Strona główna

Mecz sezonu, spotkanie o wszystko, mecz prawdy. Niedzielna konfrontacja Valencii z Atlético Madryt była określana na milion różnych sposobów. Jakkolwiek nie podkreślać wagi potyczki ze stołecznym zespołem, fakt jest jeden: Nietoperze poległy bezdyskusyjnie. Blanquinegros przegrali nie podejmując walki na śmierć i życie. Zupełnie, jakby to nie było starcie o przyszłość klubu i przyszłość zawodników.

Drużyna z Lewantu przystępowała do spotkania poważnie osłabiona. Na Vicente Calderon nie mogły zagrać filary drużyny i architekci ostatnich ligowych zwycięstw: Carlos Marchena i David Silva. Jak się miało okazać, ich nieobecność była kluczowa dla przebiegu pojedynku. Emery próbował łatać dziury i w ich miejsce wystawił Davida Albeldę i Brazylijczyka Edu. Gospodarze nie mieli problemów z zestawieniem ofensywy. Zabójczy kwartet Diego Forlán, Sergio Agüero, Simão Sabrosa i Maxi Rodríguez mógł siać spustoszenie w szeregach obronnych Valencii. Większe problemy trener Atlético Abel Resino miał z defensywą, gdyż z róźnych powodów nie mógł skorzystać z Johna Heitingi, Luisa Perey oraz Antonio Lópeza.

Obie drużyny rozpoczęły spotkanie dość nerwowo, wzajemnie się badając. Żadna ze stron nie chciała popełnić błędu i stracić bramki już na początku meczu. Pierwsi bardzo groźną sytuację stworzyli sobie gospodarze. W 13. minucie na bramkę Césara uderzał Raúl García, portero Valencii wypluł piłkę przed siebie, a dobijający Kun Agüero w doskonałej sytuacji przeniósł piłkę nad poprzeczką. Los Rojiblancos z każdą sekundą zdobywali coraz większą przewagę. Dwukrotnie bramkarza Nietoperzy próbował zaskoczyć Maxi, jednak César spisał się bez zarzutu. W 28. minucie miała miejsce tragiczna w skutkach decyzja arbitra tego spotkania - Manuela Mejuto Gonzáleza. W pole karne wpadł Agüero, minął golkipera Nietoperzy i sprytnie wpadł na jego wyciągnięte ręce. Sędzia dał się nabrać młodemu Argentyńczykowi i podyktował rzut karny dla Atlético. Do piłki podszedł Diego Forlán i niezwykle pewnym strzałem tuż przy słupku umieścił piłkę w siatce. Zawodnicy Valencii rzucili się do ataku, jednak nie potrafili przedrzeć się nawet przez rzekomo osłabioną defensywę gości. Iskierka nadziei w sercach wszystkich valencianistas zapaliła się pod koniec pierwszej połowy, gdy w sytuacji sam na sam z Leo Franco znalazł się Juan Mata. Argentyńczyk niestety wygrał pojedynek z lewoskrzydłowym Blanquinegros. Chwilę później piękną robinsonadą popisał się César, broniąc piłkę zmierzającą w okienko po strzale Forlána.

Wszyscy spodziewaliśmy się, że w drugiej połowie zdesperowana Valencia rzuci się do ataku, nie mając już nic do stracenia. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Wprost przeciwnie, to Los Colchoneros byli bardzo blisko podwyższenia prowadzenia. Zaraz po rozpoczęciu drugiej części spotkania nasz bramkarz ponownie uratował zespół, wychodząc obronną ręką z sytuacji sam na sam z Simão. Ataki Atlético nie ustawały. Z lewej strony dośrodkowywał Mariano Pernía, a zupełnie nieobstawiony Kun mógł pokusić się o zdobycie drugiego gola. Na szczęście po uderzeniu głową futbolówka minęła bramkę naszej drużyny. Emery widział, co działo się na boisku i postanowił reagować. Na murawie pojawili się Joaquín Sánchez oraz Fernando Morientes, jednakże nie przyniosło to żadnego skutku. Valencia nie potrafiła stworzyć sobie nawet ułamka sytuacji do zdobycia bramki. Szkoleniowiec Los Ches, zwykle żywo gestykulujący i pouczający zawodników od pierwszej do ostatniej minuty spotkania, tym razem stał z założonymi rękami i zrezygnowanym wzrokiem przyglądał się bezradności swoich podopiecznych. Atlético nie miało zamiaru czekać na przebudzenie Valencii i chciało dobić słabego rywala. Świetna postawa Césara, który wygrał kolejny pojedynek jeden na jednego, tym razem z Urugwajczykiem, uratowała Nietoperze od wyższej porażki.

Cóż jednak za różnica, czy przegralibyśmy 0:1 czy 0:5? Żadna. Porażka jest porażką i znacznie oddala ekipę znad Turii od miejsca gwarantującego udział w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Czy oznacza również sprzedaż najlepszych zawodników na czele z Silvą i Villą oraz pogrążenie się w sportowym przeciętniactwie? Sezon wciąż trwa, i choć wiary w sercach valencianistas coraz mniej, dwie kolejki to wciąż wystarczająco dużo, by sytuacja zmieniła się diametralnie. Tylko czy wierzą w to sami piłkarze?

Raport pomeczowy

Skrót spotkania: VCF Video

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne