Strona główna

Stanowcza postawa Valencii w walce z rasizmem.

Krystian Porębski | 06.04.2021; 19:02

Jedyne słuszne rozwiązanie

Mecz Valencii z Cadiz mógłby być jednym z wielu w tym sezonie. Tak podobny do innych, tak beznadziejny pod względem sportowej postawy. Ale jednak, najprawdopodobniej przejdzie do historii. Niestety wcale nie z optymistycznych pobudek.

Od starcia Cadiz – Valencia minęło już kilkadziesiąt godzin, ale echa skandalu jaki wydarzył się w pierwszej połowie meczu nie milkną. Nadal wiele rzeczy nie jest jasnych w tej kwestii, ale zarówno Valencia jak i Cadiz zajęły już swoje stanowiska w tej sprawie. Przyjrzyjmy się im, ale zanim do tego przejdziemy, przypomnijmy sobie jak do tego doszło, że o tak słabym meczu mówi się tak wiele.

Przymusowy powrót na boisko. Sędzia nieoczywistym złym bohaterem

Mamy około 30 minutę meczu. W polu karnym Valencii zderzają się dwaj zawodnicy – Mouctar Diakhaby i Juan Cala. Mało kto zwraca na to uwagę, bo piłkę bez problemu łapie Jaume. Starcie zupełnie bez historii. Do czasu.

Po chwili w zwarcie idą ci sami zawodnicy. Mouctar Diakhaby podchodzi do Juana Cali, obaj ewidentnie mają sobie coś do powiedzenia. W momencie kiedy Francuz opuszcza swoją pozycję (w trakcie gry, jakby nigdy nic), Gabriel Paulista wskazuje sędziemu sytuację. Arbiter obraca się i mimo tego, że widzi co zaszło, puszcza grę dalej, jakby nigdy nic.

Chwilę później gry nie da się już kontynuować. Fali i Gameiro podążają za wyraźnie poruszonym Diakhabym i zatrzymują go. Zawodnicy obu drużyn kotłują się w jednym miejscu. Do rękoczynów nie dochodzi, chociaż szarpaniną to zajście już możemy nazwać. Rzut kamery na Calę robiącego dziwną minę, który potem podchodzi do trenera i przekazuje mu coś. Zakrywa usta ręką, tak aby specjaliści od czytania z ruchu warg nie dowiedzieli się szybko co zawodnik miał do powiedzenia szkoleniowcowi.

Zawodnicy Valencii najwyraźniej wiedzą już co spowodowało takie zachowanie Diakhaby\'ego, który przez chwilę tłumaczył sytuację sędziemu. Dodajmy, że sam Francuz został ukarany żółtą kartką. W tym miejscu ciekawostka, na portalu flashscore przeczytamy, że kartka została pokazana... za niesportowe zachowanie. Pełnego raportu sędziego nie mamy (jedynie jego część została opublikowana), więc tego nie zweryfikujemy, ale bardzo prawdopodobne, że osoba, która zupełnie nie opanowała sytuacji tego dnia, również i tutaj nieźle namąciła.

Po całym zajściu, gdzie mogliśmy się już domyślać, że chodzi o incydent na tle rasistowskim, cały zespół Valencii solidarnie schodzi z boiska. Przerwa w grze trwa trochę czasu, jednak zawodnicy wracają, ale już bez Diakhaby\'ego. Pierwsze raporty mówią o tym, że zawodnicy sami chcieli wrócić, a Mouctar miał ich do tego namawiać. No i jak to jest z takimi nowinkami, okazały się wierutnym kłamstwem, w które jednak uwierzyła nawet część Valencianismo (no, może to tylko jeden użytkownik pewnego skromnego portalu). Dowody? Już w trakcie meczu Cadena Cope donosiła, że Valencii zagrożono karami, gdyż sędzia nic nie słyszał, a Cala do niczego się nie przyznaje. Te słowa potwierdzili zresztą po meczu trener i kapitan zespołu.

