Strona główna

Łudzący się jeszcze matematycznymi kalkulacjami Real Madryt przyjechał na mecz przeciwko Valencii na Estadio Mestalla, by przedłużyć swoje iluzoryczne nadzieje na zdobycie tytułu mistrzowskiego. Blanquinegros jednak już w pierwszych chwilach spotkania wykopali na boisku głęboki dół, wrzucili tam gości ze stolicy i z każdą kolejną minutą przysypywali ich piachem. Obyło się bez kwiecistych przemówień czy łez smutku. Zdecydowanie, szybko i zabójczo skutecznie. Tak grała Valencia w sobotni wieczór, zwyciężając 3:0 i definitywnie kończąc którąś już z kolei epokę w historii Królewskich.

Ku zdziwieniu wszystkich Unai Emery zdecydował, że na boisko wybiegnie ta sama jedenastka, która tydzień temu rozpoczęła koszmarne spotkanie w Barcelonie. Szkoleniowiec dużo ryzykował wiedząc, że w przypadku porażki pojawią się zarzuty o niedokonanie roszad w składzie w kontekście ostatniej klęski. Takie głosy na szczęście pojawić się nie musiały. Przynajmniej w mieście znad Turii. Co innego w Madrycie, ponieważ także entrenador gości Juande Ramos postanowił zaufać tym samym zawodnikom, którzy w Gran Derbi doznali upokorzenia ze strony Dumy Katalonii. Jedyną zmianą w składzie była obecność niedoświadczonego Javi Garcii w miejsce zmagającego się z chorobą Lassane Diarry.

Mecz od początku toczył się w zawrotnym tempie, jednak to nie za sprawą Los Blancos, lecz podopiecznych Emery’ego. Goście na początku wyszumieli się przeprowadzając dwie groźne akcje, jednak dogrania w pole karne Raúla Gonzáleza i Gonzalo Higuaina znakomicie przeciął Hedwiges Maduro. I to by było właściwie na tyle, jeśli chodzi o rozdział zatytułowany groźne akcje Realu. Stroną dominującą i panującą niepodważalnie na całej długości i szerokości boiska była Valencia. W czwartej minucie perfekcyjnym dośrodkowaniem na głowę Rubéna Barajy popisał się Joaquín Sánchez i tylko refleks Ikera Casillasa uratował Madrytczyków. Chwilę później uderzenie z wolnego Davida Villi minęło bramkę reprezentanta Hiszpanii. Po kwadransie gry znów bramkarz Realu uratował swój zespół, wybijając piłkę spod nóg wychodzącego sam na sam El Guaje. Jednakże pod naporem szturmującej Valencii nawet Iker musiał skapitulować. W 29. minucie drużyna z Lewantu zaprezentowała cudowną akcję. Marchena -> Silva -> Villa -> Mata. Wszystko na jeden kontakt i w zawrotnym tempie. Mata prostym zwodem ograł Cannavaro i uderzeniem między nogami Casillasa posłał piłkę do siatki. To jeszcze nie był koniec magii. Chwilę później po znakomitej kontrze i podaniu Maty Villa uderzył minimalnie obok słupka bramki gości. Lecz już po minucie celnym zagraniem popisał się David Silva. El Mago pociągnął z piłką do okolic pola karnego i oddał mierzony, płaski i piekielnie silny strzał na bramkę Casillasa. Portero Królewskich nie zdołał sparować tej bomby. Pod koniec pierwszej połowy gości pogrążyć mógł Mata, jednak tym razem Mistrz Europy stanął na wysokości zadania.

Druga część spotkania była niemal identyczna - szturm Valencii i rozpacz Realu próbującego od czasu do czasu nieporadnych kontr. Na początku kolejną znakomitą sytuację po dograniu Joaquína miał Villa, jednak najskuteczniejszy piłkarz Los Ches fatalnie przestrzelił. Parę chwil później miała miejsce wspaniała dwójkowa akcja Barajy i Villi. Rubén stanął oko w oko z najaktywniejszym zawodnikiem byłych Galacticos w tym spotkaniu, jednak jego strzał poszybował obok bramki. Poderwać drużynę próbowali Higuain i niedoszły Nietoperz Rafael Van der Vaart, jednak César Sánchez nie miał problemów z lekkimi strzałami. Za to ogromne problemy z wolejem Barajy miał vis a vis Césara. Wprowadzony w drugiej połowie Pablo mięciutko wrzucił futbolówkę przed pole karne do pomocnika Blanquinegros, a ten przepięknym uderzeniem nie dał najmniejszych szans Casillasowi. Real kompletnie nie istniał i leżał już w grobie, przysypywany kolejnymi łopatami piachu przez graczy Valencii. Dwie dobre okazje miał David Villa, jednak zabrakło nieco szczęścia i w konsekwencji El Guaje nie zdobył swojego upragnionego gola. W końcówce na murawie pojawił się Vicente, który podobnie jak Pablo stanowił śmiertelne zagrożenie dla ekipy z Madrytu. Lewoskrzydłowy był bliski zdobycia czwartej bramki dla Ches, jednak jego uderzenie z ostrego kąta nie znalazło drogi do siatki. Arbiter Iturralde González zakończył to spotkanie i męczarnie Realu.

Juan Manuel Mata w przedmeczowej wypowiedzi zupełnie niepotrzebnie asekurował drużynę mówiąc, że Valencia nie musi wygrywać z Realem Madryt 6:0, wystarczyłoby skromne 1:0. Skończyło się na wyniku 3:0, lecz Nietoperze rzeczywiście mogły wbić nieporadnym Madrytczykom dwa razy więcej bramek. Dzięki fenomenalnemu zwycięstwu Los Ches utrzymali kontakt z trzecią Sevillą i mogą być pewni, że po tej kolejce nadal będą okupować czwartą lokatę. Miejmy tylko nadzieję, że sytuacja nie potoczy się tak jak po spotkaniu z FC Barceloną. Fenomenalna gra, znakomity wynik, tydzień potem niezrozumiała porażka z Espanyolem…

Raport pomeczowy

Valencia w Liga BBVA

Bramki VCF Video:

1:0 Mata

2:0 Silva

3:0 Baraja

Oceny VCF.PL

Kategoria: Ogólne | Źródło: Własne