Strona główna

Pożegnalna konferencja Marcelino (cz. 2)

Marcin Śliwnicki | Wojciech Ciuraj | 14.09.2019; 15:36

Druga część konferencji

Zgodnie z obietnicą prezentujemy drugą część rozmowy Marcelino z dziennikarzami. Odpowiedzi byłego już szkoleniowca rzucają nieco światła na kulisy jego rozstania z klubem.

Jakie było pożegnanie z zawodnikami?

Smutne. Dla nas bardzo smutne. Ale to właśnie niosą ze sobą takie sytuacje. To było bardzo wzruszające. Z naszej strony czuliśmy ogromną wdzięczność, którą piłkarze odwzajemnili. Powiem to samo co chwilę wcześniej, będą w naszych sercach do końca naszych dni.

Rozmawiałeś z Anilem Murthym o zwolnieniu? Jak się o nim dowiedziałeś?

Dwie osoby z klubu przyniosły mi wypowiedzenie na piśmie. Następnie Mateu zakomunikował mi to osobiście, dlatego że sam uznał to za stosowne. Poza tym nie rozmawiałem z nikim z klubu.

Kiedy w projekcie pojawił się rozłam?

Jestem absolutne pewny, że powodem zwolnienia było Copa del Rey. W trakcie sezonu dostaliśmy bezpośrednie informacje, że mamy odpuścić puchar. Jednak kibice mieli na niego nadzieję, a piłkarze chcieli o niego grać i byli pewni, że go wygrają.

Co pan powie o oskarżeniach, że działania pańskiego agenta przy transferach piłkarzy spowodowały utratę zaufania właściciela?

Valencia CF zrealizuje ponad 50 ruchów transferowych. Mój agent uczestniczył w dwóch operacjach, sprowadzeniu Neto i odejściu Medrána na wypożyczenie do Alavés. Podczas tych 26 miesięcy żaden piłkarz przez niego reprezentowany nie stanowił części drużyny. Kto mówi inaczej, kłamie. To co tutaj mówię bardzo łatwo sprawdzić. To dowód uczciwości, z jaką pracowaliśmy.

Jest pan zaskoczony sposobem zwolnienia?

Pozostał mi szacunek piłkarzy i tych, którzy z nami pracowali. Reszta ma dla mnie drugorzędne znaczenie, a każdy odpowiada za swoje działania. Nasze bazowały na profesjonalizmie i szczerości.

Co pan poczuł po przyjeździe do Paterny po dostarczeniu panu wypowiedzenia?

Na początku nie byłem przekonany. Nie mogłem w to uwierzyć. Po tym co osiągnęliśmy, byłoby nielogiczne, że sztab przestaje wykonywać swoje zadania. Poczułem wtedy niedowierzanie i niemoc.

Jasno wskazał pan powód zwolnienia, ale jak wyglądał cały wcześniejszy proces?

Po wygraniu Pucharu byliśmy bardzo szczęśliwi z pracy, jaką wykonaliśmy. Około 30 czerwca zaczęły pojawiać się sygnały, które pokazały że model pracy się zmienił. W rezultacie polecieliśmy do Singapuru porozmawiać z Peterem Limem. Tam spotkały nas sytuacje normalne, ale tez jedna, której się nie spodziewaliśmy. Powiedziano mi, że jest absolutne zaufanie do sztabu i wszystko pozostanie po staremu.

Wracamy, lecimy do Szwajcarii i okazuje się, że jest inaczej. Warunki uzgodnione z dyrektorem zmieniły się, ale nikt nam tego nie powiedział w twarz. Właściciel ma pełne prawo zmienić plan działania, ale powinniśmy być o tym poinformowani. Zawsze staraliśmy się poprawić poziom zespołu, co pokazały wyniki. Taki był nasz cel. Potem pojawiła się ta sytuacja z Mateu i Pablo, a następnie kolejne wydarzenia. Były sytuacje, które mogliśmy zaakceptować i takie, których nie mogliśmy, ale generalnie współpraca nie szła w tym samym kierunku.

Lim pogratulował panu wygrania Copa del Rey?

Nie. Kiedy 19 czerwca przybyłem do Singapuru, pogratulował mi awansu do Ligi Mistrzów, a nie zdobycia pucharu. Możecie wyobrazić sobie moje zdumienie.

Uważa pan, że stawiał się pan właścicielowi?

Nie jestem tym, który by się stawiał. Nie podważam niczyjego autorytetu. Fakt mojej relacji z dyrektorem generalnym tego dowodzi. Żyłem z nim i razem współtworzyliśmy zwycięski projekt. Czasem pojawiały się rozbieżności, ale one wzbogacają. Nie jestem tym, który powinien, mógłby lub chciałby się stawiać. Ani tych pode mną, ani nade mną. Moim jedynym celem, który moim zadaniem, odkąd tu przyjechałem było wyrażanie opinii, aby poprzez konsensus dotrzeć do konkluzji i powziąć decyzje. W początkowym porozumieniu, jednostronnie później złamanym, był zawarty jeden warunek, bez którego nie podpisałbym kontraktu z Valencią. To ja miałem mieć decydujący głos w przygotowywaniu zespołu. Moje „nie” było wyrazem tego decydowania. Brak ingerencji w to, co należało do moich kompetencji, jest według mnie tym, co prowadziło nas do sukcesów.

Czy powiedziano panu dlaczego Puchar Króla nie był istotny dla właściciela?

Nie. To były nieistotne rozgrywki, w których udział mógł utrudnić walkę o czwarte miejsce w lidze. Pucharowy mecz z Getafe przywrócił nam wiarę i był kluczowy także w kontekście walkę o Ligę Mistrzów.

Co czuje trener wiedząc, że mimo osiągnięcia wszystkich celów nie udało mu się utrzymać posady?

To oczywiste, że wyniki nie były przyczyną mojego zwolnienia.

Czy to co wydarzyło się pod koniec pańskiej pracy w Villarealu i teraz tu, w Valencii, nauczyło Cię czegoś?

Rzeczywiście, można dostrzec wiele podobieństw w tych sytuacjach. Przybyłem do Villarealu gdy występował w drugiej lidze i wywalczyłem awans, a później zespół występował w Lidze Mistrzów. Valencię przejmowałem po dwóch słabych sezonach, a dwukrotnie udało nam się awansować do Champions League. Wystąpiliśmy w półfinale Ligi Europy, półfinale Pucharu Króla, a w zeszłym sezonie pokonaliśmy Barcelonę w finale i zdobyliśmy to trofeum. Wiem kto jest nade mną. Nigdy nie kwestionuję autorytetu przełożonych. Mateu jest wielkim fachowcem i odpowiedzialnym człowiekiem. Wyraziłem swoją opinię publicznie w celu dalszego rozwoju klubu.

Pożegnałeś się z posadą zaledwie dwa miesiące po wygraniu Pucharu Króla. Podejrzewałeś, że to może się wydarzyć?

Nigdy nie myślałem, że mogę zostać zwolniony. Na spotkaniu, które odbyliśmy 19 lipca zapewniono nas, że nasze posady są absolutnie pewne. Po tego typu deklaracji wypowiedzianej twarzą w twarz, miałem przeczuwać, że będzie inaczej?

Ale czy coś wydarzyło się między wygraną w Pucharze, a ostatecznym zwolnieniem?

Miały miejsce bardzo specyficzne sytuacje, nie tylko ze mną. Wszystkie fakty utwierdzają mnie w przekonaniu, że to zdobycie Pucharu Króla przyczyniło się do mojego zwolnienia.

W jakiej sytuacji jest Alemany?

Mateu jest prawdziwym profesjonalistą. To on dał mi szansę pracy w Valencii i zawsze będę mu wdzięczny. Wiele razem przeżyliśmy i nasze relacje z czysto zawodowych zmieniły się także w prywatne. Dla mnie to Mateu jest dyrektorem generalnym klubu.

Czy miał pan problemy z powodu młodych talentów?

W ciągu dwóch lat dwukrotnie awansowałem do Ligi Mistrzów. W tym czasie zadebiutowało pięciu wychowanków. Ferran jest najmłodszym piłkarzem w historii Valencii, który rozegrał 50 oficjalnych spotkań. Wszystkie ze mną jako trenerem. Kiedy tu przybyłem Gayà wystepował w reprezentacji do lat 21. Dziś to zawodnik z absolutnego topu. Soler za mojej kadencji stał się ważnym zawodnikiem pierwszego składu. Kangin zadebiutował i jest w czołówce ligi jeśli chodzi o rozegrane minuty w jego wieku. To jest rzeczywistość. Nikt mnie nie zmuszał do stawiania na młodych. Uważam, że niesprawiedliwym jest mieszanie Kangina w sprawę mojego zwolnienia.