„Kiedy Mouctar powiedzial nam co się stało i co usłyszał, poinformowaliśmy arbitra, że nie będziemy kontynuowali meczu. W szatni zostaliśmy poinformowani, że grożą nam sankcje, jeżeli nie wrócimy na boisko. Rozmawialiśmy również z Diakhabym, jak się czuje. Stwierdził, że nie jest w odpowiednim stanie aby kontynuować grę, ale rozumie, że musimy wrócić na boisko, abyśmy nie otrzymali jakiejś kary.” – tak Javi Gracia skomentował całą sytuację po meczu. Dodał również, że sędzia wywierał nacisk na kontynuowanie meczu, gdyż nie słyszał co dokładnie padło z ust Juana Cali.

„Powiedział nam, że [Cala – przyp. red.] obraził go na tle rasowym. Wróciliśmy na boisko tylko dlatego, że powiedzieli nam, że dostaniemy trzy punkty kary i mogą nas spotkać inne konsekwencje. Wtedy Diakhaby powiedział, żebyśmy wrócili, sam był zdruzgotany...” – Jose Gaya potwierdza słowa Javiego Gracii o tym, że powrót na boisko był wymuszony na zespole.

Valencię do kontynuacji meczu nie zmusił więc żaden delegat, Diakhaby również nie był tu stroną decydującą. To arbiter, który sam mógł zdecydowanie szybciej załagodzić sytuację, reagując na to co dzieje się na boisku od razu. Zachował się jednak tak, jakby był już doskonale przeszkolony przez szajkę Tebasa z LFP i po prostu olał sprawę. Typowe modus operandi władz ligowych w Hiszpanii, w absolutnie każdej sprawie. Co zadziało się potem, wiecie już z własnych obserwacji lub powyższego opisu. W mojej opinii przykład jak zachował się Pan Jimenez powinien być pokazywany nowym pokoleniom, jak nie bagatelizować zajść na boisku. Co najzabawniejsze, w raporcie pomeczowym napisał, że nie miał żadnego wpływu na to, że spotkanie będzie kontynuowane, a była to decyzja obu klubów – czemu Valencia stanowczo zaprzeczyła w swoim oświadczeniu. Już ta różnica zdań w tej sprawie powinna dawać do myślenia.

Dlaczego piłkarze nie mogli zachować się inaczej

Wiecie ile meczów w Hiszpanii zostało zawieszonych ze względu na obrazę piłkarza? Jeden. I nie mówimy tutaj tylko o ostatnich latach. Bardzo twarda statystyka, jednak możecie pomyśleć: ale, ale – może takie przypadki się po prostu nie dzieją? Teraz może przypomnijmy jaki był ten jeden przypadek. Sędzia przerwał mecz Rayo z Albacete. Kibice Rayo krzyczeli z trybun, że Roman Zozulya jest neo-nazistą. Choć sam Ukrainiec na swoich mediach społecznościowych faktycznie publikował treści, które mogłyby wskazywać na takie upodobania. Mimo to, sędzia zdecydował, że to za wiele i przerwał mecz. Można by więc pomyśleć, że faktycznie, na hiszpańskich boiskach reaguje się na różnego rodzaju prześladowania i w sumie nie jest ważne na jakim tle mają one miejsce. Ale po meczu Cadiz – Valencia, możemy mieć wątpliwości. Bardzo duże wątpliwości.

Wspomniałem już o szajce Tebasa w LFP. Jestem w 100% przekonany, że gdyby nie twarda postawa zawodników, a potem w rezultacie i całego klubu, to sytuacja zostałaby szybko zamieciona pod dywan. Nagle okazałoby się, że nie ma dowodów w sprawie, choć La Liga jest przecież ligą, w której każda akcja może być pokazana z każdego możliwego kąta, a fachowcy od czytania z ruchów warg są najlepsi na świecie. Jakie są dowody na to, że Tebas wyłożyłby na to... sami wiecie co? Ano takie, że nie interesuje go nic poza kasą. Poniżej kilka przykładów, kiedy pokazał, że nie liczy się z prawami kibiców, zawodników, klubów, a ważna jest jedynie dla niego kasa.

