Strona główna

Wywiad z Nacho

Zibi | 25.07.2009; 22:55

Reżyser gry w spotkaniu z holenderskim Den Haag, strzelec pierwszej z bramek oraz piłkarz, który za wybuchowe zachowanie został skarcony przez sędziego czerwonym kartonikiem, rozmawia z redaktorem SuperDeporte.

Marzeniem 27-latka jest gra dla „Nietoperzy” i tak długo, jak będzie to możliwe reprezentowanie barw Valencii. Nacho González podczas pobytu w holenderskim Ermelo przekonał się, że konkurencja w zespole jest niebywała, a aspiracje bardzo wysokie.

SD: Bramka w debiucie. Nieźle jak na początek.

Nacho: „Zgodzę się, miniony sezon był dla mnie trudnym okresem, od września nie mogłem grać w piłkę i prawdą jest, że bardzo cieszę się choćby z tych pierwszych minut rozegranych tutaj. To miłe, że udało mi się zdobyć gola, mam nadzieję, że nadal będzie się układało po mojej myśli.”

I co bardziej symboliczne niż znaczące – zagrałeś.

„Bardzo skorzystałem z treningów, więc oczekuję występów także w innych spotkaniach. W zeszłym roku moją głowę zaprzątał wieczny niepokój, ale to mam już za sobą, ponieważ teraz czuję się silny i z determinacją pracuję nad formą. Chciałbym często wychodzić na boisko, tego samego pragną moi partnerzy, dlatego dobrze by było, aby każdy mógł się pokazać”.

Jak dotąd grałeś raczej na pozycji „podwieszonego” napastnika, prawda?

„Tak, taką rolę przede wszystkim odgrywałem wtedy, gdy występowałem w Urugwaju, chociaż to nie problem cofnąć się kilka metrów i grać bardziej z tyłu, w środku pomocy, lecz na pewno dobrze czuje się, kiedy rozgrywam spotkania jako ten zawieszony”.

Udowodniłeś już, że potrafisz znaleźć się w polu karnym.

„Lubię tak grać, lubię czasem podejść pod bramkę przeciwnika, poczekać na podanie, wykończyć akcję. O takie wejścia prosił mnie właśnie trener w ostatnich tygodniach. Míster wie, że z powodzeniem mogę realizować założenia taktyczne na trzech różnych pozycjach. Takie było po prostu moje zadanie, ruch w kierunku piłki, gdy Miku zszedł bardziej do środka, a piłkę dogrywał Vicente… miałem ją na widelcu, to skorzystałem”.

A co z partnerami?

„Przywitali mnie ciepło, myślę, że dobrze się rozumiemy także na płaszczyźnie indywidualnej. Oni, tak jak szkoleniowiec wiedzą, że mam jeden rok do tyłu, potrzebuję ogrania, rytmu meczowego, pewności siebie, wobec tego chciałbym te przedsezonowe przygotowanie przepracować odpowiednio dobrze”.

Mówiłeś o pozycji cofniętego napastnika za czasów twej gry w Urugwaju, ale w piłce europejskiej istnieją pewne różnice…

„Na szczęście ja o tym wiem dzięki występom w Monaco, a potem nieudanej przygodzie z Newcastle, gdzie kontuzja pokrzyżowała moje zamiary. Różnice można napotkać na każdym kroku, począwszy od poziomu rozgrywek, wielkości boisk po tempo spotkania”.

Jakie krótkoterminowe cele stawiasz przed sobą?

„Dużo ćwiczyć i świetnie przepracować okres pretemporady. Nie muszę niczego udowadniać, ale pracować i skorzystać z okazji do występów w meczach towarzyskich, by wypaść jak najlepiej. Konkuruję z kolegami od pierwszego dnia mego pobytu tutaj, a jeśli nie będzie mi dane pozostać, odejdę, dowodząc przy tym, iż jestem profesjonalistą”.

A twoją intencją jest…

„Nie podoba mi się odejście. Valencia jest wielkim klubem i dlatego pragnę pozostać, to mój cel, chciałbym czerpać radość z gry, tak jak było to zanim odniosłem kontuzję. I jeśli drużyna nie zagwarantuje mi szansy występów, to będzie trzeba o tym dyskutować z moim przedstawicielem, lecz moim zamiarem jest zostać w Hiszpanii”.

Fernando, przez to co zobaczył w Hadze, został tobą oczarowany.

„Cieszę się, choć wiem, iż brakuje mi jeszcze dwóch, może trzech tygodni, by wejść w właściwy rytm meczowy, wtedy na pewno będę spokojniejszy”.

Czy Unai oczekiwał czegoś specjalnego?

„Nie, o niczym takim nie wspominał, jestem już dorosły i uświadomiłem sobie, co mam robić, aby jak najdłużej być częścią tego zespołu”.

Czekając na przybycie reprezentantów Hiszpanii, musicie jak najlepiej radzić sobie w sparingowych potyczkach przed powrotem do Valencii.

