejscu w Primera División, jednak z minimalną przewagą nad zespołami z miejsc 5-7. Założony przed sezonem plan prawie na półmetku ligi jest realizowany, jednak patrząc na dotychczasowy przebieg rozgrywek, mogło być zdecydowanie lepiej. Wypada liczyć na to, iż nasi ulubieńcy w nadchodzącym roku wyciągną odpowiednie wnioski z poprzedniego sezonu, osiągną wysoką przewagę nad grupą pościgową i nie dadzą sobie wydrzeć minimum czwartego miejsca. Czego Wam i sobie już teraz serdecznie życzę!

Kategoria: Ogólne | Źródło: własne