– Mecze rozgrywane w porach, kiedy nawet w metropoliach jak Madryt czy Barcelona, ludzie nie mieli jak dostać się do domu, – Mecze rozgrywane o późnych porach w piątki i poniedziałki, mimo wielu protestów lokalnych kibiców – często dostawały je te same drużyny, – Mecze rozgrywane w ważne święta miejscowe jak wigilia św. Sebastiana w przypadku Realu Sociedad czy Las Fallas w Valencii, – Mecz rozgrywany w sylwestra (!) pomiędzy Valencią a Villarreal – tak, to ten gdzie Bruno zasadził nam z wolnego, – Próba rozgrywania meczów poza granicami kraju (w USA), kosztem miejscowych kibiców, – Konflikt z zawodnikami (AFE) m.in. o ubezpieczenia i widmo długiej przerwy w rozgrywkach – zresztą konflikt Tebasa z AFE nadal trwa.

Poza tym Tebas vete ya brzmiące na prawie każdym stadionie w Hiszpanii to nie jest nowość. Nie zapominajmy również o kwestiach praw telewizyjnych, gdzie choć od dawna mówi się o bardziej sprawiedliwym podziale, to bardzo długo trzeba było czekać na jakiekolwiek zmiany. Włodarz ligi hiszpańskiej reaguje tylko wtedy, kiedy ktoś naprawdę dosadnie pokaże mu, że czas na zmiany, albo przegiął z jakimś działaniem (patrz – mecze w USA), lub kiedy ktoś podejmie za niego decyzje (pory i terminy rozgrywania meczów poza weekendem – tutaj w paradę wszedł mu Rubiales i całe RFEF). Javier Tebas to człowiek bardziej zainteresowany medialnymi wystąpieniami i wojną z Luisem Rubialesem, niż faktycznymi problemami i udowodnił to w tylu przypadkach, że naprawdę nie trzeba szukać innych przykładów jego zaniechań bądź skandalicznych zachowań czy wypowiedzi. Dlatego gdyby ten nie został nagłośniony, nic by się nie wydarzyło w sprawie.

Wracając do samej sytuacji, jestem ciekawy co by się stało, gdyby Valencia jednak na przekór gróźb sędziego nie dokończyła meczu. Z perspektywy czasu to było najlepsze rozwiązanie, nawet nie bacząc na końcowy wynik spotkania. W ten sposób to ofiara została ukarana, a oprawca (oczywiście – wina nie została udowodniona, tak tylko dodam gdyby ktoś chciał wnieść obiekcje) pozostał na boisku. Dla samego Diakhaby\'ego – choć sam mógł nalegać na powrót kolegów na boisko – to na pewno był spory cios. Co by było, gdyby Valencia nie wróciła na boisko? Federacja mogła grozić karami, ale gdyby faktycznie takowa została przyznana, spotkałaby się z linczem na skalę światową i co do tego nie mam żadnych wątpliwości, bo dzięki zachowaniu piłkarzy i tak media na całym świecie rozpisują się o sprawie. I dobrze, bo jeśli chcemy wykluczyć takie zachowania, to można to zrobić tylko w sposób zdecydowany. I tyle.

A do osób, które nie zgadzają się ze schodzeniem zawodników z boiska mam pytanie. Jak sobie to wyobrażacie? Diakhaby miał po meczu zgłosić całe zajście sędziemu, a w tej 30 minucie podejść do Gracii i poprosić o zmianę? Brzmi kuriozalnie. Jeszcze bardziej, niż to co miało miejsce. Na dodatek, wtedy wielu poddałoby pod wątpliwość, czy faktycznie coś takiego miało miejsce – bo przecież po czasie. Więc nie. Inne zachowanie nie miało sensu.

Skandaliczna konferencja prasowa Juana Cali

Jak na całe zajście zareagował sam Juan Cala? Zwołana została specjalna konferencja, na której Cala zabrał głos. Dodajmy, że już przed konferencją pojawiło się nagranie (z angielskiej stacji telewizyjnej), na którym wyraźnie słychać, że jeden z zawodników krzyknął „Negro de mierda”. Wiem, że nie każdy kibic zna hiszpański, ale sądzę, że akurat tych słów tłumaczyć nie trzeba. Mam nadzieję, że wybaczycie, wystarczy, że raz musiały przejść przez klawiaturę. Po tych słowach padło od razu pytanie „czy teraz się rozpłaczesz”?