„Piłkarze grający w reprezentacji nie muszą niczego udowadniać. Ten tydzień będzie dla nas niezwykle ważny, chociaż dzielenie szatni razem z nimi będzie czystą przyjemnością”.

Czy klub jasno zakomunikował, kiedy spodziewać się można decyzji o Twojej przyszłości?

„Dla mnie najważniejsze są najbliższe spotkania i każdy dzień treningów. Bycie tutaj znaczy, że ktoś chce mnie zobaczyć i dopiero po okresie przygotowań w Holandii będzie można powiedzieć coś więcej. W tych dniach trener przedstawi plany, jakie wiąże z nami i w moim przypadku jest to korzystne, ponieważ dowiem się po powrocie”.

Przepraszam za zmianę tematu, ale wciąż nie mogę tego zapomnieć – co uderzyło tobie do głowy, żeby tak się zachować? Mam na myśli oczywiście sytuację, przez którą zostałeś wyrzucony z boiska.

„Odpowiedziałem na coś, co nie powinno nieść za sobą takich czynów. Kiedy przyjmowałem piłkę, uderzono mnie łokciem, zareagowałem, nie wiedziałem, co on chciał powiedzieć, rywal oddał mi w policzek, a później potoczyło się… zrobiłem błąd, bo mogłem puścić płazem jego brzydkie zagranie i kontynuować grę”.

Jest miejsce dla Nacho Gonzáleza w Valencii?

„Oczywiście, obserwuję innych, analizuję i widzę tutaj naprawdę dobrych piłkarzy, którzy udanie zaprezentowali się w ostatnim spotkaniu towarzyskim, stanowią oni prawdziwą konkurencję. Nie będzie łatwo, zdaję sobie sprawę, że przez zeszłoroczny uraz jestem trochę z tyłu za nimi, to jednak zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby grać w tym zespole”.

Villa, Silva, Mata, Pablo, Marchena… od poniedziałku rywalizacja będzie jeszcze większa.

„Będę zachwycony trenowaniem wraz z nimi i z przyjemnością oczekuję ich powrotu, ponieważ są znakomitymi zawodnikami. To wspaniale móc ćwiczyć i występować obok takich piłkarzy jak Villa, Silva czy Mata”.

Do jakiego piłkarza chciałbyś być podobnym lub też kto był twoim idolem z dzieciństwa?

„Zawsze chciałem być jak Baggio. Zidane był za to graczem, jakiego zawsze podziwiałem, a obecnie takim kimś jest dla mnie Kaká. Nie sposób nie wymienić również Silvy i Maty, których gra również mi się podoba. Tutaj mamy także Baraję, Xaviego, Iniestę, zaś w Anglii na przykład Xabiego Alonso”.

Jest pan bardziej Barają, niż Silvą czy Silvą, niż Barają?

„Nie lubię porównywać zawodników, lecz jeśli chodzi o moją pozycję, to częściej grałem z przodu, a nie z tyłu. Podobnie jak większość zawodników na świecie lubię też własny styl gry”.

Skomentuj swoją wypowiedź. Powiedziałeś niegdyś, że jeżeli klub miałby cię wypożyczyć, to jedynym rozwiązaniem byłaby liga hiszpańska. Dlaczego?

„Ponieważ dla mnie najlepsza ligą na świecie jest właśnie Primera División. W porównaniu do angielskiej i francuskiej uważam, że jest lepsza. Niemal każdego roku toczy się fascynująca walka o miejsca, tytuły, chyba, że są to roczne wyjątki jak Barcelona z ubiegłego sezonu, dominująca także na arenie europejskiej. W Hiszpanii rozgrywki są po prostu wyrównane. W Anglii za wyjątkiem Chelsea, Manchesteru, Arsenalu, Liverpoolu inne zespoły są skazane na odleglejsze lokaty. Poza tym w Hiszpanii nawet słabsi rywale potrafią pięknie grać w piłkę. Lubię futbol, a taki w wydaniu hiszpańskim jest dokładnie tym, co rozumiem przez pojęcie piłka nożna”.

Taniec Cumbia

Nacho González (ur. w Montevideo 14 maja 1982) definiuje samego siebie jako rodzinnego człowieka z rezerwą. Wolne chwile lubi spędzać z rodziną albo w kinie. „Poszło mi źle we Francji, bo ledwie mogłem pójść do kina” – przypomina. Nie straszny mu także parkiet, lgnie do tańca oraz słucha muzyki. Konkretnie Cumbia, typowa dla jego kraju, Urugwaju. Nacho jest żonaty, nie ma jeszcze dzieci, planuje za to kupić nieruchomości w Valencii. „Mieście, które mnie oczarowało swoją urodą, gdzie chciałbym żyć” – zdradza. Pokój dzieli natomiast z reprezentantem Albicelestes, Éverem Banegą. „Kiedy na boisku spotykają się Urugwajczycy z Argentyńczykami zawsze iskrzy” – żartuje.

Kategoria: Wywiady | Źródło: SuperDeporte