Czy transfer Thierrego Correii został zaakceptowany przez sztab szkoleniowy?

Biorąc pod uwagę, że mieliśmy inne priorytety na tę pozycję, ale nie były one wykonalne, zgodziliśmy się na tę opcję.

Jak pan ocenia przybycie Celadesa?

Jesteśmy bardzo wdzięczni fanom. Kibice Valencii są bardzo wymagający i miałem to szczęście, że byłem akceptowany przez większość z nich. Jestem dumny z tych dwóch lat. Byłem tu bardzo szczęśliwy. Teraz trenerem Valencii jest Celades i kibice muszą go wspierać. Z całego serca życzę Celadesowi powodzenia.

Czu uważa pan, że właściciel nie rozumie różnic między klubem, a firmą?

Nie chcę odpowiadać na to pytanie. Valencia to nie firma, to coś więcej. Klub ma niesamowitą, wielką historię. Nie wiem czy Peter Lim w taki sposób rozumie ten klub. To pytanie należy zadać jemu.

Jak pan ocenia reakcję graczy?

To było niesamowite, ale okazywali nam to każdego dnia. Bardzo to doceniam. Ten zespół chce się rozwijać i miał to bardzo utrudnione w przygotowaniach do sezonu. Nawet sobie nie wyobrażasz. Jest wielu piłkarzy, którzy pamiętają poprzedni okres destabilizacji. Jestem przekonany, że zrobią wszystko by pozostać w czołówce.

Uważa pan, że Mendes miał coś wspólnego z pańskim zwolnieniem?

Nie będę oceniał jego działań.

Czy uważa pan, że właściciel traktuje klub priorytetowo?

Właściciel ma prawo robić to co uważa za stosowne. Powiedziano nam jednak, że Rodrigo zostanie sprzedany i nikt nie zostanie sprowadzony w jego miejsce, a przynajmniej nikt prezentujący chociaż zbliżone umiejętności. Z takimi problemami musieliśmy się mierzyć podczas przygotowań. Sztab chciał się rozwijać, iść do przodu i właśnie takie decyzję pokazują czy pragniesz sukcesu czy ma on drugorzędne znaczenie.

Czy latem zdarzały się momenty, w których brakowało panu szacunku?

Peter Lim mógł w każdej chwili modyfikować sposób pracy,. To było dla mnie zawsze oczywiste i zawsze okazywałem należyty szacunek. Jestem tylko człowiekiem i już na pierwszym spotkaniu powiedziałem właścicielowi, że nigdy nie będzie mógł zarzucić mi braku zaangażowania.

Czy w ubiegłej kampanii, także był naciski z góry żeby odpuścić puchar?

Tak, założenia były podobne. Udział w kolejnych fazach tych rozgrywek oznaczał do właściciela ryzyko kontuzji i zmęczenie. Jednak Valencia to klub, który zawsze musi walczyć o zwycięstwo. Nigdy nie straciliśmy zaufania piłkarzy i wiarygodności.

Jak pan sądzi, czy Meriton wywiera presję na Alemanym?

Nie chcę interpretować ich działań. Nie znam ich motywów. Przyszedłem tu dzisiaj pożegnać się i podziękować za wszystko co przeżyłem w Valencii.

Czy sprawa Rafinhii miała wpływ na pańskie zwolnienie?

Naszym celem był dalszy rozwój tej drużyny. Taki był nasz pomysł na ten projekt. Nigdy nie zmieniliśmy naszego postępowania.

Czy był jakiś moment, w którym rozważał pan rezygnację?

Nie, ponieważ czułem się odpowiedzialny za tę drużynę, za ludzi, z którymi pracuję.

Czy klub wytłumaczył panu jakoś motywy zwolnienia?

Nie.

Czy jest coś co po czasie zrobiłby pan inaczej?

Chciałbym dalej być trenerem Valencii. Trener zawsze popełnia błędy i ja także je popełniałem. Na tym polega ta praca.

Kategoria: Wywiady | Źródło: El Desmarque