Dociekliwi mogą stwierdzić – nie wiemy kto to krzyknął. Faktycznie, nie wiemy, bo samo nagranie jest zapisem dźwiękowym. Opinie i ocenę pozostawiam Wam. Trzeba z nimi dawkować, bo obrońca Cadiz zapowiedział wojnę przeciwko całemu światu. Jeśli jednak nie znajdą się żadne dowody będzie to bardzo podejrzane, skoro już w materiale telewizyjnym słychać co zostało powiedziane.

A co powiedział sam Cala? Przed samą konferencją usłyszeliśmy, że „Wygląda na to, że w Hiszpanii nie obowiązuje już domniemanie niewinności” – a na samej konferencji padły słowa:

„Niestety muszę pojawić się na tej konferencji. Zaczęło się od tego, że Diakhaby spadł na mnie po rożnym na połowie Valencii. Dostałem łokciem, powiedziałem, że to faul, on kazał mi wstawać. [...] Powiedziałem mu tylko, żeby zostawił mnie w spokoju, a on oskarża mnie o coś zupełnie innego. Wszystko co mówi jest kłamstwem. Jeżeli jakiś zawodnik z Cadiz powiedział, że będę przepraszał, to skończę z futbolem. To jest lincz medialny”.

Oprócz tych słów Cala potwierdził, że nie będzie rozmawiał z Diakhabym o tym co się stało. Natomiast zagroził wszystkim, którzy go oczerniają i stwierdził, że wejdzie na drogę prawną, jeśli ktoś będzie nazywał go rasistą. Dodajmy jeszcze do tego, że jeden z dziennikarzy zadał najgorsze pytanie jakie słyszałem na jakiejkolwiek konferencji prasowej – czy w przyszłości zagraniczni zawodnicy mogą wykorzystywać takie stwierdzenia, kiedy ich drużyna przegrywa spotkanie. Nie wiem co w głowie miał ten dziennikarz, ale najdelikatniej jak można to ująć – było to bardzo niesmaczne i nie na miejscu.

Oczywiście od razu po tym zajściu Valencia wystosowała ostry komunikat – Nie wierzymy Ci – przeczytamy już na samym początku. Klub w pełni wspiera Mouctara Diakhaby\'ego, a Anil Murthy potwierdza, że klub zrobi wszystko, aby sytuacja została dokładnie zbadana i wyjaśniona. Poza tym Valencia zapowiedziała walkę z rasizmem i o poprawę protokołu meczowego, aby takie sytuacje jak ta z meczu z Cadiz się nie powtarzały:

„Cala miał świetną okazję aby przyznać się do błędu i przeprosić ofiarę. Zamiast to zrobić, zaatakował zarówno Diakhaby\'ego jak i innych ludzi związanych z Valencią”.

Cyrk? Cyrkiem byłby brak reakcji

Javier Tebas zapowiedział już, że śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte... i to tyle z oficjalnych informacji. Jak cała sprawa się zakończy? Jeśli zostanie potwierdzone to co zrobił Cala, jest bardzo prawdopodobne, że czeka go bardzo długie zawieszenie. Ja mam tylko nadzieję, że sprawa zostanie wyjaśniona, a federacja wyciągnie z niej wnioski na przyszłość. Nawet zakładając to co stwierdził Santiago Canizares w telewizji (sam średnio w to wierzę, zwłaszcza po opublikowanym w sieci nagraniu audio z meczu) – mogło dojść do nieporozumienia. Jeżeli tak, to i tak sytuacja powinna zostać zupełnie inaczej rozwiązana, a naciski na klub w takiej sytuacji są nie na miejscu.

Wiecie dlaczego nie możemy tej sytuacji nazwać cyrkiem? Bo choć minęło już tyle godzin od zajścia, wypowiedziała się w zasadzie cała kadra Valencii, trener, prezes, sam Juan Cala... to nie ma żadnych głosów ze strony LFP czy nawet RFEF. Czy mnie to dziwi? Nie, tego właśnie się spodziewałem. Tylko właśnie dzięki temu, co niektórzy nazywają „cyrkiem” teraz wszystkie oczy są skierowane na włodarzy i choćby wcale nie chcieli, muszą coś z tym fantem zrobić. Nam, jako Valencianismo pozostaje tylko wyrazić wsparcie Diakhaby\'emu – tylko tyle i aż tyle.

Kategoria: Felietony | Źródło: własne